niedziela, 5 kwietnia 2015

11. Wspomnienia nadchodzących czasów

Seet-Far
Kiedy wyruszał w drogę, żegnała go tylko siostra, która jako jedyna nie posłuchała jego prośby i postanowiła się z nim rozstać w czuły, sentymentalny sposób. Nie podobało mu się to, że dziewczyna łamała zasady ustanowione przez matkę, a jeszcze bardziej brak posłuszeństwa jego prośbom i groźbom. Robiła na co tylko miała ochotę z tą miną niewiniątka na ślicznej twarzyczce. Kogoś takiego jak ona nie dało się ujarzmić i nie miało to nic wspólnego z jej rasą. W końcu Ifryci wcale nie byli tak energiczni, jak wydawało się innym. A przynajmniej większość z nich taka nie była.
Na szczęście nie robiła scen, chociaż płakała nie chcąc by odchodził. Nawet nie rozumiał skąd wzięło się tak wielkie przywiązanie księżniczki takiej jak ona do bękarta takiego jak on. Widać jednak przeciwieństwa się przyciągały, ponieważ byli dla siebie przyjaciółmi, choć nic na to nie wskazywało.
Seet-Far dopiął wszystko na ostatni guzik, a przynajmniej taką miał nadzieję. Od miejsca spotkania dzieliły go całe tygodnie drogi, więc wyruszając przygotował się na wszystko. Zresztą, planował korzystać ze swoich umiejętności odziedziczonych po rodzicach, o ile było to w jego zasięgu. Nadal nie potrafił przecież zapanować nad tiikeri w sobie. Czasami potrafił wymusić na swoim organizmie częściową przemianę, która czyniła z niego obiekt drwin. Uszy, ogon, czasem jedna łapa, ale nigdy nie było idealnie. Może dlatego rozładowywał swoją frustracje na innych w jedyny znany sobie sposób, który pomagał – seks. Tłumaczył się poszukiwaniem właściwej osoby, ale w rzeczywistości nie wierzył, że znajdzie kogokolwiek. Był dziwadłem, jak lubiła podkreślać żona jego królewskiego rodzica. Wydawało mi się, że nie bierze sobie tego do serca, a jednak z czasem sam zaczął myśleć o sobie jako o wybryku natury.
Może ta podróż dobrze mu zrobi? Pomoże mu odzyskać wiarę w siebie?
- Gdyby jeszcze nie była taka nudna... - mruknął z przekąsem do siebie, kiedy leniwie powłóczył nogami posuwając się do przodu. W takim tempie na pewno nie zaszedłby na czas, ale nie widział innego wyjścia, jak tylko iść i iść, póki nie odzyska chęci i animuszu.
I on się dziwił, że jego siostra nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu? Sam był nie lepszy! Ona również na początku przejawiałaby entuzjazm, ale z czasem monotonia by ją znudziła. W końcu mieli w sobie tę samą krew, a przynajmniej w połowie.
„Gdyby nadal istnieli ludzie...” przyszło mu na myśl „Na pewno by mnie napadli, a to oznaczałoby jakąś rozrywkę. Mógłbym spróbować swoich sił w zabijaniu.” Wiedział, że to głupie, ale nie potrafił powstrzymać swojej podświadomości, która podrzucała coraz to dziwniejsze scenariusze by rozerwać go chociaż na chwilę. „Wataha wygłodniałych wilków w natarciu” snuł dalej swoje dziwaczne fantazje. „Ciekawe jak smakuje wilk. Głodny byłby żylasty... Nie, to tak jakbym planował jeść własnego ojca. Fuj!” opanował się i skarcił.
Niestety, teraz znowu było mu nudno, jak małemu dziecku, które musi wypełniać obowiązki, kiedy wolałoby się bawić. Ale tak jak dzieci nie sposób zadowolić, nawet kiedy mogą bawić się do woli, tak i młody mieszaniec stanowił nie lada problem. Z jednej strony pragnął się zabawić, z drugiej chciał byś takim, jakim był dawniej, ale jednocześnie doroślejszym, dojrzalszym. Chciał udowodnić światu, że stać go na więcej. Był pewny, że w końcu dowiedzie swojej wartości, świat się mu pokłoni!
- Albo i nie... - mruknął znowu do siebie i usiadł na pniu zwalonego wichurami drzewa w rzadkim lasku. Nie chodziło o odpoczynek, ponieważ nie czuł zmęczenia. Po prostu chciał siedzieć, chciał nie robić nic, więc to robił. Był teraz panem samego siebie. Leniwym, znudzonym, ale jednak panem.
Wziął potężny haust wody, zjadł odrobinę zabranego ze sobą prowiantu i po prostu zapatrzył się w niebo, które bez najmniejszego problemu wychodziło spomiędzy rzadkich koron nielicznych drzew. W tej okolicy raczej nie można było liczyć na nic więcej. Zbyt daleko od chłodnych gór i deszczowych równin, zbyt blisko gorącej pustyni.

Im dalej między lasy,
W deszczowe, wonne knieje,
Tym łatwiej jest zejść z trasy,
Kiedy się nic nie dzieje.

Zaintonował przyśpiewkę.

Cel przecież jest daleki,
Nie spieszy się ku nam,
Nie płynie z biegiem rzeki,
I nie otwiera bram.
Przygoda za to czeka,
I rwie się w siną dal,
A życie wciąż ucieka,
Utracić je jest żal.
Lecz pomyśl znów o celu,
O słodkim jego smaku,
Zawiodło już tak wielu,
Nie dali życia znaku.
Przygoda cię zabawi,
Lecz nie da ukojenia,
Bo choć humor poprawi,
To wiedzie do cierpienia.

„I tak nikt w to nie wierzy.” prychnął w myślach. „Każdy rozsądny, szanujący się mężczyzna wybierze przygodę zamiast obowiązku, który jest celem życia. Zamiast skręcić w prawo, skręci w lewo. Chyba tylko ja jestem tak beznadziejny, że jednak pójdę po śladach mojego życiowego celu narzuconego przez Żywioły.”
Sposobności do zmiany decyzji było wiele każdego dnia. Nudne dni, nikt nie prosił się o kłopoty, nie stawał mu na drodze. Powietrze stawało się coraz bardziej przejrzyste i chłodne, deszcz padał o wiele częściej, zieleń była soczystsza, gęstsza, a drzewa wyższe i silniejsze. Nawet zwierzęta się zmieniły. Grubsze futro, więcej tłuszczu, było ich również o wiele więcej, niż w rejonach, z których wyruszył i które mijał. Pustynia pozostała daleko za nim.
Dopiero w czasie ulewy, kiedy cel był bliższy, a natura bardziej przychylna przeciętnym rasom, coś zaczęło się zmieniać. Temperatura otoczenia spadła nieznacznie, zwierzęta umknęły, ale Seet-Far czuł ich ciepło bardzo wyraźnie dzięki swojej mocy Ifryta. Najważniejsze było jednak to jedno, przejmujące ciepło, które nie płynęło od żadnego ze zwierząt. Czuł, że ciemne włoski na jego karku unoszą się jak naelektryzowane, a węgielki oczu szarzały pod wpływem tego gorąca, które budziło się teraz do życia. Ktokolwiek emanował takim intensywnym ciepłem, musiał być kimś więcej niż każdy, kogo do tej pory na swojej drodze spotkał Seet-Far.
Mieszaniec nie wytrzymał. Pognał pędem w stronę, z której dochodził ten ukrop. Nie zwracał uwagi na chłoszczące jego policzki gałęzie. Usłyszał ryk zwierząt, podchodząc bliżej także odgłosy walki. Zawahał się przez chwilę rozumiejąc, że tak gwałtowne ciepło spowodowane było przez podniesioną adrenalinę. Był już przed kurtyną z gałęzi i liści, kiedy zastanowił się jeszcze raz nad tym, czy powinien pakować się w samo serce jakiejś burzy, ale nie zdecydował się na ucieczkę. Zamiast tego odgarnął zasłonę liści i stanął oko w oko z bestią.
A raczej z przystojnym, dojrzałym i nagim mężczyzną, który zamiast zwyczajnych dłoni miał smocze szpony, a skórę pokrytą licznymi bliznami. Najwyraźniej w czymś mu przeszkodził, ale sądząc po okolicznościach i postawie w zabiciu leżącego pod nim jelenia, który wystraszonym spojrzeniem obrzucił całą tę scenę.
Stali w miejscu, patrzyli na siebie, a czas uciekał. Nieznajomy odsunął się od jelenia, który podniósł się pospiesznie na nogi i stanął w bojowej pozie zasłaniając rodzącą sarnę.
Seet-Far spojrzał na wychodzące z jej łona racice, na krew i błonkę, które je otaczała. Zbladł, zakręciło mu się w głowie i stracił kontakt z rzeczywistością.

2 komentarze:

  1. ~Safira Luna Blacke5 kwietnia 2015 21:51

    Jak zwykle oczekiwany przeze mnie odcinek ale bardzo ale to bardzo krótki (smutek). Na święta mógłby być trochę dłuższy:-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mógł, właśnie ze względu na święta, które wiążą się z przygotowaniami, masą obowiązków i redukcją czasu wolnego do minimum.

    OdpowiedzUsuń