niedziela, 23 lutego 2014

89. I wtedy zapadła cisza...

Wystarczyło przejść przez te ogromne, kamienne drzwi by znaleźć się w zupełnie innym świecie. Komnata, która teraz się przed nimi rozciągała była niesamowicie wielka i niebywale piękna. Zaskakujące, że można coś takiego wykuć w litej skale. Kwiatowe motywy świadczące o umiłowaniu Ziemi, która ich odrzuciła, zwierzęta oddane z ogromną pieczołowitością i dokładnością, istoty przedstawione z troską o szczegóły. Każdy kawałek ściany opowiadał inną historię, każdy tworzył odrębną całość by razem ukazywać historię mrocznych elfów, ich odrzucenie, potępienie, ale także miłość do świata, który ich już nie chciał.
Lassë nie mógł wyjść z podziwu dla tego wszystkiego. Rzucił okiem na wyrzeźbiony w kamieniu tron z siedziskiem w kształcie ściętego drzewa i oparciem oddającym pnące się w górę nowe gałązki. Wspaniały, chociaż chyba niezbyt wygodny, a co najważniejsze, pusty.
- Gdy będzie gotowy, pojawi się. - rozwiała wszelkie wątpliwości jedna z pilnujących ich mrocznych elfic – To w waszym interesie leży czekanie, nie w jego.
- Tu chodzi o życie nas wszystkich! - upierał się chłopak, ale nikt sobie nic z tego nie robił. Musiał poddać się więc i czekać w dalszym ciągu podziwiając to pomieszczenie. Tutaj pozwolono mu już na swobodne poruszanie się i podziwianie płaskorzeźb, dotykanie ich, ocenianie.
- Podobają ci się?
Lassë podskoczył słysząc za sobą nieznany sobie, dziwnie przyjazny głos. Odwrócił się gwałtownie stając twarzą w twarz z wysokim, dobrze zbudowanym elfem o jasnej, gładkiej skórze, zupełnie innej od skóry drowów. Jasne oczy mężczyzny miały ciemne obwódki świadczące o tym, że od dawna nie widział światła dziennego, zaś postrzępione, sięgające łopatek, ciemne włosy przysłaniały magiczną tatuę na jego policzku, ale nie przypominający owada o długich czułkach i trzech parach odnóży, Znak Odrzuconego, który miał na czole.
- Zadałem ci pytanie. - przypomniał delikatnie i z uśmiechem elf, co zawstydziło chłopaka, ale pozwoliło mu także oprzytomnieć.
- A, tak, tak! Przepraszam! Tak, bardzo mi się podobają. Są fantastyczne.
- Cieszy mnie to. A teraz... Powiedz mi, po co tu przybywacie. - elf podszedł do tronu i usiadł na nim rozpierając się, spoglądając na przybyszy.
To miał być władca drowów?! Leśny, wyklęty elf, który nie żywił się mięsem sądząc po jego niezmienionym, chociaż umięśnionym ciele?
Mężczyzna wyraźnie napawał się wrażeniem jakie wywarł na młodzieńcu, gdyż nie popędzał go, ale wyrozumiale przyglądał się Lassë czekając na chwilę, kiedy ten będzie gotowy by wyjaśnić mu wszystko z możliwie największą ilością szczegółów.
- Zaczniesz, czy dalej będziesz go pożerał wzrokiem? - syknął do chłopaka dżin, który zaczynał już czuć się nieswojo w tym otoczeniu. - Trochę nam się spieszy, pamiętasz? Wojna Ras, ludzka armia i te sprawy... - jego słowa sprawiły, że elf speszył się okropnie i zaczerwienił po końcówki uszu.
- Tak, po prostu... Nie ważne! - spojrzał raz jeszcze na władcę drowów, który tak go zaskoczył i zaczynając swoją opowieść od samego początku, od dnia, kiedy został wybrany przez Ziemię, przedstawił pokrótce najważniejsze dla mrocznych elfów wydarzenia. - Potrzebujemy Armii Ras by powstrzymać wojnę jeszcze w zarodku. - zakończył piskliwie.
Odrzucony elf spoglądał to na chłopaka, to na dżina wyraźnie niezadowolony z tego, co usłyszał. Następnie powiódł wzrokiem po swoich drowach zgromadzonych w komnacie.
- Od wielu wieków nie było potrzeby by wszystkie rasy łączyły siły przeciwko człowiekowi – odezwał się w końcu do nikogo i do wszystkich jednocześnie. - Poprzednie Wojny wywołały ogromne spustoszenie, zdziesiątkowały wiele ludów. Nie sądziłem, że będzie mi dane oglądać Trzecią Wojnę Ras. - Lassë poruszył się niepewnie słysząc jego słowa. - Tak, młody elfie. - przytaknął mężczyzna wstając ze swojego tronu. - Uczestniczyłem w dwóch poprzednich Wojnach, walczyłem u boku innych wojowników, dowodziłem nimi i w końcu zostałem naznaczony Znakiem Odrzuconego. Jestem Isil Rauco.
- To niemożliwe! - wyrwało się chłopakowi. - Mówiono, że Demon zginął! Że nie wytrzymał osamotnienia i odrzucenia!
- Jak widzisz DEMON nieźle sobie radzi. Naznaczono mnie, gdyż to na moich rękach spoczywa krew ludzi, których zabijałem z przyjemności, nie z obowiązku. Chciałem ich wytępić tak, jak oni planowali pozbyć się nas. A teraz, po tych wszystkich wiekach, przychodzi do mnie młody, niedoświadczony elf i chce bym znowu walczył? Bym poświęcił moje Dzieci Księżyca? Cóż za ironia losu. Skazany, odrzucony, wyklęty, naznaczony i niezbędny, gdy zaraza znowu się rozprzestrzenia?
- Niewiele osób pamięta tamte czasy! - nie poddawał się Lassë chociaż było mu trochę głupio. Elf miał rację, to nie było fair, ale czy mogli zrezygnować z kogoś, kto wie, jak walczyć z ludźmi? W takiej sytuacji Isil Rauco był im niezbędny. - Potrzebujemy cię. Żywioły także. - dodał ciszej. - Może twoje czyny zostaną ci wybaczone...
Śmiech władcy drowów przerwał jego rozważania. Był donośny, zimny, niepozbawiony ironii. Chłopak mógł mieć pewność, że jego szanse, co do zaangażowania mężczyzny w tę walkę maleją z każdą chwilą. Z pewnymi osobami nie łatwo było się dogadać. A już na pewno z takimi, które wiedziały, co się dzieje wokół.
- Proszę. - zajęczał błagalnie.
- Co ja będę z tego miał? - tego pytania można było się spodziewać, ale i tak zaskoczyło elfa. Dżin nawet nie mrugnął.
- Miał? - wydusił Lassë.
- Wy odeprzecie najgorszy atak, a do nas dotrze zdziesiątkowana armia głupich samobójców. Po co więc mamy interweniować? W imię czego? W obronie czego? W zamian za co? - nieźle bawił się w tej chwili uczuciami zdesperowanego leśnego elfa.
- Nie... nie mam nic i nic nie mogę ci zaoferować. - przyznał młodzieniec – Nie zajmuję żadnego stanowiska w swojej wiosce. Zostałem wybrany przypadkowo i tylko dzięki moim przyjaciołom zdołałem tak daleko zajść. Bez nich już dawno byłbym martwy.
- Więc może dasz mi siebie?
- Nie! - odpowiedź była natychmiastowa – Nie dysponuję sobą, ani swoim życiem. Swoje wszystko dałem już dawno komuś innemu i kiedy to się skończy, wrócę do osoby, która trzyma w rękach sznurki mojego życia. Widzisz więc, że nie mogę być twoim niewolnikiem, służącym, nikim. A gdybym ci obiecał swoje usługi, siebie, wtedy kłamałbym oferując coś czego nie mam.
Władca skinął głową z aprobatą, ale raczej nadal nie zamierzał pomagać podczas wojny.
- Porozmawiam z moimi ludźmi, zapytam o zdanie moje wojska. To oni podejmą ostateczną decyzję. Do tego czasu możecie tu zostać i dowiedzieć się, co na ten temat myślą krasnoludy. Moja prawa ręka zaprowadzi was na miejsce. Ale teraz zapraszam was na posiłek, jeśli jesteście w ogóle głodni. Jeśli nie, zaoferuję wam tylko wodę. Polubiłem cię bezimienny, młody elfie i chociaż nie masz pojęcia jakimi prawami rządzi się ten świat, to masz w sobie coś uroczego. Nie nadymaj się tak, to prawda. Więcej w tobie dziecka niż mężczyzny. Nie zaprzeczaj. Masz jeszcze mleko pod nosem.
- Więc jesteś przychylny naszej sprawie? - ta nadzieja, to drżenie głosu.
- Nie. Możecie mieć po swojej stronie dżiny, w które nie wierzyłem, muszę przyznać. - wcale nie wyglądał na zaskoczonego, kiedy usłyszał, że Lassë właśnie z dżinem podróżuje – Ale to nie ma żadnego znaczenia. Nie dla mnie. Ja swoje zadanie wykonałem przed wiekami. Wykonałem je i zostałem za to ukarany. Nie narzekam, wcale nieźle mi się teraz żyje z dala od Ziemi i treli lasu. - rozłożył ramiona prezentując ogrom komnaty. - moje komnaty są ogromne i ozdobione niemal równie starannie co wasze wille na drzewach. Brakuje mi tylko słońca, ale z niego potrafię zrezygnować. Zresztą, pracujemy nad możliwościami rozrodczymi. - uśmiechnął się widząc prawdziwe zdziwienie na twarzy chłopaka. - Tak, mamy zamiar się rozmnażać, a nie czekać aż któryś z was zejdzie na złą drogę i sięgnie po mięso lub krew.
- To niemożliwe! - Lassë zaciskał dłonie w pięści w zdenerwowaniu, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy. Rozmnażać się? Czy ciało drowów mogło być aż tak różne od ciał leśnych elfów. A może i oni mieliby rodzić się z drzew? Lub z kamieni. Nie, to było wykluczone, niemożliwe, bezsensowne.
- Nic nie jest niemożliwe. Przypomnisz sobie moje słowa, gdy nam się uda, a wy pozostaniecie w tyle, może nawet wyginiecie z ręki ludzi. - tak, to również sprawiało mu przyjemność, to natrząsanie się z chłopaka i jego ludu. Leśne elfy były ograniczone dawnymi ideałami, wolą ich Żywiołu, pamięcią o tradycji. Isil nie miał tego problemu, gdyż jako Odrzucony nie musiał troszczyć się już o nic poza swoimi ludźmi, którzy nie tylko zaakceptowali jego odmienność od nich, ale także uczynili go przywódcą, jako najsilniejszego i najstarszego z nich wszystkich. Był im coś winny, nie niebezpieczne wojny, w których mogli postradać życie, ale własne wybory, możliwość normalnego życia, a także rozmnażania się. Wprawdzie pracował nad tym od bardzo, bardzo dawna i nie zdołał jeszcze znaleźć sposobu, ale czuł, że jest blisko, że w końcu zrozumie, co jest nie tak, a wtedy będzie mógł działać.
Na własną rękę badał ciała zwierząt, którymi drowy pożywiały się, kiedy z nimi skończył. Gdy jeden z nich, z drowów, umierał, Isil Rauco pozwalał sobie poznać także jego ciało by porównać je z mogącymi płodzić potomstwo istotami. Kilka razy miał nawet szczęście pracować na zwłokach ludzkich, które bardziej niż jakiekolwiek inne przypominały elfy. Ze zwierząt wskazałby na żabę, ale one nie satysfakcjonowały go tak, jak ta bezmyślna, bezczelna rasa, której tak bardzo nienawidził. Jak to możliwe, że te ochłapy innych ras mogły się rozmnażać swobodnie, podczas gdy innym tego zabroniono? Kto o tym zadecydował?
Odrzucony wyszedł z komnaty spokojnym, lekkim krokiem. Jego długie, zwiewne szaty falowały, jakby rozwiewał je wiatr.
- Zapraszam was do stołu. - ponaglił ich przystając za drzwiami – Nie musicie się obawiać, nic mi nie przyjdzie z trucia was. - znowu ruszył przed siebie, a jego ludzie otwierali szeroko kolejne kamienne, zdobne odrzwia, którymi Lassë nie mógł się przestać zachwycać.
Każde z nich były inne, każde zawierały drobną podpowiedź dotyczącą przeznaczenia komnaty, do której się przechodziło.
Pomieszczenie, które stary elf nazywał jadalnią było niewiele mniejsze od tego, w którym stał tron. Ściany pokryte były idyllicznymi obrazami tańczących elfic i przygrywających im na instrumentach elfów, a sądząc z budowy ciała były to zarówno drowy, jak i leśne elfy. Tworzyły jeden lud, nierozerwalną całość. Lassë domyślił się, że to właśnie o to walczył Isil. Ten, którego zwano Demonem marzył tylko o raju, w którym mógłby być szczęśliwy.
Elf zmarszczył brwi, kiedy natrafił na dziwnie znajomą twarz.
- To ty. - powiedział do władcy poufale zapominając o tym, z kim rozmawia. Mężczyzna nie wydawał się jednak tym przejmować. Uśmiechnął się przyjaźnie do chłopaka.
- Tak to ja. A obok mnie ta, którą kochałem, ale straciłem, gdy naznaczono mnie jako Odrzuconego. - nie wydawał się teraz czuć tej namiętności, jaką oddawała płaskorzeźba. - Prosiłem by odeszła ze mną, ale się nie zgodziła. Wolała rozstać się, niż być skazaną na tułaczkę. - zaśmiał się pusto. - Byłem zdruzgotany przez długi czas, nie potrafiłem się bez niej odnaleźć. Byłem żałosny! - tym razem jego śmiech był zimny, pozbawiony uczuć. - Sam powiedz, czy mogła mnie naprawdę kochać? Ale życie okazało się jeszcze bardziej zabawne. Moja ukochana była jednym z nielicznych elfów, które nie rodzą się same z jednego drzewa. Wiesz jakie to rzadkie wśród nas, by elf miał rodzeństwo. Ona miała brata i to nie ona, ale on podążył za mną. Poznaliście go – z niemal słodkim i niewinnym uśmiechem skinął w stronę dowódcy, który przyprowadził Lassë i Anisa na spotkanie z władcą. - Odpowiem od razu na pytanie, które na pewno was teraz dręczy. Nie, nie planował zostać drowem. Wystrzegał się mięsa póki nie poznał swojej samicy. Teraz tylko czekają na to by móc spłodzić pierwsze dziecko w historii mrocznych elfów.
Isil zaprosił swoich gości do stołu, na którym już teraz postawiono puchary ze złotym, słodkim miodem. Pociągnął pełny łyk i zamruczał, co miało pokazać młodemu elfowi i jego cichemu towarzyszowi, że nie mają się czego obawiać. To Lassë jako pierwszy postanowił zaufać Odrzuconemu. Posłał dżinowi uspokajające spojrzenie i zaryzykował. Miodowy nektar był wyśmienity. Słodki, doprawiony, o delikatnej konsystencji. Następnie podano im po kawałku plastra prawdziwego, pszczelego miodu z drobnymi, czerwonymi owocami, które słynęły z kwaskowatego smaku.
- Nie wiem czym żywią się dżiny, więc mam nadzieję, że ten posiłek cie nie urazi. - tym razem władca zwrócił się bezpośrednio do Anisa.
- Tak naprawdę możemy jeść wszystko i nic. Nie dlatego, że nie jesteśmy wybredni, ale dlatego, że żyjąc na pustyni nie potrzeba nam prawdziwego posiłku.
- To zaskakujące, że żyjecie od zarania dziejów, a ten świat praktycznie nic o was nie wie.
- I niech tak zostanie, kiedy wojna dobiegnie końca. - to nie była prośba. - Ludzie sprawili nam wystarczająco dużo kłopotów, nie potrzebujemy ich więcej.
- Zgadzam się z tobą. - Odrzucony przytaknął i pociągnął kolejny łyk nektaru. - Ze strony drowów nie macie się czego obawiać.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, może jednak mroczne elfy zgodzą się pomóc w walce, choć jak na razie nie jest za dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń