niedziela, 16 lutego 2014

88. I wtedy zapadła cisza...

Lassë zamknął oczy zaciskając powieki możliwie najmocniej. Nie chciał wędrować już ani ociupiny dalej, a wszystko przez ten leniwy odpoczynek i chłodny, rzęsisty deszcz, który właśnie spadł na ziemię. Jeszcze dwa dni temu oddałby niemal wszystko za kilka orzeźwiających kropel z nieba, a teraz krzywił się i pojękiwał niezadowolony z tego, że jest zmuszony moknąć. Czy to naprawdę było konieczne? Nie mógł zaszyć się w jakiejś norze i przeczekać tej okropnej pogody? Nie mógł wrócić do Otsëa, wtulić się w to silne, choć niepozorne ciało i zapomnieć przy kochanku o wszystkim, co jeszcze mieli przed sobą? Zachowywał się jak rozwydrzone dziecko, zdawał sobie z tego sprawę, ale jak miał z tym walczyć, kiedy nagle coś go opętało i nie potrafił już myśleć racjonalnie?
W ramach protestu przeciwko wszystkiemu, położył się na mokrej trawie rozkładając na boki ramiona i nogi starając się przypominać gwiazdę. Jakimś sposobem miało to także przypominać znak, że nie zamierzał iść dalej, ale Anis zupełnie nic sobie z tego nie robił. Patrzył na poczynania elfa, jak wyrozumiała matka na uciążliwe dziecko.
Z westchnieniem dżin odgarnął włosy z oczu i pokręcił głową czekając cierpliwie.
- Nawet nie myśl o rozchorowaniu się, bo żaden ze mnie medyk. Potrafię zaleczyć poważną ranę, ale nie byle przeziębienie. - ostrzegł mężczyzna siadając na leżącej na ziemi, złamanej gałęzi i przyglądając się elfowi. - I zapewniam cię, że mi również się nie chce, ale jeśli nie powiadomimy przynajmniej jednej rodziny z każdego ludu, nigdy nie dotrzemy do wszystkich.
- Dobrze, przenieś nas bliżej gór. - zdecydował Lassë – Ale ja się nie podnoszę z tego miejsca, więc musisz tu podejść i złapać mnie za rękę. Leżę, zamykam oczy i pyk, ma być po wszystkim. - mamrotał, chociaż doskonale wiedział, że to niemożliwe.
Dżin nawet tego nie skomentował. Złapał elfa mocno za ramię i użył mocy z niemałą satysfakcją słysząc pisk chłopaka. W końcu spod jego pleców uciekła ziemia i teraz czuł się tak, jakby spadał i podnosił się w kółko. Po czymś takim na pewno da sobie spokój z markotnym rzucaniem zachciankami. Anis nawet specjalnie przeniósł go w kamieniste miejsce, by lądowanie było niewygodne, a może nawet bolesne.
Uśmiechnął się pod nosem słysząc jęk bólu, kiedy tylko zatrzymali się na postój. Szybko jednak wygładził twarz, by Lassë nie zaczął niczego podejrzewać.
- Nigdy bym nie pomyślał, że może tu być tyle kamieni! - powiedział mistrzowsko udając zaskoczenie. - Nic ci nie jest? Nie potłukłeś się?
- Oczywiście, że się potłukłem! - prychnął zirytowany elf i rozmasował swoje obolałe plecy i pośladki. - Do tego ta nieznośna pogoda! Irytujące! - dąsał się na cały świat. - Daleko jeszcze do celu? - pytał o to przynajmniej trzy razy na każdym postoju, od kiedy dowiedział się gdzie zmierzają, więc dżin ograniczył się tylko to kiwania głową na zgodę. Po co miałby się rozdrabniać? - Beznadziejny z ciebie towarzysz. - z nudów chłopak zaczął mamrotać bez przerwy do niesłuchającego go nawet Anisa. A przynajmniej do czasu, kiedy Lassë złapał go za ramię potrząsając nim zdecydowanie.
- Oszalałeś?! - pozwolił sobie na syk, kiedy palce chłopaka wbijały się w jego wrażliwą, materialną skórę.
- To nie jest daleko. - pisnął niemal szeptem elf i palcem wskazał na wyższe wzniesienie skał. - To zdecydowanie nie jest daleko, ale bardzo, bardzo blisko. Za blisko. - przełknął ciężko ślinę, kiedy dżin zerwał się na równe nogi i otoczył ich ochronną barierą zdążywszy w ostatniej chwili przed lecącą w ich stronę ostrzegawczą strzałą, która miała ich uszkodzić, ale nie zabić.
- Cholerny deszcz! - warknął dżin – Zapomniałem o nim. - nie znał się może za dobrze na innych rasach, ale o mrocznych elfach krążyło wiele plotek i większość z nich była prawdziwa. Jedną z nich było to, że nie wychodziły na słońce, ale zawsze wtedy gdy zaszło bądź skryło się za chmurami mogli opuścić bezpieczne kryjówki.
Jeden, dwóch, trzech, czterech... Naliczył siedmiu. Otoczyli ich bez najmniejszych problemów skacząc po kamieniach i zbliżając się do nich. Oczywiście, dżin mógłby zabrać elfa i uciekać, ale czy naprawdę był w tym jakiś sens? Przecież i tak musieli z nimi porozmawiać, musieli dostać się do krasnoludów, a przy okazji zdobyć możliwie jak najwięcej sprzymierzeńców.
Drow, który zbliżył się do nich jako pierwszy bez wątpienia dowodził strażą, która otoczyła ich celując z łuków w barierę, mimo świadomości, że nie zdołają jej przebić. Mroczny elf miał grafitową, gładką skórę, która wydała się Lassë fascynująca, ale odpychająca. Długie do pasa, białe włosy były splecione w gruby warkocz ozdobiony delikatnymi, cienkimi niczym pajęczyna, srebrnymi linkami, które wplecione między włosy były chyba nie do oddzielenia. Drow był lepiej zbudowany i postawniejszy niż którykolwiek z jego leśnych braci, a jego zęby przypominały kły drapieżnika. Odziany w zbroję z czarnego żelaza wyglądał, jak mroczny bóg, nie zaś zwyczajny elf. Lassë nie mógł uwierzyć, że spożywanie mięsa może mieć tak wielki wpływ na ciało, bo przecież to o to się rozchodziło od całych wieków.
Jasne oczy mrocznego elfa wpatrywały się w chłopaka z wyraźną wrogością, ale i czymś na wzór zafascynowania. Nie często mieli tu gości z lasów, a już na pewno nie takich w towarzystwie dżinów.
- To nasz teren. - głos Drowa był szorstki i głęboki, jakby nie nawykł do posługiwania się mową lub zmienił się pod wpływem częstych krzyków. - Czego tu?
Mając już za sobą czułości i gorące powitania Lassë uznał, że najwyższy czas zadziałać.
- Chcę rozmawiać z waszym władcą. - starał się wyglądać na pewnego siebie, ale jego serce waliło tak szybko i tak mocno, że pewnie słyszeli to wszyscy otaczający go wojownicy, w których gronie było także kilka kobiet o obfitych kształtach.
- Kim jesteś by tego żądać? - nie kpił, nawet nie próbował się uśmiechać, jakby uznał, że na kogoś takiego nie warto tracić dobrego humoru.
- Wysłała mnie Ziemia. - trochę podkoloryzował Lassë. - Ludzie zakłócili spokój Żywiołów i teraz jesteście wzywani by stanąć po stronie Armii Ras przeciwko...
- Armia Ras nie istnieje! - warknął wyjątkowo groźnie. - Nie istnieje od stuleci!
- Zbiera się na nowo, by znowu stanąć przeciwko ludziom. - mężczyzna przeniósł spojrzenie z chłopaka na dżina i skinął na swoich ludzi.
- Zabieramy ich, a jeśli zajdzie taka potrzeba, zabijemy mimo waszej bariery. Znajdę sposób, więc nie radzę kłamać, kiedy staniecie przed tronem.
- Poszło całkiem łatwo. - szepnął do towarzysza leśny elf, niestety Anis nie podzielał jego entuzjazmu. Jedno jego spojrzenie wystarczyło by ostudzić zapał chłopaka. - Albo i nie. - przyznał z bólem.
Wspinanie się po skałach było okropnym przeżyciem dla kogoś, kto przez całe swoje życie ograniczał się do miękkiej ziemi i przyjaznych sobie drzew. Nie był górskim trollem, krasnoludem, ani mrocznym elfem, nie należał nawet do grona poruszających się ścieżkami Ołtarza wilków. Daleko było mu do kozicy, koziorożca i innych stworzeń wyznających wyższość kamienistego podłoża. Tym razem dżin cierpiał razem z nim. W swoich lekkich butach o cienkich podeszwach musiał odczuwać każdy kamień o wiele boleśniej niż Lassë, ale nie poddawał się, nawet nie pisnął. Zawzięcie podążał dalej za wyraźnie zadowolonymi z ich problemów drowami rzucając wściekłe spojrzenia w stronę oddalających się coraz bardziej elfów. Anis nie „skakał” by nie tracić energii, która mogłaby się mu jeszcze przydać, gdyby coś poszło nie tak. Nie czarował, jedynie podtrzymując barierę, która chroniła jego i Lassë. Mieli tylko siebie, mieli tylko moce dżina, jego szybkość i zwinne palce młodzieńca, jego doskonały wzrok. Te atuty należało pielęgnować.
Obaj zastanawiali się jak daleko jeszcze do wejścia do siedziby drowów, jak wysoko znajduje się jaskinia pozwalająca wniknąć w głąb wystającej ponad ziemię góry. Pod powierzchnią mieszkały krasnoludy, więc tam elfy na pewno się nie zapuszczały, a jeśli prawdą było to, co zawsze o nich mówiono? Wtedy najpewniej jedynym łączącym te dwa ludy elementem musiał być smok, który pilnował skarbów jednych i przejścia do domeny drugich.
W pewnym momencie Lassë musiał odpocząć, a Anis z rozkoszą przystał na propozycję zatrzymania się. Skoro siedmioosobowy oddział prowadził ich do siebie, musiał też mieć na oku dwójkę przybyszów. Wrócą więc, kiedy zauważą, że nikt za nimi nie idzie. Wrócą i będą się wściekać, a to z kolei sprawi przyjemność zmęczonej dwójce. Jak oni mieli w ogóle ze sobą współpracować podczas zbliżającej się wojny, skoro robili sobie wzajemnie nazłość? Czy podczas poprzednich Wojen Ras wyglądało to podobnie? A może wtedy jeszcze rasy były sobie przyjazne? Że też chłopak nigdy nie pytał o to starszych od siebie elfów!
Tak jak podejrzewali. Dowodzący oddziałem wrócił po nich wyraźnie zirytowany. Do tego czasu zdołali jednak nabrać odrobiny sił, potrzebnych im do dalszej wspinaczki okropnym podejściem. Nie zdziwiliby się, gdyby wyszło na jaw, że mroczne elfy specjalnie wybrały właśnie tę drogę.
- Nie zostawajcie w tyle! - warknął mężczyzna. Nie było wątpliwości, że choć wyglądał młodo i był naprawdę przystojny, należał do pokolenia zrodzonego całe stulecia przed Lassë.
- Nie nawykliśmy do gór, więc jak sobie to wyobrażacie?! - nagle młody elf zrobił się bardziej rozgadany i odważniejszy niż wcześniej. - Trzeba było pomyśleć zanim zaczęliście nas tędy ciągnąć!
- To wy chcecie widzieć się z naszym władcą. - zauważył zimno białowłosy, a na to Lassë nie potrafił już odpowiedzieć. Przełknął swoją złość i dumę znowu niezdarnie brnąc poprzez ostre skały wyżej i wyżej. Dopiero później chłopak uświadomił sobie, że drow prowadził ich tymi okropnymi drogami by mieli problem z samodzielnym odnalezieniem wejścia, gdyby kiedyś postanowili zaatakować lud wyklętych przez Ziemię elfów.

Lassë padł na płaski, równy grunt jaskini sapiąc i dysząc. Mięśnie rozrywał palący ból, stopy przypominałyby wielkie rany, gdyby nie fakt lekkiego ciała, jakim dysponowały elfy nie zostawiające nawet śladu kroków na śniegu. Zabawne, że mimo wszystko tak bardzo odczuwał tę drogę przez skalne wzniesienia.
- Ruszcie się, nie mamy czasu na pikniki. - warknął dowódca i poszedł przodem w głąb nieprzeniknionej ciemności jaskini. Lassë zawahał się, ale już po chwili opanował strach i dzielnie ruszył za swoim przewodnikiem ściskając mocno dłoń dżina. Teraz mieli tylko siebie, a więc powinni być sobie oparciem, prawda?
Czarne, skalne ściany rozbłysły nagle błękitem, jakby reagowały na ruch wewnątrz długiego korytarza. Niczym niebo usiane gwiazdami, tak ściany pełne były drobnych kryształków, które rozświetlały wnętrze wskazując im drogę. Istny labirynt większych i mniejszych korytarzy, zapewne pełnych pułapek.
Im głębiej wchodzili, tym chłodniej się robiło. Zadziwiające, że żaden z drowów nic sobie z tego nie robił. W pewnym momencie Lassë musiał otulić się swoim płaszczem, ale już kilka korytarzy dalej temperatura znowu wracała do normy. Gdzie oni właściwie byli?
- Zaczekacie pod strażą na decyzję władcy. - odezwał się w końcu przewodzący im mroczny elf. - Jeśli zechce z wami rozmawiać, poprowadzimy was dalej, jeśli odmówi... sam zdecyduje co z wami zrobić.
- Powiedz mu, że to ważne! - Lassë zacisnął dłonie w pięści – Chodzi o przyszłość nas wszystkich, słyszysz?! To niezwykle istotne!
- Nie ty o tym decydujesz. - nawet nie planował dłużej go wysłuchiwać, ale zniknął w jednym z korytarzy odchodzących od sporej groty, w której się znaleźli. A może to już była komnata? Między niebieskimi kryształkami coś było chyba wyrzeźbione i gdyby chłopak miał okazję, przyjrzałby się temu dokładniej i ocenił, gdzie właściwie są. Elfy zawsze dbały o wnętrza, nie ważne jaką przestrzeń musiały zagospodarować. Gdyby tylko było tu jaśniej...
- Co to za miejsce? - spróbował zagadnąć jedną z elfic, ale kobieta popatrzyła na niego z pogardą nie odpowiadając nawet słowem. - Czyli się nie dowiem. - skwitował próbując w ten sposób rozładować napięcie, które go zżerało.
Długo kazano im czekać. Lassë czuł, że kręgi zaczynają mu dokuczać, a nogi są przemęczone od bezustannego stania w jednym miejscu. Usiadł na swoim płaszczu kładąc głowę na podwiniętych pod pierś kolanach w geście zupełnie nie pasującym do elfa, ale jednym w miarę wygodnym. Jego gospodarze nie należeli do specjalnie gościnnych.
Chyba nawet się zdrzemnął zanim obudziło go poruszenie, jakie zapanowało w „pomieszczeniu”. Lassë otworzył oczy całkowicie przytomny, jakby przez cały ten czas czekał cierpliwie i nie nudził się.
Dowódca nie spojrzał nawet na przybyszów, ale skinął głową swoim ludziom, którzy otworzyli ogromne odrzwia na jednej ze ścian. Elf był zaskoczony nie mniej niż dżin, gdyż żaden z nich nie zauważył ich, mimo że uważnie lustrowali otaczający ich półmrok. Zza drzwi wyłoniły się długie, świetliste macki jasności odganiając ciemność. Dopiero teraz Lassë miał okazję przyjrzeć się miejscu, w którym spędził cały ten czas uświadamiając sobie, że w rzeczywistości musiał to być hol prowadzący do królewskich komnat audiencyjnych. O ile drowy takowe posiadały.

2 komentarze:

  1. Zapraszam na nowopowstały blog z planowanym opowiadaniem hard yaoi. Perspektywa pierwszej osoby sprzyja wczuciu się w rolę ;) Opisuję przygody młodego mężczyzny, który przeprowadził się do miasta ze wsi i po rozgoszczeniu się dotyka go szereg „zdarzeń losowych”, które ostatecznie pchają go na stanowisko, którego nigdy wcześniej nie brał pod uwagę. Historia humorystyczna, pełna zaskakujących zwrotów akcji i yaoi. Jeśli jesteś ciekawy to zajrzyj do mnie: http://poziomm2.blogspot.com/
    Przepraszam za spam, ale reklama dźwignią handlu. Chętnie wymienię się adresami z osobami zainteresowanymi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo ciepłe przywitanie przez mrocznych elfow, nawet i dżin cierpiał... oby udało się im coś wskórać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń