niedziela, 23 marca 2014

92. I wtedy zapadła cisza...

Lassë zaczynał się niepokoić, kiedy czekanie na mrocznego elfa przedłużało się niemal w nieskończoność. Smok również chyba się irytował, bo spoglądał na swoich gości z wyraźnym niezadowoleniem. A może był głodny? Czy Otsëa nie wspominał przypadkiem o jedzeniu Niquisa? Może elfy również znajdowały się na czołowym miejscu smoczego menu? Eh, kto zrozumie tłustego smoka, który rzadko wychodzi ze swojej jaskini w górze?
- Mógłby się spieszyć, czuję się tutaj zagrożony. - rzucił szeptem chłopak do siedzącego obok niego dżina.
- Przy mnie nic ci nie grozi, wiesz przecież. - odparł spokojnie Anis i przeciągnął się by rozruszać zastane kości. To była przyjemna odmiana bo bezustannym skakaniu z elfem z miejsca na miejsce, a już na pewno, kiedy wziąć pod uwagę przymus stosowany przez ludzi, którzy się nim wysługiwali. To, że udało mu się uwolnić od mocy kryształu było istnym cudem i przyczyniło się do wyzwolenia innych. Osiągnął więcej niż nie jeden z jego braci, a nadal miał przed sobą interesującą przyszłość pełną pracy, walki, pomagania. I przyjaźni, co było chyba najbardziej zaskakujące. Dżin przyjaźniący się z innymi rasami? To dopiero nowość! W tym jednak wypadku, „nowe” nie oznaczało „złe”.
W końcu Devi okazał się bardzo szlachetnym, mało ludzkim dzieckiem, które pragnęło odsunąć się od swojej rasy, być kimś innym i zawsze otaczać się przyjaciółmi, jakich z łatwością zdobywał. Przecież nawet Anis czuł sentyment do tego małego demona uśmiechu i ambicji. Chłopiec nigdy nie próbował być lepszym od swoich towarzyszy, ale starał się być jednym z nich, pomagać, spełniać oczekiwania. Może dżin znał go od niedawna, ale pewne zależności można było zauważyć z największą łatwością. A teraz? Teraz Anis był skazany na młodego, niedoświadczonego elfa, który dawał z siebie więcej niż można by oczekiwać po kimś tak naiwnym. Nie, tej grupy zdecydowanie nie dało się uznać za niewartą zaufania i sympatii.
Lassë odetchnął z ulgą słysząc głosy i kroki w korytarzu, w którym zniknął drow. Chłopak rozpoznał jego głos i poderwał się z miejsca. Nie chodziło o zdenerwowanie, ani o szacunek dla osoby, którą prowadził ich przewodnik, ale o sam ruch, możliwość robienia czegokolwiek. Leśny elf potrzebował tego bardziej niż jeszcze przed chwilą sądził.
Drow przyprowadził niskiego, ale dobrze zbudowanego człowieczka o „zadbanym”, obfitym brzuchu, bujnej, czarnej brodzie i krzaczastych wąsach. Chód krasnoluda przypominał trochę człapanie kaczki, a jego głos był gruby i szorstki, jakby wydobywał się z głębi tego wielkiego bębna przytwierdzonego do szyi, rąk i nóg, a na domiar złego, był zalany mocnym piwem. Wystarczyło jedno zdanie, by Lassë poznał tajniki wypełniającego krasnoludzki brzuchol płynu. Kwaśny, nieprzyjemny zapach, który niemal sprawiał elfowi ból.
- Więc to oni? - krasnolud zwrócił się do drowa, jakby Lassë i Anis nie istnieli.
- Tak. - odpowiedział mroczny elf lekko kłaniając się krasnoludowi. - I proszę by wasza szlachetność ich wysłuchała. Jeśli to co mówią jest prawdą, może mieć ogromne znaczenie dla waszej przyszłości. Ludzie są łakomi, nie odpuszczą zbyt łatwo i nie spoczną póki nie dostaną w swoje ręce skarbów, jakimi dysponujecie. Zrównają z ziemią każdą górę byleby dostać się do waszych skarbców. - czy drow wiedział, że tymi słowami pomaga podróżnym w pertraktacjach.
Krasnolud spojrzał najpierw na drowa, a następnie na leśnego elfa i dżina. Na tym ostatnim na dłużej zatrzymał spojrzenie.
- A ten to kto? - bynajmniej nie zwracał się do Anisa, ale ponownie wypytywał o wszystko mrocznego elfa, jakby oglądał eksponaty.
- To, mój panie, jest dżin. - oczy ich przewodnika rozbłysły dziwnym blaskiem, jakby cieszył się, że mógł zaskoczyć tę zadufaną w sobie baryłkę. Czy ten lud powinien być tak okrągły? Czy nie powinien być wojowniczy? Chyba nie tylko smok się zasiedział.
- Dżin... - powiedział z namysłem krasnoludzki władca. - Jesteś pewien? Nigdy nie widzieliśmy dżina, mogą nas łatwo oszukać.
- Na własne oczy widziałem namiastkę jego mocy. Żadna ze znanych nam ras nie potrafi w ten sposób się przemieszczać.
„A więc widzieli to!” przeszło przez myśl Lassë.
- Chcę zobaczyć! - oświadczył krasnolud i dopiero teraz zechciał zwrócić się do Anisa bezpośrednio. - Pokaż mi, w jaki sposób się przemieszczasz. Mam wam pomóc, to muszę mieć pewność, że mnie nie oszukujecie.
- Nie jestem marionetką, nie jestem twoim poddanym, nie wykonuję poleceń, nie popisuję się swoimi mocami! - syknął dżin zanim Lassë zdołał go powstrzymać.
Duma może przyczynić się do katastrofy, a biedny elf nie zdoła jej zapobiec, jeśli dżin się nie uspokoi. Ta myśl wywołała ciarki na ciele chłopaka, który patrzył bezradnie na urażonego towarzysza. To na pewno nie był jeszcze pełny wybuch i mogło być tylko gorzej.
Ku zaskoczeniu elfa, krasnolud roześmiał się i uderzył dłońmi o krótkie, masywne uda.
- Tak, teraz jestem skłonny uwierzyć, że to dżin. - jego głos brzmiał niewyraźnie, gdzieś spomiędzy brody, zagłuszany śmiechem. - Tak, to mi się podoba! Zapraszam do siebie, porozmawiamy, opowiesz mi o swoim ludzie.
- Nie mam zamiaru. Nie po to strzeżemy swoich tajemnic. One są naszym skarbem, jak złoto waszym.
Brodaty, krępy mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.
- To mój błąd. - przyznał – Ale co elf robi u boku dżina? - po raz pierwszy przyznał, że ma świadomość obecności Lassë, co również można było uznać za pewne osiągnięcie. Mimo wszystko, bądź głównie dlatego, chłopak wolał się nie odzywać i pozwolić by to Anis przejął pałeczkę. Musiał jednak skinieniem zachęcić do rozmowy towarzysza, który spoglądał na niego z wyraźnym niezadowoleniem z takiego obrotu spraw.
- Wyświadczył nam pewną przysługę. - powiedział zwięźle, kiedy zrozumiał jak niewiele może osiągnąć cokolwiek by nie robił. - To jego misja uprzedziła nas o nadciągających wojskach ludzi i zbliżającej się Wojnie Ras.
- Hm, tak. Wojna Ras... nie wydaje mi się to możliwe. - w jego głosie pobrzmiewało coś na kształt kpiny. - Od całych tysiącleci panował pokój, a ludzie zajmowali się sobą. Po co mieliby ryzykować przetrzebienie? To nie miałoby najmniejszego sensu i nic by im nie przyniosło. Są głupi, ale nie do tego stopnia. Zresztą, nie mają szans pokonać wszystkich ras.
- Ludzie zawsze byli niebezpieczni. - pozwolił sobie zauważyć – A im bardziej wierzysz w ich nieudolność, tym bardziej są groźni. Ich ambicji nie da się zadowolić skarbami. Oni pragną władzy, całkowitej władzy nad całym naszym światem. - Czy wy naprawdę wierzycie, że można liczyć na ich rozsądek? Oni nie uczą się na błędach, dla nich historia nie ma najmniejszego znaczenia. Jak długo im na to pozwalamy, tak długo będą próbowali nas obalić. Wszystkich nas, bez wyjątku.
Krasnolud popatrzył na dżina i powoli wypuścił powietrze z płuc.
- Więc mamy ich wszystkich pozabijać? Mamy ich wyplenić, tak jak oni chcą wyplenić nas? To nie jest żadne rozwiązanie.
Lassë nie wierzył, że słyszy te słowa z ust krasnoluda. Przecież dawniej to oni jako pierwsi chcieli śmierci ludzi, oni walczyli najbardziej zaciekle. Co się stało, że teraz nie chcą zrównać z ziemią ludzkich miast i zagarnąć skarby?
- Wiem o czym myślicie! - wygarnął im brodacz – Może i tak było, ale teraz...
- Teraz nie chcecie walczyć by nie stracić swoich skarbów. - dżin nie miał litości. - Problemem jest wasz brak chęci do walki. Zasiedzieliście się, nabraliście ciała i nie macie ochoty sięgać po broń. - tym razem chyba naprawdę uraził krasnoluda, bo ten poczerwieniał ze złości na twarzy. - Zaprzecz jeśli się mylę! - to naprawdę było wyzwanie. A jednak brodaty mężczyzna zrezygnował z podjęcia walki, co tylko potwierdzało słowa dżina. W takiej sytuacji nie było chyba sensu dalej rozmawiać z królem i przekonywać go do podjęcia walki, wysłania swoich ludzi w pole, bronienia swojego terytorium. A jednak nie zawrócili, ale dalej brnęli coraz głębiej we wnętrze góry podążając za tym, który miał być ich nadzieją, a okazał się wielkim zawodem.
Im niżej schodzili, tym chłodniej się robiło. Elf musiał otulić się dokładnie płaszczem i rozmasować ramiona by pomóc sobie w oswojeniu się z temperaturą. To nie było łatwe, kiedy nawykło się do umiarkowanego ciepła, bądź gorących objęć kochanka.
A jednak wystarczyło przejść do pierwszego umeblowanego pomieszczenia by sytuacja się zmieniła. Choć nigdzie nie płonął ogień, to jednak było bardzo przyjemnie, co pozwalało elfowi na swobodne oddychanie, bez potrzeby zaciskania zębów, by nimi nie szczękać. Lassë był delikatny, nawet jeśli miał za sobą karkołomną wyprawę, a jego przyszłością była wojna z ludźmi.
Krasnolud w końcu wprowadził ich do sali jadalnej, gdzie najwyraźniej był zanim znalazł do drow, gdyż napoczęty dzik leżał na środku stołu, zaś jeden z talerzy był po brzegi wypełniony jego mięsem. Elfowi zakręciło się w głowie na ten widok. Nigdy nie nawyknie do martwych zwierząt stanowiących posiłek innych ras, chociaż widział już wielokrotnie jak jego przyjaciele żywią się mięsem. A czy nie karmił kochanka jajkami, gdy ten był osłabiony trucizną? Chłopak próbował nie zwracać uwagi na stół, kiedy zasiał przy nim król krasnoludów.
- Może kawałeczek? - zaoferował dżinowi, ale ten odmówił. - Dla leśnych elfów nie mamy nic poza trunkiem, więc może chociaż się napijecie ze mną?
- Tak, proszę. - na to Lassë mógł się zgodzić i czuł, że jego żołądek potrzebuje czegoś, co go uspokoi. Z ulgą przyjął więc mocne, znakomite wino. Na tym krasnoludy znały się doskonale. Pijąc czuł, jak jego ciało zaczyna się rozgrzewać, głowa pulsować, a krocze łaskotać, chociaż nie było mowy o podnieceniu. Nie, kiedy Otsëa był za daleko. Uczucie było jednak przyjemne i pozwalało chłopakowi zapomnieć o spoczywających na jego barkach obowiązkach.
Nie poruszali już tematu Wojny Ras, chociaż czuli, że wisi on w powietrzu. Zdawali sobie sprawę z tego, czym grozi jej wybuch, jak ważne jest zapobieganie ludzkim szaleństwom. Może właśnie dlatego krasnolud, który nie zechciał się im przedstawić, jakby uznał, że każdy powinien wiedzieć kim jest, zaproponował im nocleg u siebie.
To dżin wziął na siebie ciężar odmowy tłumacząc, że wcześniej przyjęli zaproszenie mrocznych elfów i tym samym nie wypada by zmieniali zdanie. W rzeczywistości nie powiedzieli jednoznacznie, czy planują zostać z drowami, ale tej tajemnicy nikt nie zdradzi.
Krasnolud obiecał zobaczyć się z nimi zanim pójdą w dalsza drogę. Czy to miało oznaczać, że mogą mieć nadzieję na zmianę decyzji? Czy krasnoludy jednak podejmą walkę i ruszą swoje coraz szersze cielska? Lassë miał taką nadzieję, ale nie dał po sobie poznać, że właśnie o tym myśli. Za dobrze wiedział, że jeden nieodpowiedni błysk w oku, a stracą wszystko. Takie były krasnoludy – dumne, bezczelne, pewne siebie, nieznoszące tym, którzy uważają się za lepszych i mądrzejszych. Nawet jeśli tak nie myśleli, nie udowodnią tego krasnoludom.
- Skoro już tu jesteśmy, a ty zaproponowałeś nam gościnę, dlaczego nie miałbyś oprowadzić nas po swoich kopalniach? - dżin wykorzystywał okazję i sympatię króla. Nie wypadało się od razu wycofać, a nie codziennie można oglądać kopalnie cennych kruszców krasnoludów. To one sprzedawały później lekki, twardy metal, mythrill, innym ludom.
Krasnolud przez chwile się wahał, ale w końcu skinął głową.
- A, niech stracę! Nikt nie powie, że Biorn Twardy Łeb nie jest gościnny!
Lassë miał ochotę uśmiechnąć się pod nosem. Oto poznał nie tylko imię swojego gospodarza, ale także miał okazję dowiedzieć się czegoś interesującego. Nie wspominając już o tym, że opowie kochankowi, co widział i czego doświadczył. Naturalnie zachowa dla siebie to, czego mówić nie może. Nie był głupi, a jedynie niewinny. Sam zdawał sobie z tego sprawę.
Biorn wyprowadził ich z jadalni prosto na schody prowadzące jeszcze niżej. Elf zwątpił przez chwilę, czy to aby na pewno dobry pomysł, ale zaryzykował. Ta droga musiała trwać w nieskończoność, ale kiedy doszli do najniższej kondygnacji znalazł się w jaskini oświetlonej kryształami i prowadzącej w czterech różnych kierunkach. Każdy odchodzący stąd korytarz był oświetlony i naprawdę spory, zdobiony nie tyle płaskorzeźbami, co pięknymi statuami.
- Ten prowadzi do kopalni na wschodzie, ten na północy. - rzucił brodacz. - My jednak skorzystamy z kolejki. Nie ma sensu iść tymi drogami przez godzinę by dotrzeć do wyczerpanych złóż. Pojedziemy tam, gdzie coś się dzieje. - skierował swoje kroki do korytarza, którego wcześniej Lassë nie dostrzegł. Był mniej staranny, mniejszy, na ziemi ułożono tory, a na nich stał niewielki wózek. -Wchodźcie. Zmieścimy się wszyscy. - elf śmiał w to wątpić, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że drowa z nimi nie ma. Przez jego ciało przeszedł dreszcz przerażenia. A co jeśli to pułapka? Nie, to wykluczone.
Niepewny, wystraszony chłopak wcisnął się na mała ławeczkę znajdująca się w wózku, zaś przed nim usiadł dżin. Na samym przodzie stanął Biorn i pociągnął za zwalniający koła uchwyt. Wózeczek zaczął toczyć się leniwie w słabo oświetloną ciemność korytarza, który równie dobrze mógł nie mieć końca, kończyć się przepaścią lub nieprzeniknioną ścianą.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, no krasnoludy trochę się zapuściły... ciekawa też jestem tych ich kopalni i ciekawe jaka decyzję ostatecznie oni jak i mroczni podejmą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń