niedziela, 9 lutego 2014

87. I wtedy zapadła cisza...

Pierwsze przeniesienie Lassë przypłacił okropnym bólem głowy i okropnym ssaniem żołądka, który zdawał się trawić sam siebie. Z trudem stał o własnych siłach, kiedy poczuł pod nogami twardą ziemię. Miał ochotę zwrócić wszystko, co jakimś sposobem jeszcze było w jego żołądku.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał słabym głosem.
- W szczerym polu. - dżin wzruszył ramionami. - Nie mogę przenosić cię na duże odległości za jednym razem, bo sam widzisz, jak na to reagujesz. Jestem więc zmuszony przenosić cię kawałek po kawałku. Do najbliższej osady pozostały nam trzy minuty. Nie, nie piechotą. - uprzedził pytanie elfa – Trzy minuty mojej mocy. Zaczniemy od wilków, są najbliżej, a ich umiejętności... Co?
- Wilków? - mina elfa zdradzała niepokój i wyraźne zdziwienie, jakby nie przyszło mu do głowy, że także jego „starzy znajomi” zaliczają się do ras tego świata.
- Są przydatnd. - rudzielec wpatrywał się w rozmówcę uważnie, jakby oczekiwał, że odgadnie jego myśli.
- Miałem z nimi pewne... przejścia. Nie należę do ich miłośników. Nie chcę też żeby mnie zeżarły, a ostatnio miały dosyć konkretne plany na ucztę, więc...
- Więc tym razem jesteś ze mną, a wilki to świetni wojownicy. Kiedy wejdą w tryb berserka nic ich nie zatrzyma. Ludzie będą bezsilni. Potrzebujemy wilków, a one są w takim samym niebezpieczeństwie, co inne rasy. Ludzie nie oszczędzą nikogo, a wilki są zbyt dumne by pozwolić sobie na upadek.
- Są też wygłodniałe i spragnione elfiego mięsa. - Lassë musiał mieć ostatnie słowo. Już nawet nie walczył ze słabością, ale klapnął na ziemi chowając twarz w dłoniach. To było dla niego zbyt wiele, a przecież dopiero rozpoczął zbieranie armii. - Niech będzie. Zabierz mnie do jednego z nich. Tego, który dowodzi watahą na szczycie Ołtarza. Jeśli on nie zechce mnie wysłuchać to żaden wilk tego nie zrobi.
- Dobrze, jeśli tego chcesz. To zajmie nam więcej czasu. Dwa przeniesienia, byś zdołał to przetrwać z żołądkiem na swoim miejscu.
W odpowiedzi elf skinął głową i podniósł się ciężko. Nie chciał zbierać żadnej armii, nie chciał rozmawiać z obcymi i przekonywać ich o złych zamiarach ludzi. Jasne, dżin sprawiał, że wszystko było łatwiejsze do uwierzenia, ale dla wielu jego obecność na pewno okaże się jednoznaczna z cudem. Przecież osoby wierzące w istnienie Duchów Pustyni można było zliczyć na palcach jednej ręki.
Szaleństwo w jego żołądku rozpoczęło się na nowo, kiedy tylko obejmując mocno dżina i chowając twarz w jego piersi, w mgnieniu oka został wciągnięty przez magiczny wir przestrzeni, która płynęła tuż obok niejako zasysana za ich plecami.
I znowu zbawienny spokój przynoszący nasilenie się objawów, ale także pozwalający odetchnąć, wytrwać i zebrać rozbiegane myśli. Lassë nie tęsknił za pragnącym go pożreć alfą watahy z Ołtarza. Doceniał jego zaparcie i zorganizowanie, silną wolę pozwalającą mu na prowadzenie rozmowy z pożądanym przez niego i jego wilki kawałkiem mięsa, ale mając wybór, elf nie zdecydowałby się na ponowne spotkanie. A teraz miał z nim rozmawiać, proponować wspólną walkę przeciwko ludziom.
Ich pojawienie się pośrodku skalnej półki zdenerwowało wilki, które nie spodziewały się czegoś podobnego. Część z nich rzuciła się na nich bez zbędnego zastanowienia, ale nie zdołały podejść wystarczająco blisko. Jeden ruch dłoni dżina i między nimi a wilkami wytworzyła się niewidzialna ściana nie do pokonania.
- Czego tu chcecie. - między swoimi wściekłymi podopiecznymi przeciskał się mężczyzna ze skórą wilka wiszącą na głowie i ramionach, którego szalone spojrzenie wydawało się teraz skupione i czujne. - Zmieniłeś zdanie i postanowiłeś zostać na uczcie? Trochę późno, ale nic straconego. To nie była ostatnia noc, kiedy mogliśmy czcić Księżyc na twoim mięsie.
- Ludzie rozpoczynają wojnę ras. - Lassë postanowił zignorować groźbę czająca się za tymi słowami. - Przemierzają pustynię, by dobrać się do skóry nam wszystkim. Potrzebujemy siebie nawzajem.
- Nie potrzebujemy nikogo by pokonać ludzi. - syknął lekceważąco wilk, a jego usta wygięły się w tak dobrze znanym, szalonym uśmiechu.
- Nie wiemy jaką bronią mogą teraz dysponować i jak bardzo są liczni. Mieli w swoim posiadaniu broń, która zakłóciła komunikację żywiołów, wprowadzała zamieszanie już od dawna. Jesteśmy osłabieni konfliktami, jakie mogły z tego wyniknąć. Nikt z nas nie pokona sam ludzi. Zawsze mieliśmy z tym problem. - pozwolił sobie przypomnieć. - Tylko łącząc siły możemy coś osiągnąć.
- Co macie wy, czego nie mamy my? - wilk przerwał mu zadając kolejne pytanie prosto z mostu. - Jesteśmy szybcy, silni i rozsądni, nie znamy strachu, potrafimy być brutalni i bezwzględni. Czym chcesz nas przebić, nieszczęsna przekąsko?
- Mamy dżina. - Lassë zignorował przytyk. - Mamy całą grupę mitycznych dżinów, które są w stanie nam pomóc. - te słowa sprawiły, że wilk spojrzał na niepozornego mężczyznę przy elfie i zmarszczył brwi wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Nie licz na to, że zademonstruje ci swoje umiejętności. Nie jest tresowanym zwierzątkiem.
- Dlaczego więc mam ci wierzyć?
- Ponieważ zjawiłem się tutaj mimo gorącego przyjęcia, jakie zgotowaliście mi poprzednim razem. Chyba nie myślisz, że wróciłem z tęsknoty? Niestety, nie zaimponowałeś mi, więc możesz odrzucić sentyment i miłość. A ja nadal tu jestem.
Wilk westchnął i pogładził dłonią pysk białej bestii, który miał na głowie niczym zarzucony na nią kaptur. Nie mógł zaprzeczyć temu, co mówił elf. W końcu był zdziwiony czując zapach Lassë niedługo przed jego pojawieniem się i nigdy nie uwierzyłby swoim ludziom, gdyby nie widział go na własne oczy. Nienawidził takich sytuacji, ale skinął głową.
- Niech będzie, wierzę ci. Moja wataha wam pomoże. Za darmo. - dodał z przekąsem. - Porozmawiam z innymi rodzinami, postaram się je nakłonić do współpracy. Jeśli ludzie rosną w siłę musimy pokazać im gdzie ich miejsce.
- Dzięki magii ifrytów i dżinów ludzie będą przez najbliższy czas błądzić po pustyni. Może niektórzy z nich nie wytrzymają spiekoty i chłodu nocy, ale nie możemy w ten sposób pozbyć się wszystkich. W pewnym momencie zrozumieją, że to podstęp i znajdą wyjście z tej sytuacji. Do tego czasu musimy być gotowi. Zbierz tyle wilków ile zdołasz i udaj się z nimi w kierunku pustyni. Jestem pewny, że zostaniecie znalezieni i poprowadzeni na miejsce zbiórki, gdzie kolejne rasy będą do was dołączać. - taką przynajmniej miał nadzieję. Po raz pierwszy miał do czynienia z wojną, pierwszy raz odgrywał tak ważną rolę w jakimkolwiek przedsięwzięciu.
Poprosił Anisa by ten zlikwidował barierę między nimi a wilkami. Mieli walczyć po tej samej stronie, a to wymagało przynajmniej minimum zaufania. Wyciągnął dłoń do lidera, który przyjrzał mu się najpierw, a później uścisnął wyciągniętą przyjaźnie rękę. Wykorzystał jednak sposobność i przyciągnął do siebie Lassë zahaczając zębami o skórę na jego szyi i liżąc ją od obojczyka po ucho. Chłopak nawet nie miał czasu by zareagować.
- Wiedziałem, że biały elf smakuje najlepiej. - zamruczał mu w ucho wilk i odsunął się niespiesznie na krok. - Miękkie, słodkie mięsko. Żałuję, że nam uciekłeś i nie pozwoliłeś ucztować, ale może po walkach znajdzie się czas i okazja by to naprawić.
- Nie skorzystam. - Lassë odsunął się powracając pod opiekę czujnego i gotowego do ewentualnego ataku dżina.
Elf i alfa wilków z Ołtarza przyglądali się sobie oceniając wzajemnie swoje siły, możliwości i walory. Podczas gdy wilk myślał o elfie jako o posiłku wynagradzającym wysiłek i utratę wojowników w walce, Lassë widział przed sobą wyłącznie siłę i szybkość, których tak bardzo potrzebowali.
Jeśli nie uda się nakłonić do współpracy innych rodzin, jaką można było mieć pewność, że ktoś obcy mógłby zebrać wojska wszystkich ras? Otsëa byłby w tym lepszy. Wystarczyłoby by ujawnił kim jest, a każdy poszedłby za nim mając świadomość, że walka po stronie smoków będzie łatwiejsza. Ale bard nie mógł nikomu zdradzić swojej tajemnicy. Prędzej czy później ktoś by go wydał, a wtedy on i Lassë mogliby pożegnać się z rozkosznym, wspólnym życiem w drodze. Bo taki właśnie miał plan – wyruszyć w drogę wraz ze smokiem, nauczyć się jego tułaczego życia, nie wracać do domu, nie bez barda.
Żadnemu z nich nie przyszło nawet do głowy by się żegnać. Dżin objął młodego elfa ramieniem w pasie i przymknął oczy skupiając się na miejscu, w które teraz chciał go przenieść. Nie za daleko, ale i nie beznadziejnie blisko, gdyż im częściej musiał robić postoje, tym szybciej się męczył. Tego jak dotąd nie zdradził swojemu towarzyszowi, ale czy taka wiedza naprawdę zmieniłaby cokolwiek? Na pewno nie. Ich ciała nie były kompatybilne. Ot i cała tajemnica.
- Idzie mi coraz lepiej! - ucieszył się Lassë, kiedy Anis zatrzymał się na polanie oddalonej od Ołtarza o jakąś godzinę drogi. - Nie kręci mi się w... - powiedział to nie w porę bo jego żołądek właśnie zaczął się przewracać. Musiał usiąść i zamknął oczy by uspokoić ciało i nie dopuścić do wymiotów – Albo i nie. - dodał szeptem – Możemy zrobić trochę dłuższy postój? Wiem, że nie pokonaliśmy zbyt dużej odległości i zdołaliśmy porozmawiać tylko z wilkami, ale... - odetchnął głębiej kilka razy zanim podjął przerwany wątek – ale nie wiem, ile jeszcze dam radę. Głowa mi pęka. - i rzeczywiście, czuł drażniące i osłabiające pulsowanie między oczami, ponad nasadą nosa. Położył się na trawie planując tylko chwilę wypocząć.
Dla Yehia Waarith Anisa była to cudowna okazja by nabrać sił nie mówiąc o swojej słabości. Pozwolił by jego ciało rozszczepiło się, a jego drobne cząsteczki wymieszane z powietrzem wydawały się przestawać istnieć. Wyczuł senność elfa i skorzystał z jego zmęczenia rozluźniając swoje niematerialne, potężne „ja”. Był w stanie przywrócić ciało w przeciągu kilku chwil, więc nie obawiał się, że chłopak zostanie bez opieki. Zresztą, nie wyczuł w pobliżu nikogo, więc pozwolił sobie na igranie z wiatrem.
Lenistwo im sprzyjało, obaj nabierali sił i kolorów, może z czasem nawet nawykną do siebie do tego stopnia, że podróżowanie z dżinem nie będzie stanowiło dla elfa najmniejszego problemu? Anis nie chciał by tak się stało, ale i tak nie wierzył by możliwym było przyzwyczajenie ciała do szybkości, z jaką przemieszczały się Duchy Pustyni. To absurdalne, więc i jeden młody, przygłupi elf również nie mógł osiągnąć czegoś podobnego.
- Czuję, że możemy ruszać dalej. - oświadczył niespodziewanie Lassë, który podniósł się do siadu, kiedy dżin materializował się obok. Chłopak spojrzał na krążące szybko cząsteczki sklejające ciało, które Anis wybrał dla siebie na czas współpracy. Zmarszczył brwi patrząc uważnie, jakby mógł przeniknąć proces pospiesznego tworzenia rudowłosej postaci młodego mężczyzny. - Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał o coś tak oczywistego, że nie musiał precyzować pytania.
- A dlaczego nie miałbym? - odpowiedź była szeptem, gdyż usta nie były jeszcze dokładnie takie, jakie być powinny, a struny głosowe nie zostały starannie ukształtowane. Dżin był zaskoczony tym ile czasu potrzebuje by się pojawić. Widać z daleka od piasków pustyni nie było to już takie łatwe. Trudno, musiał ograniczać się do zwykłego wypoczynku.
- To niebezpieczne.
Yehia prychnął i widmowymi ramionami objął elfa przenosząc go od razu. Lassë pisnął nie czując pewnego oparcia w ciele, które dopiero się kształtowało coraz szybciej i szybciej. Anis odzyskał siły i teraz miał zamiar pokazać Lassë na co go stać, kiedy przeniósł go o wiele dalej niż do tej pory. W prawdzie ciemnowłosy chłopak przypłacił to wymiotami, ale byli teraz bliżej siedzib mrocznych elfów i krasnoludów, które dzieliły góry między siebie. Dla nieobeznanego w świecie Lassë miało to być pierwsze spotkanie z tymi ludami.
Zabijając nieprzyjemny smak w ustach liściem mięty, który Niquis zostawił w jego kieszeni, elf drżał nie wiedząc nawet dlaczego. Czy miało to coś wspólnego ze strachem przed nowym wyzwaniem czy może był to efekt końcowy wymiotów?
Elf obraził się na Anisa i nie odezwał więcej ani słowem. Z jednej strony było to zabawne, ale z drugiej trochę męczące. Dżin nie miał nic przeciwko rozmowom z chłopakiem, który przynajmniej był elementem rozrywki w tym nudziarstwie.
Anis westchnął już znudzony tą całą sytuacją. Był już kompletny, cały i czuł, że jest mu strasznie niewygodnie w tej nieszczęsnej postaci. Nie mówiąc nawet, co zamierza, objął elfa w pasie i przeniósł go kolejny kawałek. Nie znęcał się już nad nim, ale wyrozumiale wyczuł moment, kiedy to musiał dać chłopakowi odetchnąć. Chwila przerwy i kolejny skok.
- Beznadzieja. - syknął przy okazji trzeciej takiej sytuacji. - Beznadzieja i głupota. W takim tempie nigdy nie zbierzemy armii, nie wspominając już o tym, że ona musi dotrzeć na miejsce przed rozpoczęciem walk. Jeśli twoi pokręceni pobratymcy nas zaatakują zanim im wszystko wyjaśnimy, również nie będzie wesoło. Drowy nie słyną z cierpliwości i chęci kontaktowania się ze swoją jaśniejszą stroną rodziny. O ile się nie mylę najchętniej pozbyłyby się jasnych elfów.
Lassë westchnął nie mogąc dłużej milczeć.
- Nie kochamy się szczególnie, ale nie znam ich, nigdy żadnego nie widziałem. Pospieszmy się lepiej. Wytrzymam dłuższe skoki. - zapewnia – Nie chcę zawalić.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniale, jaka reakcja na zjawienie się u wilków ale przetrwał i w zasadzie to dobry pomysł, że do tych właśnie... ciekawe jakie będą te mroczne elfy i czy pomogą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń