niedziela, 15 marca 2015

9. Wspomnienia nadchodzących czasów

Kiedy zmęczenie rozpłynęło się po jej ciele chłodem, a organizm przyzwyczaił się do wysiłku, Rambë czuła się pewniejsza z każdym stawianym krokiem. Zaczęła zauważać to, co wcześniej zwyczajnie jej umykało – soczyste, żywe kolory, intensywny, kojący zapach, lekki, orzeźwiający wietrzyk. Nawet ziemia wydawała się idealnie układać pod jej stopami dostosowując do jej kształtu, ciężaru i tempa. Nagle wszystko było inne, lepsze. Widziała świat takim, jakim wcześniej go nie zauważała zbyt przejęta podróżą.
Nawet polowanie wydawało jej się bardziej ekscytujące i pełne szaleństwa, a mięso miało lepszy, bardziej naturalny smak. Zabawne jak bardzo podejście może zmienić człowieka i jego sposób patrzenia na świat, odczuwania go wszystkimi zmysłami.
Niestety, coś wokół się zmieniło, jakby powietrze zmieniło gęstość, a niemal niesłyszalny głos wiatru stał się jeszcze cichszy, stłumiony.
- Ktoś tu jest. - powiedziała cicho do ojca – Śledzi nas.
- Tak, wiem. Już od dłuższego czasu. - przytaknął jej Nehtar. - Znajdujemy się na wysokości wioski plemienia twojego ojca. - zauważył poważnie. - Czuję zapach Kruków nawet tutaj, a to może oznaczać tylko jedno.
- Są tutaj. - dopowiedziała, a on skinął potakująco. - Co w takim razie powinniśmy zrobić?
- Nic. Jeśli czegoś chcą to sami staną nam na drodze. Nie ma sensu ich poganiać. Zresztą, nic nam nie zrobią. A przynajmniej nie powinni. Jesteśmy związani blisko z ich szamanem, więc jakakolwiek próba zaszkodzenia nam skończyłaby się dla nich krwawo i boleśnie.
Próbowali więc nie zwracać uwagi na to dziwne uczucie towarzyszące byciu śledzonym i obserwowanym, co wcale nie było łatwe, kiedy istniała obawa, nawet najmniejsza, że coś pójdzie nie tak, jak powinno. Dlaczego za nimi podążali? Łowca chyba się tego domyślał, ale nie zamierzał denerwować córki. Chciał jej tego oszczędzić możliwie jak najdłużej.
W końcu jednak sprawdziła się zapowiedź mężczyzny i przed nimi wyłoniły się z mroku cieni cztery postaci w wielkich ptasich maskach na głowach. Sądząc po ich posturze i ciałach byli młodzi, może w wieku Rambë, może odrobinę starsi.
- Nie możecie wyjść poza obręb naszego terytorium. - odezwał się jeden z zamaskowanych Kruków, najwyraźniej przywódca grupki. - A przynajmniej ona nie może. - mogło się wydawać, że spojrzał na dziewczynę, ale zza wielkiej ptasiej czaszki, którą miał na głowie nie było za bardzo widać jego twarzy.
- Kto mi zabroni? - Rambë zmarszczyła gniewnie brwi i postąpiła krok do przodu. Nie była osobą, która lubiła rozkazy wydawane przez obcych, a jeszcze bardziej nie znosiła przedmiotowego traktowania.
- Twoim obowiązkiem jest wybrać sobie partnera spośród plemienia i...
- Moim obowiązkiem!? - i nastąpił wybuch. Nehtar nie martwił się o córkę. W końcu miała w sobie jego krew i opanowała umiejętność posługiwania się darami, które jej przekazał. - To ja decyduję o swoich obowiązkach i nikt nie ma prawa mnie do niczego zmuszać! - krzyczała na czwórkę chłopaków, a jej twarz była wykrzywiona w przerażającym grymasie, jakby zaraz miała się na nich rzucić. - Nie jestem Krukiem, nie będę wam rodzić dzieci! To moje ciało i moje życie! Nikt nie ma prawa czynić ze mnie przedmiotu, którym można rozporządzać! - jej skóra stała się twarda jak stal, chociaż nikt poza Nehtarem nie dostrzegł różnicy. Była gotowa do walki, śmiertelnie niebezpieczna, jak to zazwyczaj z wściekłymi kobietami bywało.
- Rambë, spokojnie. - ojciec stanął obok niej. - Nie zmusza cię do niczego, już ja o to zadbam.
- Nie masz prawa marnować krwi, która płynie w twoich żyłach! - Kruk najwyraźniej uznał, że znowu zrobiło się w miarę bezpiecznie.
- Mam prawo żyć swoim życiem. - powiedziała dumnie. - Jeśli spróbujecie mnie zatrzymać, poobrywam wam głowy. I zrobię to na pewno. Jestem przecież dzieckiem szamana, mam moc, a skoro jestem dla was tak ważna to nikt mnie nie ruszy. Zresztą, mam w sobie także smoka i łowcę, więc jesteście dla mnie nikim! - syknęła zjadliwie. - Tato, chodźmy stąd. Nie będę dłużej ich słuchać. - teraz mówiła jak prawdziwa, pełnowartościowa kobieta, a nie dziecko zmuszone do dorosłości. Zacisnęła dłoń na łokciu łowcy i pociągnęła lekko. Ruszyli na spotkanie młodym Krukom, ale oni najwyraźniej mieli już swój plan.
Zza drzew wyłoniła się ogromna bestia. Lśniące, żółte ślepia, wyleniała sierść i wychudzone ciało, niczym zabiedzony, bezdomny kundel, których już się nie widywało. Z jego pyska leciała krwawa piana, żółte zęby niemal były nią pokryte w całości. Szalone spojrzenie rozbieganych oczu dręczonego zwierzęcia, boki pokryte paskudnymi ranami wyniesionymi z poprzednich walk.
- C... Co to jest?! - dziewczyna była przerażona.
- Chcecie nas straszyć starym, zagłodzonym wilkołakiem? - Nehtar zasłonił córkę swoim ciałem. - Zabiję go, powyrywam mu te wielkie kielska i każdy z was dostanie w prezencie po jednym! Prosto w te wasze krucze serduszka. - zaczął rozciągać ciało gotowy do walki. Od tak dawna nie miał okazji się z nikim mierzyć, że zaczynał wątpić czy nadal jest równie sprawny co przed laty. - Rambë, trzymaj się za mną, nie daj się im podejść i poczekaj na tatusia. Zajmie się problemem i będziemy mieli święty spokój na resztę życia.
Na twarzy łowcy pojawił się uśmiech, niemal równie szalony co spojrzenie wilkołaka. Od tak dawna nie szalał, że teraz musiał się zabawić. Jego ciało rozluźniło się i zanim tamci zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować, Nehtar rzucił się na bestię, która jako jedyna była na tyle skupiona by odpowiedzieć na atak atakiem.
Mężczyzna uskoczył w bok, kiedy przed nim przemknęła wielka, uzbrojona w pazury łapa. Roześmiał się i natarł z boku. Założone na palce stalowe pazury wbiły się mocno w skórę przebijając ją bez większego problemu. Skołtuniona, śmierdząca sierść nie była żadną ochroną. Zwierzę wściekłe kłapnęło szczękami, ale łowca odsunął się w porę. Kły zaledwie przejechały po jego ramieniu, ale nie zdołały zadrasnąć twardej jak u smoka skóry.
Hybryd żałował, że nie ma pełnej zbroi, na której wilkołak mógłby połamać sobie zęby, ale i bez niej czuł się całkiem komfortowo. Poruszał się zwinnie, szybko, choć wolniej niż w czasach świetności. Mimo to, był wystarczająco sprawny by poradzić sobie z jakimś przerośniętym psem. Zresztą, nie był bezbronny. Miał noże w cholewach butów i teraz sięgnął po nie by rozprawić się z zawszonym kundlem szybciej. Jego córka musiała wypełnić misję, nie mieli więc czasu na użeranie się z czymś takim.
- Od prawej do lewej czy od lewej do prawej? - zapytał samego siebie – W którą stronę by cię poderżnąć.
Jego córka stała w tym czasie bez ruchu i z przerażeniem oglądała walkę toczoną przez ojca. Co jakiś czas rzucała krótkie spojrzenia Krukom, którzy rzucili im wyzwanie, ale oni nie byli zainteresowani jej osobą, a przynajmniej nie w tamtej chwili. Ryzyko, że zupełnie przypadkowo staną między dwójką walczących lub też przypadkiem oberwą było zbyt wielkie. Już i tak zostali zmuszeni do odsunięcia się na bezpieczną odległość. Oni również z przejęciem patrzyli na toczącą się walkę, chociaż rodzący się w nich lęk nie wypływał z troski o hybryda, ale z powodu możliwości utraty głównej broni, a więc wilkołaka.
Nehtar sprawnie wskoczył na grzbiet bestii i z całych sił wbił swoje ostra między kości kręgosłupa. Szarpał i ciął póki nie zdołał przerwać połączenia między kręgami, a wtedy sparaliżowana, niezdolna do ruchu żywa broń opadła na ziemię warcząc i usiłując zagryźć kogokolwiek, kto tylko znajdzie się w ich pobliżu. A jednak łowca bez problemu dostał się pod ogromny, wychudzony gardziel i zwyczajnie poderżnął wilkołakowi gardło od prawego aż po lewe ucho. Krew trysnęła brudząc ubrania i ciało mężczyzny gęstą, śmierdzącą mazią. Szczęściem nie była żrąca, choć z pewnością miała w sobie magię, chorobę i Żywioły wiedzą co jeszcze.
- Pora zapolować na kaczki. - powiedział z flegmą hybryd, ale czwórka Kruków wycofywała się już powoli. Nie znaczyło to bynajmniej, że się poddali, jako że mężczyzna szczerze w to wątpił. Pokonanie jednego wilkołaka nie gwarantowało końca zmagań.
I rzeczywiście tak właśnie było, bo oto do gry wkroczyły kolejne dwie bestie, równie szkaradne, co poprzednia. Teraz było już przynajmniej jasne, do czego Kruki wykorzystywały swoje zdolności i w jaki sposób eksperymentowały na swoich ofiarach. Wyleniałe, wielkie wilkołaki musiały być kiedyś porwanymi z wiosek ludźmi. Teraz zdziczałe nie mogły nawet powrócić do dawnej formy, a nie od dziś plotki głosiły, że wszelkie niebezpieczne mutacje u ludzi były zasługą właśnie plemion Kruków.
- Kurwa! - zaklął wściekle łowca. W takiej sytuacji i jego córka musiała walczyć. Nie dało się tego uniknąć. - Rambë, będziesz mi potrzebna.
- O... Oczywiście! - zawahała się. - Co mam robić?
- Przeżyć. - krótka, treściwa odpowiedź.
Nehtar wyczyścił umysł z niepotrzebnych myśli i skupił się na walce. Gdyby tylko miał swój miecz, ale nie sądził, że będzie go potrzebował. Dwa sztylety powinny wystarczyć... Powinny, gdyby nie grupa nawiedzonych Kruków, którzy chcą zrobić z jego dziecka klacz rozpłodową.
Znowu to on zaatakował jako pierwszy i chociaż nie był w stanie walczyć z dwiema bestiami, które mogły się swobodnie poruszać, to wiedział, że jego córka da sobie radę. Kiedy tylko przetrawi to, co się działo.
A to wcale nie było łatwe. Dziewczyna patrzyła na obrzydliwe cielska wielkich wilkołaków, które rzuciły się na jej ojca. Jeden z nich uskoczył w bok, aby mieć lepszy dostęp do mężczyzny uzbrojonego wyłącznie w krótkie sztylety. Jeśli czegoś nie zrobi będzie odpowiedzialna za jego porażkę! Nie uspokoiło jej to, ale sięgnęła po szpilkę długości ramienia, z którą zawsze ćwiczyła walkę. Ta broń wydawała jej się najwygodniejsza, jako że trzymała ją w pięści, co zmniejszało ryzyko jej wyślizgnięcia się lub wybicia. Poza tym, korzystała z siły całych ramion, kiedy zadawała ciosy, dzięki czemu czuła się swobodniej.
Liczyła na element zaskoczenia, ale nie udało jej się tego osiągnąć. Jeden z wilkołaków zobaczył, że chce natrzeć na niego z boku i stracił zainteresowanie łowcą. Zamiast tego kłapnął zębiskami na dziewczynę, która zrobiła płaczliwą, wystraszoną minę, ale stanęła oko w oko z obrzydliwą bestią. Wilkołak skoczył, ale ona umknęła w bok i cięła szpilą. Nie trafiła, ale wiedziała już przynajmniej jakie poprawki powinna wprowadzić w swoim ataku. Podjęła więc kolejną próbę uważając by samej nie stać się ofiarą. Tym razem trafiła, chociaż o włos uniknęła zębisk wilkołaka. Gdyby tylko znalazła sposób na zbliżenie się do bestii... Mogłaby wbić mu szpilę prosto w oko, a dzięki jej długości dotarłaby aż do mózgu. Mogła także dosiąść tej paskudy i podjąć próbę sforsowania czaszki, ale to wymagało czasu, którego ona nie zapewniłaby sobie siedząc na karku wierzgającego wilkołaka.
W końcu postanowiła doskakiwać do wielkiego, cuchnącego cielska, ranić je i uciekać na bezpieczną odległość. Okazało się to jednak dla niej niemożliwe, a to z powodu nie najlepszych umiejętności walki. Potrafiła zmagać się z tatą, ale nigdy nie walczyła z nikim innym. Nie miała wprawy. Planowała już nawet pozwolić się zdominować, by w odpowiednim momencie nadziać oko i mózg bestii na swoją broń, ale obawiała się, że wtedy w ruch pójdą pazury i plan spełznie na niczym. Nie miała więc pojęcia, co zrobić i jak walczyć najefektywniej. Nie była Nehtarem, który teraz radził sobie znakomicie dzięki swojej zbroi z własnej skóry. Rambë była pewna, że pokona atakującego go wilkołaka, ale nie udało mu się skończyć walki, gdyż za nimi rozbrzmiał władczy, wściekły głos. Należał do szamana, więc wszyscy doskonale wiedzieli, że należy przerwać walkę by nie zostać surowo ukaranym.
- Co tu się dzieje?! - warczał przybyły właśnie szaman. W obcej mowie wydał polecenia wilkołakom, które wahały się musząc wybierać między tresurą a możliwym posiłkiem, który właśnie starały się upolować. Wybrały niestety źle, gdyż postanowiły być nieposłuszne. Wilwarin spojrzał na nie wściekle i zamknął oczy szepcząc coś w swoim szorstkim języku. Wilkołaki, z czego jeden szykował się do skoku, a drugi był już w powietrzu, zatrzymały się i runęły na ziemię nieprzytomne. Z ich nozdrzy, oczu i uszu zaczęła sączyć się cuchnąca, ciemna krew. Kruk spojrzał na czwórkę prowodyrów i przywołał ich do siebie rozkazującym tonem. Nie sprzeciwiali się, choć najwyraźniej nie byli zachwyceni.
- Ośmielacie się atakować moją rodzinę!? - wrzasnął – Milczeć! - przerwał, kiedy przywódca tamtych nabierał powietrza. - Wiem o co wam chodziło i gówno mnie to obchodzi! Nikt, ale to nikt nie dotknie nawet palcem przyszłej głównej szamanki! Nehtar, Rambë, idźcie dalej. Ja ukarzę przykładnie tych, który odstąpili od swoich zajęć i sprzeciwili się Żywiołom.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale hybryd złapał ją za rękę, porwał z ziemi jej bagaże i skinąwszy głową kochankowi odciągnął córkę poza granice Kruków. Nawet jeśli Wilwarin miał wszystko pod kontrolą, lepiej było umknąć niż oglądać jego wściekłość, która na pewno nie skończy się dobrze dla tamtych czterech młodych. Może przeżyją, a może nie. Nehtara i Rambë już to nie dotyczyło.

1 komentarz:

  1. Lubie twoje opowiadania, a stary kruk w końcu ruszył tyłek, ja na jego miejscu osobiście przypilnowałabym sprawy, a pewnie jako szaman pilnuje na odległość ale kiedyś może nie zdążyć.

    OdpowiedzUsuń