niedziela, 1 marca 2015

8. Wspomnienia nadchodzących czasów

Rambë

Rodzice potrafili być tak różni, jak różne bywały Żywioły. Kiedy jedno z nich chciało, drugie było przeciwne, kiedy drugie ulegało, pierwsze nie miało więcej ochoty. Jak to w ogóle możliwe, że potrafili dogadać się na tyle by stanowić parę i spłodzić dziecko? Byli ze sobą tyle lat, że ich pożądanie siebie nawzajem graniczyło z masochizmem. Czy trzeba być dorosłym by to pojąć? Bo w jaki sposób można kochać to czego się nienawidzi?
Rambë wątpiła, że kiedykolwiek to pojmie. Wiedziała za to, że jest świadkiem jednej z tych sprzeczek, które kończyły się długim milczeniem i brakiem rozwiązania. Problem stanowiący kość niezgody był z czasem spychany na bok, ignorowany i tylko dzięki temu jej rodzice potrafili się pogodzić. Tym razem jednak wszystko wyglądało poważniej, ponieważ to ona stanowiła kwestię sporną.
Podczas gdy kruczy ojciec siedział z założonymi rękoma akceptując wolę Żywiołów i przeznaczenie, jej hybrydzi tata wychodził z siebie chcąc obmyślić plan mający pomóc córce w jakiekolwiek sposób. Nehtar za wszelką cenę chciał jej ulżyć, wykręcić ją z tego wszystkiego, zrobić cokolwiek i ostatecznie postanowił wyruszyć razem z nią by wiedzieć komu powierzy troskę o dalsze bezpieczeństwo jedynego dziecka. Skoro nie mógł przeciwstawić się Żywiołowi to postanowił osobiście dowiedzieć się kim są osoby, z którymi przyjdzie Rambë spędzać całe dnie, miesiące, może i lata. Zresztą, musiał wiedzieć kogo zabić jeśli jego córce stanie się krzywda.
I to nie podobało się jego partnerowi, który uważał, że Rambë powinna wyruszyć sama i stawić czoła przeznaczeniu zamiast ciągle kryć się pod skrzydłami byłego łowcy smoków. W ten też sposób ich ostatnie ciche dni miały przerodzić się w całe tygodnie, ponieważ Nehtar nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować ze swojego planu. Choćby to miało oznaczać koniec jego związku z Krukiem, córka była dla niego ważniejsza.
- Ośmieszysz ją! - warczał na niego kruk jeszcze przed ich odejściem. - Ona nie jest już dzieckiem! Wiem, że nigdy nie byłeś w żadnej drużynie, ale... - westchnął ciężko i przeciągnął dłonią po włosach. - Nie ważne! Rób jak chcesz, ale nie mów później, że cię nie ostrzegałem! - wściekły, aż czerwony ze złości, wyszedł z domu i zniknął w lesie, najpewniej wracając do swojego plemienia.
- Rambë, powiedz szczerze, wstydzisz się swojego taty? - Nehtar spojrzał na córkę poważnie. - Jeśli nie chcesz żebym szedł...
- Chcę! - przerwała mu gwałtownie. - Boję się, tato. Boję się okropnie i chcę żebyś ze mną poszedł tyle ile możesz. Będę odważna, ale na razie jestem tylko przerażona. - była nauczona rozmawiać z rodzicami szczerze, a otwartość łowcy zawsze jej w tym pomagała. Nie mieli przed sobą tajemnic, więc nie obawiała się, że nagle nie będzie jej rozumiał. Kto jak kto, ale on zawsze wiedział, co czuje i co myśli. Pewnie dlatego, że zawsze ją rozpieszczał.
- Chodźmy, Rambë. - wziął swoją torbę i uśmiechnął się do dziewczyny, która zabrała ze sobą tak samo niewiele. Nie potrzebowali więcej, żyli w lesie, więc wiedzieli jak z niego korzystać. - Dasz sobie radę. - mężczyzna objął córkę i pchnął lekko ruszając do przodu. Nie miał pojęcia, co musi czuć dziewczyna, która po raz pierwszy opuszcza bezpieczne schronienie, rodziców i wszystko co znała, ale mógł to sobie wyobrazić. Była zagubiona, na pewno bardziej niż on kiedykolwiek. Nawet zdradzając swojego króla przed dwoma stuleciami nie był tak niepewny, jak ona teraz.
A dziewczyna czuła się naprawdę źle z tym, co ją spotkało. Miała ochotę zawrócić i zaszyć się w domu, kiedy tylko straciła go z oczu. Nie wyobrażała sobie wielu miesięcy bez niego, bez rodziny, bez czegoś stałego.
- Nie bój się. Jesteś córką łowcy smoków i Kruka, który potrafi wędrować między światami. Masz moc większą niż niejeden mężczyzna. Jesteś silna, zwinna i piękna. Dasz sobie radę znakomicie. - ojciec starał się ją pocieszyć, chociaż sam odczuwał związany z tym niepokój. Jego dziecko było przeznaczone do cierpienia. Co do tego nie miał wątpliwości. - Poznasz co to ból. - podjął w końcu przytulając ją mocno do swojego boku. - Dowiesz się, jak to jest kogoś stracić, jak to jest cierpieć. Nie jesteś stworzoną sztucznie hybrydą jak ja, więc na pewno tego nie unikniesz.
- Czy to mnie miało pocieszyć? - zapytała marszcząc swoje nienaganne brwi.
- Cóż, prawdę mówiąc sam nie wiem dlaczego ci to mówię. Raczej nie czujesz się dzięki temu uspokojona.
- Zdecydowanie się nie czuję i nawet nie pojmuję tego, co mi właśnie powiedziałeś. - przyznała i nagle roześmiała się. Jej ojciec potrafił być taki zabawny w swojej niezgrabności.
Ten śmiech, chociaż chwilowy, pomógł im obojgu. Poczuli się pewniej, świat nie był już taki beznadziejnie szary i znowu nabierał jaśniejszych, bardziej soczystych barw. Może podróż wcale nie była takim złym pomysłem? Jasne, w końcu dojdzie do tego zapowiadanego starcia, które może zakończyć jej żywot, ale do tego czasu może żyć i korzystać! Nie powinna myśleć o końcu i ewentualnej śmierci, ponieważ wtedy jej serce przepełniał żal. Nie bała się odejść, nie bała się zginąć. Ona po prostu nie chciała zostawiać bliskich, którzy byli dla niej najważniejsi, nie chciała porzucać swoich planów i marzeń. Miała zbyt wiele do zrobienia by umierać!
Chociaż nie było jej łatwo, odrzuciła pesymistyczne myśli i postanowiła nacieszyć się czasem spędzonym z tatą, z mężczyzną równie niespotykanym jak ona. Chciała się od niego uczyć, poznać tę część jego duszy, której nigdy dotąd nie widziała, którą porzucił po Wojnie Ras zaszywając się w lesie i zakładając niecodzienną rodzinę. Jaki był wcześniej, kiedy zabijał smoki, zdradził człowieka, którego mógłby nazwać bratem?
Tak bardzo skupiała się na Nehtarze, że sama zaczynała się tego wstydzić. Cały jej świat opierał się na sile jego ramion, na jego uśmiechu i miłości oraz na rozsądku i narzekaniach Kruka. Czy mogła się więc dziwić temu, że miała słabość do jedynej w swoim rodzaju osoby, która zawsze była na każde jej skinienie? Nawet inne Kruki z plemienia jej ojca nie miały nic do zaoferowania dziewczynie takiej jak ona. Nudni, poważni, pozbawieni uroku, który posiadał on. Gdyby miała się zakochać, chciałaby żeby jej wybranek przypominał właśnie łowcę.
Temperatura jej ciała skoczyła niebezpiecznie, kiedy uświadomiła sobie o czym myśli. Wstydziła się tego, ale nie potrafiła nad tym zapanować. Była kobietą, miała swoje potrzeby, chciała kogoś poznać, związać się chociażby na chwilę. To nie był jednak najlepszy moment na takie myśli i górnolotne plany. Może znowu do tego powróci, kiedy przeżyje stracie, jakie szykował dla niej los. Teraz było zbyt wcześnie.
Tym bardzie, że powoli odczuwała zmęczenie i całkowicie straciła rachubę czasu.
- Nauczysz się odczuwać to instynktownie i przywykniesz do drogi. - uspokoił ją łowca, jakby czytał w jej myślach. Jego długie, płomienne włosy były wilgotne na szyi, więc podwiązał je wysoko i złożył na pół. - Dawniej mi to nie przeszkadzało, ale teraz jest uciążliwe. - powiedział zauważając, jak dziewczyna mu się przygląda. - Gdyby przyszło ci walczyć, zawsze musisz być gotowa w taki sposób, aby nic nie rozpraszało twoich myśli. Nawet drobnostka, ponieważ ona może zaważyć o twoim życiu. Gdybym pozwolił im kleić się do szyi, czułbym to potwornie wyraźnie przy każdym ruchu, a podczas ewentualnej walki nawet dokładniej niż broń w dłoni.
Dziewczyna skinęła głową, zaś jej opiekun zarządził postój. Dzięki temu mogła spokojnie zrealizować polecenia wydane pośrednio w lekcji jakiej udzielił jej mężczyzna. Poza tym miała również czas żeby rozmasować obolałe stopy, rozciągnąć zmęczone mięśnie. Tylko dlaczego tego czasu na odpoczynek było tak mało? Znała odpowiedź. Gdyby pozwolili sobie na dłuższy postój, dziewczyna najpewniej nie mogłaby się ruszyć. Tyle wiedziała na pewno, ponieważ łowca niejednokrotnie wbijał jej do głowy podstawowe zasady obowiązujące w drodze.
- Tato, przecież pamiętam. - poskromiła zapędy mężczyzny, który planował kolejny raz tłumaczyć jej to samo. - Mój brak entuzjazmu jest brakiem entuzjazmu, a nie chęcią protestu.
- Tak, chyba trochę przesadzam miejscami, wybacz.
- Mam za to pytanie. - odezwała się nagle z wahaniem – Skąd właściwie wiesz, w którą stronę podążać? - to było sensowne pytanie, choć zadane stosunkowo późno. Stanowczo zbyt późno, jak na tak mądrą dziewczynę.
- Stąd. - łowca popukał się po głowie. - Kiedy byłem lócënehtarem przemierzyłem chyba cały nasz świat w jedną i drugą stronę. Nie potrzebuję map, ponieważ wszystkie mam w głowie. Nawet jeśli wiele uległo zmianie, podstawy pozostają te same.
Pytała jeszcze o wiele innych rzeczy, które chciała wiedzieć. Czy nie tęsknił za dawnym życiem. Czy nie chciał znowu podróżować. Czy rodzina naprawdę dała mu wszystko to, czego pragnął. Odpowiadał jej szczerze, nie miał nic do ukrycia. Z każdym krokiem poznawała go bliżej, chociaż od samego początku wiedziała jaki jest. I dlatego w pewnym momencie zapragnęła tej podróży i swojego przeznaczenia. Znała ojca, ale nie znała siebie samej. Nie rozumiała czego chce od życia, czego w nim szuka. Musiała przeżyć aby zrozumieć. W tamtej chwili Nehtar również to pojął.

1 komentarz:

  1. Super cieszę się że wszyscy wyruszają w podróż i czeka ma spotkanie:-)

    OdpowiedzUsuń