niedziela, 12 kwietnia 2015

12. Wspomnienia nadchodzących czasów

Eressëa i Seet-Far
Pięknie! Tylko tego mu brakowało. Eressëa patrzył na nieprzytomnego chłopaka ze złością, niechęcią, niemal obrzydzeniem, a wszystko dlatego, że nienawidził sytuacji, kiedy to był zmuszony podejmować decyzje mogące zaważyć na jego dalszym losie. Jeden wybór i wszystko potoczy się właściwie lub rozleci jak słabo osadzone na gałęzi gniazdo w czasie burzy.
- Będę tego żałował. - mruknął i przeczesał dłonią swoje bardzo jasne włosy. Przypadkiem dotknął zoranej skóry twarzy, co przypomniało mu o tym, jak paskudny widok musiał ujrzeć chłopak – bestię gotową by zabić. Ale i tak zemdlał poddając się bez walki woli mężczyzny. Instynktu samozachowawczego brat, to było już pewne. Ile ktoś taki może przetrwać sam w lesie?
Smok odrzucił jednak te nieprowadzące do niczego rozważania i, na przekór samemu sobie, postanowił pomóc przygłupiemu najwyraźniej młodzieńcowi. W tym celu opuścił niedoszłe miejsce zbrodni, złapał leżącego za nogi i odciągnął bezceremonialnie poza legowisko. Z tobołem ciągniętym za sobą, wrócił pod drzewo, w którym ukrył swoje rzeczy i usiadł obok nieprzytomnego chłopaka, któremu przyglądał się z ciekawością, nieufnością i niezadowoleniem.
Chłopak obudził się w jakiś czas później i gwałtownie odsunął od intruza, który mógł już zrobić z nim wszystko od zabicia począwszy, a na gwałcie kończąc. Ocenił szybko sytuację i odetchnął z ulgą. Był cały, zdrowy, a przede wszystkim żywy, co niestety nie zmieniało faktu, że ten stan rzeczy mógł się szybko skończyć.
Mierzyli się wzrokiem przez pewien czas i czuli wyraźnie, że między nimi coś się unosi, jakby niewidzialna mgiełka, łącząca ich nić przeznaczenia, nagłe uczucie.
„Przystojny” zauważył w myślach Ifryt.
„Niebezpieczny” podświadomość podszepnęła smokowi.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - powiedzieli do siebie jednocześnie. Rozbudziło to zainteresowanie Seet-Fara nieznajomym oraz wzmogło czujność i nieufność Eressëa.
- Podróżnym. - Ifryt uległ pod naporem morderczego wzroku nieznajomego. Przesunął szybko spojrzeniem po zeszpeconej stronie jego twarzy i skupił się znowu na tych intensywnie przyglądających mu się, hipnotyzujących oczach. - Mieszańcem, Ifrytem i tiikeri, wybrańcem ognia. Mam wymieniać dalej? Może w pewnym momencie coś ci to powie.
Młody, nieopierzony i buńczuczny. Smok miał zamiar pozbyć się tej jego niezachwianej pewności siebie, która tak bardzo go irytowała, mimo że dopiero przed chwilą poznał chłopaka. Niestety, coś o wiele ważniejszego i niepokojącego wiązało się ze słowami chłopaka.
- Wybrańcem? - zapytał z przekąsem.
- Tak. Moje życie będzie częścią legendy. Hm..., ale widzę, że i ty masz z tym coś wspólnego. Nie wyśmiewasz mnie, nie szukasz podstępu, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Kim więc jesteś ty?
- Czempionem Powietrza. - przyznał smok z niechęcią, ale sam wiedział, że kłamstwa nie miałyby najmniejszego sensu. Obaj czuli tę więź, której smok wolałby uniknąć.
Mierzyli się teraz wzrokiem intensywniej, oceniali swoje możliwości, mocne i słabe strony.
- Proponuję rozejm i wspólną drogę. - odezwał się mieszaniec. Pamiętał niechętne opowieści ojca o jego doświadczeniach z czasów ostatniej Wojny Ras. To wtedy poznał elfa imieniem Lassë, który stał się jego towarzyszem i, jak domyślił się chłopak, pierwszą miłością. - Zmierzamy w miejsce, gdzie wśród wierzb czekają na nas inni wybrańcy. Przed nami długa droga, a razem będzie bezpieczniej i raźniej. - na te ostatnie słowa smok uniósł wysoko brew po zdrowej stronie twarzy. - Nie znoszę dobrze nudy związanej z podróżowaniem, a i tak będziemy deptać sobie po piętach. Zresztą, widziałem cię nago, a takie doświadczenia łączą. - chłopak z pewnym żalem musiał stwierdzić, że jego prawdopodobny towarzysz drogi ubrał się już całkowicie i zasłonił przed światem swoje idealnie wyrzeźbione, naznaczone bliznami i stopioną skórą ciało. - Czy teraz dowiem się czegoś więcej o tobie? Ja mam na imię Seet-Far i pochodzę z obrzeży pustyni.
- Nie ufam ci. - otrzymał chłodną odpowiedź. - Ale widać nie mam wyjścia, jak tylko wyruszyć z tobą. - wiedział doskonale, że ten dziwaczny chłopak śledziłby go krok w krok i nie dałby się łatwo zgubić. Tym bardziej, że podróżowali w tym samym kierunku, a ich los i tak splecie się prędzej czy później. - Eressëa. - rzucił od niechcenia.
- Samotność? To chyba nietypowe imię. - zauważył chłopak, co świadczyło o tym, że był dobrze wyedukowany.
- Jedyne jakie mam, więc jeśli ci nie pasuje...
- Nie, nie! Jest dobrze! - Seet-Far uśmiechnął się szeroko. Sam siebie nie rozumiał. Zazwyczaj nie był tak beztroski, ale najwidoczniej obecność osoby o podobnym do niego przeznaczeniu robiła swoje i wydobywała z niego cechy, którymi odznaczał się jako dziecko, a które stłamsiła macocha.
- Uściślijmy. Nie lubię gadania, narzekania, prób zaprzyjaźnienia się. Poza tym, przeszkodziłeś mi w posiłku, a jestem bardzo głodny i potrzebuję świeżego mięsa, więc...
- Zdobędę dla ciebie mięso! - zaoferował od razu chłopak. Czy on zawsze tak nadskakiwał innym? - Zostań tutaj i daj mi udowodnić, że się do czegoś nadaję! Będzie szybko, bezkrwawo i sam się przekonasz, że twoje życie będzie ze mną łatwiejsze! - mieszaniec pognał w las zanim smok zdążył powiedzieć, co myśli o podobnym układzie, a musiał przyznać, że miał co do tego bardzo złe przeczucia. Nigdy dotąd nie spotkał mieszańca, który łączyłby w sobie krew Ifryta i tiikeri. Czy ten dzieciak wiedział w ogóle z kim ma do czynienia? Czy zdawał sobie sprawę z tego, że smoki dawniej zjadały tiikeri i rozkoszowały się ich delikatnym mięsem? Najwyraźniej jednak krew pustynnego ludu ognia była w nim silniejsza lub młodzian zwyczajnie był głupi.
A jednak pojawił się stosunkowo szybko z martwymi, przypalonymi przepiórkami w dłoniach. To powiedziało Eressëa wiele o sposobie, w jaki walczył chłopak. Używał swoich mocy ognia i najwyraźniej uznał, że trzy ptaki wystarczą. Smok nie chciał rozwiewać jego nadziei. W końcu rzeczywiście nie potrzebował wiele surowego mięsa naraz, chociaż gdyby miał wybierać, wolałby jednak napełnić żołądek po brzegi.
- Czy ty w ogóle wiesz kim jestem? - zapytał mimochodem odbierając od chłopaka ptaki, które zaczął oskubywać z przypalonych piór, które miejscami oparły się żywiołowi.
- Smokiem, a coś nie tak? - spojrzenie węgielkowych oczu było czyste i szczere, chociaż czaił się w nim jakiś mrok.
- Nie, nic. - zaprzeczył mężczyzna i w ciszy kontynuował swoja pracę. Czuł na sobie uważne spojrzenie chłopaka, które nie odstępowało go na krok. To było irytujące, ale upominanie mieszańca nie miałoby najmniejszego sensu. Było w nim coś dziwnego, niepokojącego i niebezpiecznego. Nie miał niestety pojęcia, z czym wiązało się to przeczucie, a ono mogło być zawodne. Nawet smoki nie były przecież nieomylne.
Uniósł wzrok znad patroszonego ptaka i spojrzał głęboko w te ciemne tęczówki, które odrobinę pojaśniały, jakby wypalały się od środka w chwilach podniecenia. Seet-Far był mieszańcem pod każdym względem. Nawet jego charakter wydawał się zmieniać, jakby jego dwie strony walczyły we krwi o dominację. Smutek i energiczna radość, niepewność i samolubna niemal pewność siebie. Jaki naprawdę był ten chłopak?
Tym czasem myśli młodziana płynęły w podobnym kierunku, chociaż ich celem był smok. Po tym, jak Seet-Far ocenił już zewnętrzną powłokę nowego towarzysza, włącznie z dokładnym przestudiowaniem ukrytej w znacznej części za grzywką blizny, skupił się na ocenie dopiero odkrywanego wnętrza smoka. Już samo jego imię wiele o nim mówiło. Samotność. A więc był samotny, ale czy z winy blizn, czy może coś innego wydarzyło się w jego życiu? Skąd w ogóle miał tak rozległe znamiona? Wyglądał na dojrzałego mężczyznę, a więc swoje musiał przeżyć, może nawet przez dobrych kilkadziesiąt wieków. Mimo wszystko, mimo tego chłodu i nieprzyjaznego nastawienia, nieufności graniczącej z niechęcią, wydawał się kimś ciepłym, zdolnym do czułości. Może taka była prawda, a może Seet-Far wmawiał to sobie, ponieważ nie miałby nic przeciwko spędzeniu nocy z tym smokiem. Czy to jego wina, że z czasem spaczył umysł i teraz wszystkich dzielił na dwie główne kategorie, których wyznacznikiem był jego członek?
- W jaki sposób odniosłeś tak rozległe obrażenia? - zapytał zanim pomyślał. Pytanie jednak padło i nie było już sposobu by je cofnąć. Zresztą, nawet tego nie chciał.
Kolejny raz od kiedy się spotkali ich spojrzenia krzyżowały się, siłowały.
- To nie twój interes, ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć to powiej ci. Tak w najlepszym wypadku kończy ten, którego zdradzi Żywioł. Po wykonaniu tej misji możesz wyglądać podobnie, gorzej lub nawet umrzeć. Jak podoba ci się taka odpowiedź? Jest prawdziwa w każdym calu. - to zakończyło możliwą konwersację.
Mieszaniec już w tej chwili czuł, że wie aż za wiele. Nigdy nie myślał o Żywiołach w kategoriach dobra i zła, a przynajmniej nie o tych, którym służył ten świat. Najwidoczniej jednak inni mieli okazję na własnej skórze przekonać się, kim są ci, którzy trzymają wszystko w garści. Czuł, że coś zostało mu właśnie odebrane, stracił jakąś część swojej niewinności, kiedy poznał odpowiedź na pytanie zadane z czystej ciekawości. Żywioły mogły zdradzać. Tego się nie spodziewał. Wydawały się przecież stałe, nieporuszone i pewne, jak podtrzymujący wszechświat byczy bogowie.
- Radzę ci o tym nie myśleć. - przez szalejące, pędzące w zastraszającym tempie myśli przedarł się głos smoka – To nie ma sensu, a może kosztować cię wiele. Jeśli upadną twoje filary wiary, będziesz skazany na szaleństwo i śmierć.
- Więc... więc jak ty to robisz? - znowu pytanie, na które pewnie nie chciał znać odpowiedzi.
- Szukam śmierci. - padły słowa potwierdzające założenia mieszańca.
Eressëa przyglądał mu się teraz bardzo uważnie. Widział każde drgnięcie mięśnia jego twarzy i całego ciała. Rozumiał, co teraz przeżywa ten młody chłopak. Kiedyś, wiele wieków temu, również był tak niewinny, mimo że nigdy by się do tego nie przyznał.
- Więc... - zaczął Seet-Far, ale smok przerwał mu momentalnie.
- Więc daj mi zjeść w spokoju.
- A tak, przepraszam. - mieszaniec zamilkł pokornie, ale jego wzrok utkwiony był w smoku tak intensywnie, że ciężko było nazwać ten posiłek „spokojnym”. Mężczyzna starał się jednak nie zwracać na niego uwagi. Zaczął od odgryzienia ptakom głów i zaczął posilać się świeżym, jeszcze krwawym mięsem. Kątem oka zaobserwował, że chłopak wzdrygnął się, co było raczej naturalny odruchem jeśli nie nawykło się do podobnego widoku.
Mężczyzna czuł, jak nowa energia przepływa przez jego ciało. Opuszki palców łaskotały go, ogień płonął w gardle, miał nawet wrażenie, że u ramion wyrosły mu skrzydła, które posiadał w smoczej formie. W przeciągu jednej chwili odzyskał utracone siły i poczuł, że jego ciało znowu robi się niezwyciężone.
Niedługo później wyruszyli w dalszą drogę już wspólnie. Początkowo milczeli, co sprawiało, że obaj czuli się trochę niepewnie, chociaż smok zdołał szybko zapomnieć o tym, że nie podróżuje już sam. Widać od bardzo dawna nie miał nikogo do towarzystwa. Zdecydowanie inaczej było z Seet-Farem, który chociaż samotny, zawsze był otaczany przez innych. Nic więc dziwnego, że to właśnie on znowu zaczął nagabywać smoka chcąc usilnie poznać go bliżej. Nie chodziło już nawet o fizyczny pociąg, który czuł, nie chodziło o splecione ze sobą losy. Mieszaniec czuł potrzebę stworzenia swojego własnego, małego stada. Nie chodziło jednak o społeczności, w jakich żyli teraz, ale o grupę, jaką byli podczas Wojny Ras. Na dobre i na złe, nawet jeśli na chwilę, nawet jeśli się rozejdą. Wtedy mógłby odczuć prawdziwe spełnienie, mógłby zaszyć się w jakiejś dziczy i do końca swoich dni wspominać tamte odległe dzieje, kiedy to był częścią czegoś większego, czegoś wspaniałego.
W końcu padło pytanie, które nurtowało smoka już od dłuższego czasu, a które nie mogło pozostawać dłużej niewypowiedziane.
- Ile masz lat? - spojrzał na chłopaka, który speszył się i zdenerwował, a ciemne pręgi na jego twarzy nabrały intensywniejszej barwy.
- Urodziłem się na niedługo przed ostatnią Wojną Ras. - przyznał.
- Tak myślałem. - smok skinął głową – Tamta wojna zrodziła wielu mieszańców. - przyznał – Była krótka, łagodna, ale oczyściła ten świat z ludzkiej zarazy i dała początek mieszańcom takim jak ty. - nie mógł tego by mu dokuczyć, ale by uświadomić chłopakowi coś istotnego. W tym świecie bycie mieszańcem nie było już niczym nowym. Stawało się powoli czymś tak normalnym jak przynależność rasowa, której mieszańcom brakowało.
- A jak stary jesteś ty?
- Jak stary? - powtórzył z przekąsem Eressëa, który najwyraźniej wcale nie czuł się tak staro, jak chciał się czuć. - Bardzo stary. Tak stary, że jestem bez wątpienia najbardziej wiekową osobą, jaką kiedykolwiek spotkałeś na swojej drodze. Przeżyłem Pierwszą Wojnę Ras. - przyznał się i patrzył, jak oczy chłopaka stają się wielkie, okrągłe i pełne nieudawanego zaskoczenia. - Wybrańcy tak łatwo nie umierają. Nawet jeśli chcą umrzeć. - podsumował pustym, beznamiętnym głosem.

2 komentarze:

  1. ~Safira Luna Blacke12 kwietnia 2015 19:29

    No ładnie, spotkanie i wspólna podróż i już podkopanie wiary w powodzenie ciekawe co z tego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cud i mód, w 2 dni pochłonęłam Ciszę i Wspomnienia. <3

    OdpowiedzUsuń