niedziela, 30 marca 2014

93. I wtedy zapadła cisza...

Następna notka dopiero 13 kwietnia! Nie dopuszczę więcej do takiej sytuacji!

Początkowo Lassë zaciskał tylko pięści, ale im szybciej wagon toczył się w głąb ciemnego korytarza oświetlonego nielicznymi kryształami, tym większą miał ochotę zamknąć także oczy i otworzyć je dopiero, kiedy zatrzymają się na miejscu. Czuł zapach ziemi, który otaczał go i mieszał się z czystym, lekko dymnym zapachem skał. Może dla istot podległych czysto Ziemi był on przyjemny, ale nie dla tych, które przyzwyczaiły się do jej piękna zewnętrznego. Gdyby chłopak miał możliwość, wrzeszczałby już teraz, chociaż tempo jazdy nie było wcale zawrotne. Nie podobało mu się jednak to, że będą jechać szybciej, zdecydowanie szybciej, a przecież coś mogło im przeszkodzić, mogli o coś zawadzić. Nie chciał sobie nawet wyobrażać ewentualnych konsekwencji takiego zdarzenia.
Skulił się na swojej ławeczce, kiedy rzeczywiście przyspieszyli i dudnienie kół rozchodziło się po wąskim korytarzu złowrogim, jednostajnym turkturkturk. Pęd powietrza zaczął rozwiewać mu włosy, widział przed sobą płomienne włosy dżina, które teraz naprawdę przypominały szalejące ognisko, docierały do niego skrawki głośno prowadzonej rozmowy między Anisem i krasnoludem. Nic z nich nie rozumiał, gdyż wydawały się zostawać w tyle równie szybko, co mijane przez nich błękitne kryształy.
Jest. Pyk. Niema.
Kiedy wszystkie dźwięki zamieniły się w głośne wycie, Lassë zasłonił uszy rękoma. Nie chciał wsłuchiwać się w te przerażające dźwięki bliskiej śmierci. Czy się bał? Nie. Był przerażony! Wolał staczać walki i łowcami niewolników, duchami z nawiedzonych miejsc zbiorowej śmierci, wybrałby nawet walkę ze Skorpionami i łowcami smoków, byleby stać już spokojnie na ziemi i mieć za sobą tę nienormalnie szybką jazdę, gdyż teraz już pędzili, nie miał co do tego wątpliwości. Nie widział w dodatku nic ani za sobą, ani przed sobą, o bokach nie wspominając.
Czas dłużył mu się nieubłaganie, mógłby przysiąc, że już od kilku godzin siedzi w tym małym, niepewnym i niewygodnym wagoniku. Powietrze przeciął głośny pisk, który sprawił, że serce elfa podskoczyło mu do gardła i biło jak opętane. Czuł zbliżającą się śmierć, kiedy rozdzierający pisk wzmagał się, ale poczuł także zmianę pędu. Wagon zwalniał. Powoli, morderczo powoli, ale zwalniał. Lassë dopiero po chwili miał okazję przyjrzeć się sytuacji. To krasnolud napierał na jakąś dźwignię całym ciężarem ciała, co musiało być powodem zmiany tempa jazdy oraz wywoływać ten denerwujący, przerażający dźwięk.
Kolejne długie, dręczące niemal minuty i w końcu wagonik zatrzymał się, zaś Lassë poczuł drżenie całego ciała, jakby w dalszym ciągu posuwał się w nim do przodu.
Krasnolud zgrabnie, jak na osobę o swojej tuszy, wyskoczył ze środka i rozciągnął mięśnie.
- To była przyjemna jazda, nie sądzicie? Dawno nie miałem okazji się rozerwać. - na szczęście nie czekał na odpowiedź, ale od razu przeszedł dalej. - Chodźcie, chodźcie szybciej. Mamy wiele do zwiedzenia, a znajdujemy się dopiero na przodzie kopalni. Tutaj znajdują się złoża na wykończeniu, a dalej wciąż świeże.
Lassë ledwie wygramolił się z narzędzia swoich tortur, kiedy wózek sam ruszył dalej bardzo powoli, ociężale.
- Spokojnie, teraz sam przejedzie do innych wagonów i nie będzie zagradzał drogi. Posłuży inny by mogli wrócić do pałacu. - wyjaśnił od niechcenie krasnolud, widząc zaskoczoną, zmieszaną minę elfa i raźnym krokiem ruszył w głąb szerokiego, głębokiego tunelu, w którym temperatura nie należała do przyjemnych, ale była chłodna, może nawet lodowata, chociaż Lassë nadal czuł zdenerwowanie po niedawnej jeździe i ono wydawało się go rozgrzewać.
- Rozumiem, że wracamy piechotą...
- Oczywiście, że nie! - wszedł mu w słowo mężczyzna. - To zajęłoby zbyt dużo czasu. Wagonik połączy się z innymi, a my kiedy będziemy się stąd zbierać, wsiądziemy do tego, który będzie pierwszy w szeregu. Na takiej zasadzie to działa. Nic nie szkodzi, że nam stąd uciekł, bo w miejscu, do którego dotrzemy piechotą będzie nie tylko nasz, ale także te, którymi moi robotnicy przyjechali w to miejsce. I wozy, na których wozimy kruszec.
Wozy, to rozbudziło w chłopaku nadzieję. A więc mógł uniknąć wagonika, jeśli tylko zabierze się w drogę powrotną razem z wielkimi kawałkami mythrilu. Tak, to poprawiło mu humor, chociaż nadal nie był pewny, czy uda mu się wyprosić te łaskę. Już wiedział, że nienawidzi przemieszczania się wagonami bardziej niż „skoków” u boku dżina. Zdecydowanie bardziej przychylny był bólom głowy i mdłością, niż roztrzęsionym nogą i żółci w gardle.
Elf dołożył jednak wszelkich starań by możliwie najszybciej zapomnieć o uciążliwej drodze i teraz chciał skorzystać z możliwości przyjrzenia się wydrążonym przez krasnoludy korytarzom, pięknym rzeźbą, które od czasu do czasu mijali podążając w stronę, z której dochodził odgłos uderzania kilofem o skałę. Z jakiegoś powodu Lassë naprawdę podobał się ten dźwięk – miarowy, pełny, silny. Przypominał mu o kochanku, choć sam tego nie pojmował. Czy w podobnym rytmie biło jego serce? Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Tak, to możliwe, że Otsëa miał coś wspólnego z tym odgłosem. Może nawet więcej niż mogłoby się wydawać? Przecież był smokiem, a mówiło się, że to one stworzyły mythril, kiedy podczas ich wewnętrznych wojen klanów krew poległych wsiąkała w ziemię i skały, a one przeistaczały się, zamieniając w bezcenny kruszec. Chłopak miał jednak pewność, że z tamtymi wydarzeniami jego kochanek nie mógł mieć nic wspólnego. Otsëa może i był stary, ale nie na tyle by pamiętać wojny smoków. W tamtych czasach żadnemu z dumnych, potężnych smoków nie przyszłoby do głowy by ukrywać się pod postacią barda w trosce o własne bezpieczeństwo. Nie, w tamtych czasach ludzie nie istnieli, nikomu nie przyszłoby do głowy, że nagle zaczną zaludniać ziemię, zapragną kontroli i siły. Wraz z pojawieniem się nowego wroga walki między klanami ucichły, by w pewnym momencie przerodzić się w pokój mający na celu obserwowanie i poznawanie słabych, głupich istot zależnych od Żywiołów, ale im nie podlegających.
Bez względu na to, czy dawne podania były prawdziwe, czy też nie, mythril nie był niewyczerpalny i dlatego był tak cenny, dlatego przeznaczano go wyłącznie na broń i zbroje, czasami na korony najważniejszych władców.
- Jak często musicie szukać nowej żyły? - Lassë uznał, że powinien zadać to pytanie, by okazać swoje zainteresowanie tematem. A przecież był zainteresowany! Tym bardziej teraz, kiedy dźwięk towarzyszący wydobywaniu cennego kruszcu, tak bardzo go uspokajał i tak cudownie się kojarzył.
Krasnolud wydawał się zadowolony z pytania. Zatarł dłonie, odchrząknął z wyczuwalną wyższością i podjął temat wyłuszczając go w najdrobniejszym nawet szczególe. Zarówno dżin, jak i elf słuchali uważnie, przytakiwali, ale było jasnym, że temat ten poruszał bardziej Lassë niż jego towarzysza.
Na posiłek zatrzymali się w ogromnej, wydrążonej w miejscu wyczerpanej żyły, sali jadalnej, w której – jak komentował Biorn Twardy Łeb – jego ludzie zbierali się kilka razy dziennie na posiłek by odzyskać utracone podczas pracy siły. Nie trudno było się tego domyślić, biorąc pod uwagę, że wszędzie porozrzucane były obgryzione dokładnie kości kurcząt, kozic, świńskie żeberka, całe szkielety pomniejszego ptactwa. W całej sali śmierdziało kwaśnym piwem i starym mięsem, chociaż nic tutaj nie miało możliwości gnić, gdyż krasnoludy nie pozwalały sobie na marnotrawstwo.
Kolejne długie godziny marszu i podziwiania pracy krasnoludów oraz piękna jasnych jak księżyc brył mythrilu, zakończył zbawienny koniec trasy. W tej chwili Lassë było już całkowicie obojętne, czy zdecyduje się wracać wagonikiem. Był zbyt zmęczony nużącą wędrówką, zbyt podniecony informacjami, jakie zdobył. Marzył więc tylko o tym, by zaszyć się gdzieś w spokoju i naładować swoje baterie słoneczne, które ucierpiały z powodu zbyt długiego przebywania wewnątrz góry.
Kiedy elf wgramolił się do wskazanego przez króla wagonu nie przejmował się tym, że za chwilę znowu będzie pędził po niepewnych torach. Oparł głowę o bok wagoniku i zamknął oczy. Gdyby nie brak słonecznego blasku, nawet nie odczułby tej wyprawy do wnętrza ziemi, ale bez niego był osłabiony i narażony na prawdziwe wycieńczenie.
Nawet nie wiedział, kiedy chwilowy odpoczynek przerodził się w sen. To była chwila, to wiedział na pewno. Jednak chwileczka i odpłynął w przyjemne, słodkie sny o bardzie, jego pocałunkach, dłoniach, cieple. Nie wiedział, co go zbudziło, ale otworzywszy oczy zrozumiał, że musiało spowodować to zatrzymanie się wagoniku. Nagle ustal dźwięk toczących się kół, zniknęło trzęsienie. Teraz naprawdę ciężko było uwierzyć w to, że chłopak tak źle czuł się przemieszczając w ten sposób za pierwszym razem. Nie zmieniało to jednak faktu, że nigdy więcej nie planował podobnej wyprawy. Nie był stworzony do poruszania się po ciasnych korytarzach pod ziemią. Wolał słońce, naturę, powietrze przepełnione zapachem kwiatów i drzew. Był przecież leśnym elfem!
Drow czekał na nich w miejscu, w którym go zgubili. Uśmiechał się z wyższością patrząc na Lassë, który mimo przespanej drogi na górę, wydawał się blady. Mroczny elf wiedział doskonale, co musiał początkowo czuć chłopak kochający światło słoneczne i podróże za pomocą własnych dwóch nóg. Czyżby Wychowani w Świetle Księżyca – jak na drowów mówiły Żywioły – również miały problem z kopalniami krasnoludów? A może to wspomnienia z czasów, kiedy mroczne elfy nadal były Wychowanymi w Świetle Słońca?
- Myślę, że powinniśmy wracać, jeśli mamy porozmawiać jeszcze z drowami. - dżin wziął na siebie obowiązek wyciągnięcia ich ze szponów krasnoluda, który nadal interesował się Anisem, jakby ten był cennym skarbem, który powinien znaleźć się w skarbcu króla.
- Tak, nasz pan na pewno już czeka. - rzucił uprzejmie ciemnoskóry elf. - Wybacz nam, ale oddalimy się. - zwrócił się do krasnoluda z ukłonem. - Dziękuję ci za to, że nas przyjąłeś i wysłuchałeś.
- Tak, tak. - niski mężczyzna machnął ręką – Wpadnijcie jeszcze. - rzucił niby od niechcenia, ale w jego oczach błyszczała żądza posiadania. Gdyby mógł naprawdę zniewoliłby dżina, tak jak miał do dyspozycji smoka.
Lassë mimowolnie złapał towarzysza mocno za rękę. Nie miał najmniejszego zamiaru go oddawać! Anis pomagał mu w wykonaniu zadania, był niemal przyjacielem, a już na pewno kiedyś nim będzie. Nie, krasnolud gonie dostanie! Devi znienawidziłby Lassë, gdyby ten pozwolił zabrać dżina bez walki, a i w walce nie wchodziło w grę.
- Jeśli tylko czas nam na to pozwoli. - zgodził się płomiennowłosy dżin i nieznacznie skinął głową, by okazać minimalny szacunek, ale nie wydawać się podejrzanym. On również czuł to spojrzenie, którym obdarzał go Biorn i wiedział co ono oznacza. Nie miał najmniejszego zamiaru dać się pojmać, ani nie pozwoli by ktokolwiek zawładnął kimś innym z jego rasy. Już raz byli zniewoleni, a to o jeden raz za dużo. Nigdy więcej dżiny nie dopuszczą do czegoś podobnego. Zadba by tak było, nawet jeśli przyjdzie mu oddać za to życie. Teraz, czując dłoń elfa ściskającą jego własną, miał pewność, że nie tylko dżiny walczyłyby za siebie, ale i grupka wyjątkowych istot narażałaby dla nich karku. Ludziom udało się raz, ale nigdy więcej nikt nie zdoła dokonać tego samego. Nie dlatego, że broń przeciwko Duchom Pustyni została zniszczona, ale dlatego, że teraz mieli po swojej stronie gotowych na wszystko sprzymierzeńców.
- Chodźcie. - drow wycofał się kawalątek tyłem, a następnie odwrócił i ruszył w stronę schodów prowadzących wyżej, gdzie mieli dotrzeć do przejścia między dwoma domenami. Droga wydawała się dłuższa niż w chwili, kiedy tu zmierzali, bardziej mroczna, zimniejsza. Lassë czuł dreszcze na całym ciele, ilekroć jakiś kamień uskoczył spod jego stóp.
Dopiero w chwili, gdy minęli smoka i znaleźli się w korytarzach pałacu mrocznych elfów, ich przewodnik odważył się odezwać.
- Będziecie musieli opuścić nasz dom jak najszybciej. - stwierdził bez owijania. - Biorn Twardy Łeb nie jest kimś, z kim można się układać. Nie odpuszcza łatwo. Jeśli tu zostaniecie, przyjdzie po was. Przyjdzie po ciebie. - zwrócił się bezpośrednio do dżina.
- Tak, wiem. - przyznał Anis z właściwą sobie powagą. - Spotkamy się z waszymi oddziałami, prześpimy się chwilę, mój towarzysz musi się posilić, a następnie odejdziemy bez waszej wiedzy.
- Zgubicie się w naszych korytarzach. - zauważył drow.
- Tak, zauważyłem, że plotę głupoty planując odejść bez przewodnika.
- Ja nim być nie mogę, jestem zbyt blisko naszego władcy, ale on wyznaczy wam kogoś innego, kto odprowadzi was na sam dół góry, a następnie upewni się, że możecie bezpiecznie podróżować dalej.
- Dlaczego nie odda nas w ręce krasnoludów? - Lassë wiedział, że to pytanie nie należało do najuprzejmiejszych, ale gdyby go nie zadał męczyłby się z nim w nieskończoność.
- Ponieważ zaoferował wam gościnę i obiecał pomoc w rozmowach. Nie jest wam przeciwnikiem, a jedynie neutralną stroną wszelakich sporów. On nienawidzi ludzi, a nie ras, u których boku walczył przed wiekami. Chodźcie, czeka na was, na pewno jest ciekaw jak poszły rozmowy z Biornem. - mroczny elf skręcił gwałtownie w niedostrzegalną niemal odnogę korytarza i poprowadził ich po płaskim podłożu, które wznosiło się subtelnie, ale pozbawione było schodów.

6 komentarzy:

  1. witaj, Autorko!
    różne odnośniki blogów sprowadziły mnie tutaj, zaczęłam czytać jeden z rozdziałów i cóż, zabieram się za czytanie Twojego opowiadania :)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam te opowiadania, wciągnąły mnie tak bardzo. Zaluje, że to już koniec, ale będę czekać na nowe. Tym bardziej, że kolejny rozdział ma się ukazać już jutro! Masz talent i świetnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz cudowne opowiadanie. Co tydzień czekam na nowa notkę :) Mam nadzieje że następna szybko sie ukaże.

    OdpowiedzUsuń
  4. Elo~
    Przeczytałam ten jeden rozdział, tak troszkę od dupy strony, ponieważ nie zapoznałam się z tymi wcześniejszymi. Ups~ xD
    Obiecuję, że szybko to nadrobię. Twoje opowiadanie jest najwyższej klasy, zawiera w sobie wszystko to, co lubię najbardziej: rozbudowaną, nieco ubogaconą prostotę, harmonijność, dobry smak, styl itp.
    B ardzolubię też, gdy treść łatwo się czyta. Opowiadanie jest bardzo przejrzyste, a skoro wszystkie rozdziały mają takie być, będzie dla mnie zaszczytem przeczytać od deski do deski wszystko :3

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. PS / Moja przyjaciółka wraz z wspolautorką liczą na wizyty :3


    http://acarsaid.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, no biedny Lasse nigdy więcej takiej podróży, już woli przemieszczanie się z dżinem... no można powiedzieć, że wpadli w kłopoty bo boron twardy łeb zainteresował się naszym dżinem i obu nie udało mu się go pojmać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń