niedziela, 17 maja 2015

16. Wspomnienia nadchodzących czasów

Eressëa spoglądał na rozwój wypadków w zamyśleniu. Tak wiele osób przeszłoby tym mostem bez najmniejszych trudności, zdołałoby wrócić i przejść ponownie, a on nawet by nie drgnął. Inni przedostaliby się na drugą stronę w ślimaczym tempie, a ostatnia nić zerwałaby się dopiero, kiedy bezpiecznie stanęliby na ziemi. Wielu, ale nie Seet-Far. Przecież Żywioły musiały zadbać o swoich Czempionów, więc w trosce o „godną” rozrywkę postanowiły uczynić jednym z nich ofiarę losu.
- Przyniesie nam pecha. - mruknął do siebie patrząc jak chłopak spada w głęboką przepaść Smoczej Rozpadliny. Nie miał wyjścia. Odetchnął głęboko z rezygnacją i skoczył za chłopakiem.
Czuł na całym ciele chłoszczące ciosy powietrza, toteż dla lepszej koncentracji zamknął oczy i skupił całą swoją siłę na plecach. Jego serce biło miarowo, krew krążyła powoli w żyłach, zaś płuca po chwili bezdechu wypełniły się świeżym powietrzem.
Zaczęło się od niemal czułego mrowienia w łopatkach, pękająca skóra była pieszczotą dla ciała, kiedy ramiona stawały się masywniejsze, twardsze, silniejsze. Skóra zamieniła się w twarde łuski, dłonie w szpony zdolne rozszarpać przeciwnika jednym ciosem, zaś kości łopatek uległy modyfikacji wydłużając się. Ich ostre końce wyszły z ciała długimi łukami, a następnie rozrosły się jeszcze bardziej, by na koniec wszystkie zostały połączone delikatną, ale wytrzymałą błonką skrzydeł.
Zakończywszy połowiczną transformację upodabniającą go do gargulca strzegącego dawniej ludzkich siedzib, rozwinął i złożył skrzydła, a ten prosty ruch sprawił, że opadanie przerodziło się w ostre pikowanie. Bez najmniejszych trudności zbliżył się do umysłowo nieprzytomnego spadającego mieszańca, który już nawet nie krzyczał, ale spoglądał na przybliżającą się w niesamowitym tempie ziemię.
Eressëa przylgnął do jego pleców, objął ramionami stosunkowo wątłą w tej chwili klatkę piersiową i zaczął powoli zmieniać kąt spadania. Gdyby zwyczajnie go zatrzymał lub gwałtownie zmienił kąt, w najlepszym wypadku połamałby mu żebra lub wyrwał ramiona ze stawów, w najgorszym mógłby nawet zabić chłopaka. Wykorzystał więc czas, jaki oferowała mu wysokość, by w końcu móc się zatrzymać, a następnie poderwać do góry.
Kiedy do Seet-Fara zaczęło docierać, co się właściwie dzieje, jego wymęczone przerażeniem serce niemal w ostatniej chwili boleśnie zmieniło bieg. Jak daleki był od śmierci z powodu strachu, który wycisnąłby z niego ostatnie uderzenie życia? Dopiero teraz zaczął także odczuwać dyskomfort mokrych spodni i nie miał pojęcia, kiedy właściwie zwieracze puściły uwalniając z jego pęcherza cały zgromadzony do tej pory mocz. Im większą kontrolę przejmowała nad jego ciałem świadomość, tym bardziej czuł się oszołomiony i obolały na całym ciele.
Nogi załamały się pod mieszańcem, kiedy stanął bezpiecznie na ziemi, a cała adrenalina wyparowała z jego krwi. Początkowo smok podtrzymywał go, jednak szybko dał sobie z tym spokój i pozwolił by chłopak klapnął ciężko i boleśnie na ziemię. Jeszcze drżał, kiedy żołądek zbuntował się przeciwko takim rewelacjom i zwrócił całą swoją zawartość, której nie było wiele, ale nabrała już gorzkiego, gryzącego smaku oraz palących przełyk właściwości. Nigdy więcej nie chciałby tego powtarzać, nigdy więcej nie planował stawać nad przepaścią, bez względu na budulec mostu!
- Dlaczego nie przeniosłeś nas wcześniej?! - warknął na smoka, chociaż jego głos zabrzmiał piskliwie, co tylko przelało czarę goryczy. Skrajne upodlenie i poniżenie. Miał być Czempionem swojego Żywiołu, a tymczasem był tchórzem, który zmoczył spodnie, zwymiotował, roztrząsł się i krzyczał jak baba. Gdyby wiedział, że tak będzie, wolałby zginąć w wymarłej części lasu, gdzie czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Ponieważ częściowa przemiana mnie wyczerpuje, więc jest ostatecznością, zaś w mojej pełnej formie nie zmieściłbym się między przepaścią a skalną ścianą. Dodam, że nie mogłem nad nią przelecieć, ponieważ w lesie nie wyląduję, a jak obaj widzieliśmy na twojej mapie, za skałami jest bardzo gęsty las. Na przyszłość bądź przynajmniej na tyle inteligentny żeby móc samemu wydedukować odpowiedzi na swoje głupie pytania. - na Eressëa złość chłopaka nie zrobiła najmniejszego wrażenia. Skrzywił się za to patrząc na mokre spodnie swojego towarzysza, które wymuszały na nich znalezienie konkretnego miejsca postoju. Potrzebowali źródła płynącej wody, która nie tylko napełni ich bukłaki, ale również zmyje pot i mocz z ubrania mieszańca.
Mężczyzna obsłużył się więc sam przeglądając mapę w poszukiwaniu właściwego miejsca. Wcześniej planował zatrzymać się zdecydowanie dalej, ale w sytuacji takiej jak ta, nie miał innego wyjścia, jak zmienić swoje plany na bardziej przystępne dla mieszańca.
- I wszystko jasne. - oświadczył po dłuższej chwili, podczas której chłopak znowu wymiotował. - Ruszamy w drogę i zboczymy trochę z naszej trasy żeby dojść do niewielkiego strumienia pół dnia drogi stąd. Nie możemy marnować czasu na twoje dochodzenie do siebie, więc podnoś swoją zesikaną, szacowną dupę i maszeruj. - wydał polecenie zabierając od towarzysza jego bagaże, które na szczęście nie ucierpiały podczas gwałtownej drogi ku ziemi.
Seet-Farowi nie uśmiechała się tak szybka decyzja o podjęciu dalszej wędrówki, ale nie chciał wyjść na jeszcze większego mięczaka niż dotychczas. Jakże on nienawidził w tamtej chwili tego zadufanego smoka! Gdyby był silniejszy, zrobiłby mu krzywdę, ale upokorzony i osłabiony niedawnymi wydarzeniami nie dałby sobie z nim szans za żadne skarby świata. Postanowił więc być na tyle dzielnym, żeby dotrzeć do wyznaczonego pospiesznie miejsca postoju, gdzie doprowadzi się do stanu jako takiej użyteczności i może chociaż w niewielkim stopniu zapomni o wstydzie. Oddałby za to wiele, ponieważ nie wiedział, jak teraz spojrzy w oczy smokowi – komuś, kto poznał najbardziej wstydliwe zakamarki jego jestestwa, a więc słabość i strach.
Smok ruszył w drogę raźnie i nie zwracał najmniejszej uwagi na idącego z pewnym trudem kompana, który z kolei był wyczerpany, ale zdeterminowany pokazać temu nadętemu balonowi na co naprawdę stać kogoś, kto ma w żyłach krew ifrytów i tiikeri. Niestety, same chęci to za mało i po pewnym czasie mieszaniec słaniał się na nogach, ale nie skarżył się póki nie upadł na kolana zlany potem, zasapany, z trudem przytomny z powodu osłabienia organizmu, który przeżył tak wielki szok zaledwie godzinę wcześniej. Zresztą, niespokojny, pusty żołądek również zrobił swoje i chociaż Seet-Far dawał z siebie wszystko, nie mógł już dłużej dzielnie znosić takiego wysiłku.
Na szczęście smok miał tyle taktu, że oszczędził kąśliwych komentarzy i w kilku zaledwie słowach oświadczył, że planuje znaleźć dla nich świeże mięso oraz chrust na rozpalenie szybkiego, małego ogniska. Przecież nie planował nieść mieszańca przez całą dalszą drogę, a do tego niechybnie by doszło, gdyby go zamęczył i nie zlitował się narzucając zabójcze tempo marszu.
To dzięki jego wspaniałomyślności, która budziła w mieszańcu chęć mordu, mogli zapełnić żołądki świeżą krwią oraz pieczonym mięsem, a następnie odsapnąć dłuższą chwilę przed drogą.
Seet-Far nie wiedział nawet, w którym momencie przysnął, ale doskonale wiedział, kiedy się obudził. Został bowiem niemiłosiernie oblany lodowatą wodą, która była w równym stopniu orzeźwiająca, co bestialsko nieprzyjemna, ponieważ na chwilę wprawiła jego ciało w drżenie.
- Chodź. Znalazłem grotę, a w niej źródło świeżej słodkiej wody. - rzucił zupełnie obojętnie smok, a jego słowa ukróciły całą wściekłość gotującą się w mokrym teraz od stóp do głów chłopaku.
Znalezione przez mężczyznę miejsce okazało się idealne na nocny postój i prawdziwy odpoczynek, toteż zarówno smok, jak i mieszaniec mogli wyprać ubrania, wyszorować się i osuszyć wszystko przy ognisku, którego blask kryły skalne ściany, chociaż dym wciąż mógł zdradzić ich kryjówkę drapieżnikowi czyhającemu na łatwą zdobycz. Nie przejmowali się tym jednak, ponieważ najgorsze wydawało się być za nimi.
Nie wiedzieli, jak bardzo się mylą, choć postój wyszedł im na dobre i z nastaniem świtu mogli udać się w drogę ku poprzedniej ścieżce, która wiodła zdradliwymi drogami przez skalne pustkowie tej stosunkowo niewielkiej góry.
W górę i w górę, w dół i znowu pnąc się ku niebu przemierzali kolejne kilometry pokrzepieni, wypoczęci i zamknięci w ciszy naruszanej wyłącznie odgłosem ich kroków, toczących się kamyczków, popiskujących gryzoni. To milczące porozumienie między nimi bardzo odpowiadało mieszańcowi, jako że nie był gotowy na konfrontację z osobą, która widziała go w sytuacji nie wartej nawet wspominania. Seet-Far był zamknięty pośród myśli o upadku, poniżeniu zdradliwego ciała, dziecięcej słabości wypływającej z niedojrzałości. Wspomnienia były natrętne, nie pozwalały o sobie zapomnieć, dręczyły go przyprawiając o zawroty głowy.
- Wiesz, znałem kiedyś mężczyznę, który przypadkowo kichnięciem napluł innemu na łysy łeb. Chociaż łysy był naprawdę wściekły, szybko zapomniał o tym wydarzeniu, za to winowajca tak długo zadręczał się tym co zrobił, że sam stracił wszystkie włosy i pochorował się na tyle poważnie, że umarł. Rozumiesz, co chcę ci powiedzieć? - smok przerwał ciszę, co wydawało się zadziwiającym wydarzeniem wartym odnotowania. Zawstydzony i zarumieniony chłopak był jednak zbyt pochłonięty swoim nieszczęściem, by to docenić.
- Chyba tak. - mruknął w odpowiedzi, co bynajmniej nie zadowoliło jego towarzysza.
- Chyba? Pozwól, że odniosę się z wielką nieufnością do twojej inteligencji i wyjaśnię ci to, co wyjaśnień nie potrzebuje. Po pierwsze, zamartwianie się wpadkami nie ma najmniejszego sensu, ponieważ nie liczysz się dla tego świata na tyle, by każdy chciał wiedzieć, że zrobiłeś pod siebie. Po drugie, o czymś takim się po prostu zapomina, a jeśli się nie zapomni to wiedz, że większość z nas kiedyś umrze i zabierze przykre dla ciebie wspomnienia ze sobą. Jeśli jednak ktoś, kto był świadkiem twojego poniżenia nie umrze... doczeka się swoich własnych problemów, które będą o wiele ważniejsze od twoich potknięć. Zaaferowany sobą nie będzie miał czasu na ciebie. Poza tym, czas zatrze w pamięci najstarszych wspomnienia nieistotne, które nie mają wpływu na ich życie, na życie świata. Spójrz na mnie. - rozkazał i sam wpatrywał się w Seet-Fara. - Żyję od tak dawna, że nie pamiętam większej części mojego życia. Pamiętam za to wydarzenia, które sprawiły, że znalazłem się w tym miejscu w tej konkretnej chwili. Pamiętam to, co sprawiło mi ból, to co koiło moje rany i było balsamem dla duszy. Uważasz, że twoje zesikane spodnie są tym, co chciałbym rozpamiętywać przez lata? Zostałem zdradzony, w wyniku czego straciłem osobę, którą kochałem najbardziej, a teraz służę zdrajcy z nadzieją na śmierć. Powiedz mi szczerze, czy ty masz dla mnie jakiekolwiek znaczenie?
- Nie, na pewno nie. - przyznał zawstydzony swoją samolubnością i zapatrzeniem w siebie chłopak. Nawet jeśli miałby być kochankiem smoka, jak zarzekał się na moście, nie miałby dla niego znaczenia. Między nimi nie było miłości, nie było żadnych szczególnych uczuć i mieszaniec doskonale wiedział, że ich nie będzie. A więc nawet seks, a planował dotrzymać obietnicy złożonej samemu sobie, jako że przeżył przejście przez Rozpadlinę, będzie tylko chwilową przyjemnością, która nie zmieni losów świata, nie wpłynie na życie smoka. Teraz już doskonale rozumiał wszystko to, co chciał mu przekazać Eressëa. Nie chodziło o pokrzepienie, ale o lekcję życia, która im obu miała umilić wspólną podróż. Nie ważne, co się wydarzy, ponieważ nie będzie miało znaczenia. Nawet jeśli mieliby zostać przyjaciółmi, co wydawało się mglistą możliwością, to smok będzie szukał śmierci i zabierze sekret ze sobą lub powie komuś, kto będzie musiał uporać się ze swoim życiem, więc nie znajdzie czasu na rozpamiętywanie cudzego.
- Teraz rozumiem. - przyznał chłopak z namysłem. - To znaczy, że nie będziesz miał nic przeciwko sypianiu ze mną?
Smok spojrzał na niego unosząc brew. Nie sposób odgadnąć, co działo się wtedy w jego głowie, ale ostatecznie wzruszył ramionami obojętnie i odpowiedział dyplomatycznie:
- Nie mówię nie. Jak na razie nie sprawiłeś jednak bym chciał posunąć tę znajomość na tyle daleko i śmiem wątpić, czy w ogóle potrafisz to zrobić.
- Udowodnię ci! Sprawię, że sam będziesz mnie błagał... - widząc spojrzenie mężczyzny zawahał się – No dobrze, może nie błagał... Ale sam będziesz tego chciał! Jestem najlepszy!
- To zdanie twoich kochanków czy prawej ręki? - padło zadane z przekąsem pytanie, na które Seet-Far nie planował odpowiadać.
Jeśli czegoś się nauczył, to tego aby nie brać wszystkiego do siebie. Tym bardziej, kiedy rozmawiał z kimś tak wiekowym jak Eressëa.
- Uznam twoje pytanie za przejaw zainteresowania moją osobą. - powiedział po chwili z przekornym uśmiechem. - W końcu nie mówisz wiele, a skoro już się odezwałeś...
- Robisz się coraz głupszy, a myślałem, że to niemożliwe. - smok rzucił chłopakowi spojrzenie zabierające w sobie kpinę, groźbę i rozbawienie. Może jednak mieli jakieś szanse na związek, skoro tak znakomicie potrafili się dogadywać? - Zresztą, gołowąs w obsikanych spodniach nie powinien być taki pewny swojego uroku. - w głosie smoka słychać było kpinę, a jego słowa sprawiły, że Seet-Far zapowietrzył się i chociaż chciał coś powiedzieć, chciał skomentować, nie był w stanie nic z siebie wyrzucić. Nadąsał się więc mimo woli i obrażony odszedł od towarzysza podróży na kilka kroków. Postanowił całym sobą pokazać, że nie podobał mu się ten przytyk. Zresztą, komu przypadłby do gustu. Mógł tylko mieć nadzieję, że smok naprawdę zignoruje tamto wydarzenie i przestanie do niego wracać, tak jak zapowiedział wygłaszając swoje wyszukane mądrości. W przeciwnym razie misja Czempionów będzie dla mieszańca istną katastrofą.
- Wyszorowałem spodnie dokładnie... - mruknął tylko do siebie jakby chciał dodać sobie otuchy.

1 komentarz:

  1. ~Safira Luna Blacke17 maja 2015 23:02

    Mogę tylko powtórzyć poprzedni komentarz. Moja ulubiona para niech im się wiedzie. Zastanawia kto kogo zagnie, albo co zwycięży doświadczenie czy głupia młodość. Osobiście jestem za tym drugim bo chyba będzie zabawniej. :-)

    OdpowiedzUsuń