niedziela, 19 stycznia 2014

85. I wtedy zapadła cisza...

26 I 2014 NOTKI NIE BĘDZIE! Wybaczcie.

Anis przeniósł ich w miejsce bardziej osłonięte i znajdujące się bliżej wody, co miało ułatwić opiekę nad pokiereszowanym griffinem. Choć był naprawdę silny i wytrzymały, szok wywołany utratą ręki sprawił, że Earen gorączkował już w godzinę po zabiegu dżina. Organizm musiał przystosować się do nowego krwiobiegu, ból nadwyrężył już i tak wrażliwe nerwy, które wcześniej zaatakowała trucizna, a na domiar złego, griffin stracił dużo krwi. Właśnie dlatego, Niquis nie odstępował go na krok, wylewał morze łez, czuwał u boku mężczyzny i regularnie zmieniał chłodne okłady. To także on wziął na siebie odpowiedzialność za doglądanie, karmienie i pojenie cierpiącego. Co jakiś czas we łzach powtarzał sobie, że Earen zabije go, kiedy dojdzie do siebie. Zabije go za to, że pozbawił go ręki. Jego – wojownika. Jak przez mgłę tiikeri pamiętał także, że griffin był leworęczny, a to znaczyło, że pozbawił go możliwości obrony do chwili, kiedy ten nauczy się walczyć prawą. O ile będzie miał na tyle sił, by podjąć się tej długiej i żmudnej pracy nad sobą. Niquis wątpił by przyjaciel cieszył się z tego, że ocalono mu życie za cenę niemalże całej ręki. Kikut, jaki mu pozostał nie nadawał się do niczego.
- Przepraszam, musiałem. - szeptał tiikeri, kiedy przestawał płakać i gładził spoconą, bladą twarz mężczyzny. - Martwy nie mógłbyś mnie do siebie przekonać, a przecież odgrażałeś się, że mnie w sobie rozkochasz. - czuł się jak skończony głupec powtarzając to wszystko nieprzytomnemu z udręki młodemu mężczyźnie, który najczęściej majaczył w malignie i rzucał się poruszając gwałtownie kikutem, jakby nie wiedział, że stracił rękę.
- Tylko ty możesz jeszcze chcieć kalekę. - Niquis uniósł głowę patrząc zaskoczony na Earena, który odezwał się słabym, zmęczonym głosem. - Zrobiłeś to żebym docenił każdą chwilę, kiedy mogę cię macać? - na jego ustach pojawił się lekki, niemrawy uśmiech.
- Drugą stracisz, jeśli będziesz macał innych. - odparł przez łzy chłopak i podjął usilną próbę uspokojenia się. - Sam ci ją odgryzę zamiast korzystać z miecza zdobytego na łowcy.
- Na łowcy? - zamknął oczy wymęczony tą krótką konwersacją, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Jak wiele musiała kosztować go ta wymiana zdań? Jak potworny ból starał się zatuszować?
- Kiedy wy działaliście... - zaczął opowiadać zmieniając zimny okład na czole mężczyzny i głaszcząc go jak dziecko – Pobiegłem do obozu niewolników i tam w jednym z namiotów znalazłem rzeczy łowcy. Uznałem, że żal je zostawiać, więc zabrałem je ze sobą. Latająca zbroja. - zaśmiał się do siebie, ale szybko spoważniał. - Widziałem przypadkowo, co robili z nowym nabytkiem. Zakładali na nim Pieczęć Skorpiona. Taki sam skorpion, jak ten który cię ugryzł wypalał się na skórze na piersi. Domyśliłem się, o co chodzi dopiero po chwili, a kiedy uświadomiłem sobie, co to dla nas oznacza, było już za późno. Wróciłem żeby was ostrzec, ale sam wiesz jak to się skończyło – Niquis skończył swoją krótką opowieść, ale griffin wcale jej już nie słyszał. Zasnął zmęczony, ale chyba odrobinę spokojniejszy.
Teraz też bard wykorzystał okazję by podejść i usiąść przy tiikeri. Dotknął policzka Earena niczym znawca, a później zmierzwił śpiącemu włosy w przyjacielskim geście.
- Wyjdzie z tego. - rzucił pewnie. - Nie martw się. Nieźle to znosi, albo jest tak słaby, że jeszcze do niego nie dotarło to, co się stało. Jest dla mnie jak brat, choć nie wierzę, że to mówię. Jeśli przyjmie moją pomoc, nauczę go walczyć prawą ręką. Powinienem ci chyba podziękować za to, co zrobiłeś, bo jeszcze tego nie zrobiłem. Gdyby nie ty, nie wiem czy któryś z nas zdążyłby zareagować i odważyłby się na taki krok. Nie oszukujmy się, oberżnąłeś mu rękę. Odrąbałeś ją jednym ciosem.
Milczący Niquis skinął głową. Zdawał sobie sprawę z tego, że Earen mógł zginąć albo od trucizny, albo z powodu znacznej utraty krwi czy szoku po tak brutalnym potraktowaniu jego ciała. A jednak tiikeri podjął ryzyko, postanowił to zrobić. Zdawał sobie sprawę z tego, że coś pchało go do przodu by ruszył do obozu korzystając ze swojej zdumiewającej szybkości, która zazwyczaj pozostawała uśpiona, coś zachęciło go do podglądania, gdzie zobaczył rytuał zakładania Pieczęci – coś, o czym słyszał przelotem, ale nigdy nie wierzył, że to możliwe. A później? Czuł, że musi się spieszyć, zanim w ogóle to do niego dotarło, zakrwawiony miecz leżał mu na kolanach, a odcięta ręka drgała konwulsyjnie, gdy wypływała z niej trucizna. Młodzieniec pamiętał wszystkie szczegóły, jakby patrzył na to z boku. Miał świadomość tego, co zrobił, rozumiał konsekwencje swojego wyboru, ale nie potrafił tego żałować. Postąpił słusznie.
- Coś nade mną czuwa. - powiedział niemal szeptem. - To nie mógł być przypadek.
- Ktokolwiek to robi, uratował jednego z nas pobudzając twój refleks. - Otsëa skinął głową zgadzając się z chłopakiem. - Ręki w prawdzie nie odda mu już nikt, ale jeśli ktoś rzeczywiście przyczynił się do jego uratowania, to pomoże mu także odzyskać siły i wrócić do formy.
- Co zrobimy teraz z łowcą? - zmienił temat Niquis – Nie możemy go tylko trzymać związanego magią. Musimy coś postanowić.
- Już postanowiłem. - Devi wyrósł za nimi jak spod ziemi. - Rozmawiałem z nim. A raczej ja mówiłem, a on słuchał bo Jean-Michael zakneblował go zaklęciem. Powiedziałem mu dlaczego go uwolniliśmy i co by się z nim stało gdyby nie nasza pomoc. Raczej nie odczuwa wdzięczności, ale to nic nie szkodzi. Mam zamiar go zranić i utoczyć z niego krew. Myślałem też o tym, żeby go zaciąć i wepchnąć Kryształ w ranę, ale Lassë mówi, że to niebezpieczne, bo nie wiemy jak zareaguje broń, kiedy stanie się częścią czyjegoś ciała. Jeśli łowca przejąłby moc broni, mielibyśmy okropny problem. - chłopiec wydawał się taki dorosły, kiedy o tym mówił, że nawet bard był tym zdziwiony. - Earen stracił dla tego rękę, więc ja też muszę być silny. Dla niego! On mi pomógł kiedy byłem przemieniony, więc teraz moja kolei udowodnić, że jestem odważny i jestem mężczyzną.
- Zróbmy to od razu. - Niquis podniósł głowę zdeterminowany zabić, jeśli będzie taka potrzeba. Sposób w jaki uratował życie przyjacielowi, zmuszał go teraz do bezwzględności.
Bard skinął głową wstając, ale to malec miał tu decydujący głos i to on ostatecznie zadecydował przystając na tę propozycję.
Wszyscy zgromadzili się przy związanym magią łowcy, który łypał na nich groźnie przeklinając na każdego z osobna i wszystkich razem. Chciał ich sprowokować, uważał za tchórzy. W końcu pochylali się nad nim, gdy był niezdolny do wykonania jakiegokolwiek obronnego gestu. Nikt mu nie współczuł, nikt nie przejmował się jego słowami, co irytowało go jeszcze bardziej. A więc groził im, przeklinał jeszcze głośniej, nie dawał za wygraną.
Devi ściskał w drobnej dłoni podarowany mu kiedyś przez Otsëa nóż. Ręka mu drżała, ale wiedział, że musi to zrobić, pamiętał jak świetnie dał sobie radę, kiedy musiał zszywać rany na ciele Earena. Krew zalewała mu wtedy palce, a jednak podołał. Teraz również nie przestraszy się! W końcu nie miał zabijać, a jedynie zranić i utoczyć krwi.
- Jego skóra jest bardzo twarda, więc musisz uważać. - ostrzegł Otsëa, a malec skinął głową.
Złote loki opadły mu na oczy, więc dmuchnął na nie odsłaniając tę jasną kurtynę. Devi zadrżał, kiedy wyobraził sobie, jak ostrze wbija się głęboko w ciało. Nie chciał zabić, chciał tylko zniszczyć Klejnot. Czując, że zawartość żołądka podchodzi mu do gardła piekącą, gorzką mazią, przyłożył ostrze do boku hybrydy i przeciągnął po skórze mocnym i pospiesznym ruchem ręki. Na ciele pozostała tylko czerwona pręga. Malec nie zdołał przebić się przez grubą skórę. Podjął więc kolejną próbę. Tym razem wbił końcówkę sztyletu w ciało łowcy, który skrzywił się, ale nawet nie syknął, i wtedy przejechał nożem po silnym, twardym ciele. Krew popłynęła bardzo jasną, bardzo rzadką strugą, więc Devi od razu przyłożył do miejsca, gdzie spływała po boku, miseczkę, w której leżał dziwny, kuszący Kryształ. Miska napełniała się powoli, a broń wydawała się pić ją wielkimi łykami wypełniając się od środka tą nienaturalną barwą. Wypełnił się po brzegi raz, a następnie zmienił barwę z przezroczystej na szkarłatną i cały proces rozpoczął się od nowa. Raz, drugi, trzeci, Kryształ był niezaspokojony. Chłopiec musiał ponownie otwierać ranę, która zabliźniała się stanowczo zbyt szybko. Broń zmieniała kolor za każdym razem, kiedy wypełniała się czerwoną posoką. Szafirowy, szmaragdowy, piasek pustyni. W pewnym momencie łowca syknął, gdy siedmiolatek otwierał ranę piąty raz.
- Zabijcie mnie od razu zamiast męczyć! - warknął, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Wpatrujący się w cały ten zabieg mężczyźni, dopiero teraz zauważyli, że Kryształ pęczniał po każdym piciu krwi, a co za tym idzie, pochłaniał jej więcej i więcej, choć robił to coraz wolniej. Na gładkiej powierzchni pojawiła się rysa, pęknięcie, skaza, ale nie przestawał wchłaniać krwi, jakby uzależnił się od niej i nie potrafił teraz przestać. Przybrał czarną barwę, jego powierzchnia zaczęła kurczyć się i rozluźniać niczym bijące serce. Pęknięcia pęczniały z każdym ruchem, jego struktura zmieniła się przeradzając w zgniłe, czarne ciało pełne nabrzmiałych żył.
Ile krwi stracił łowca? Ile jeszcze musiał jej stracić? Nie ulegało wątpliwości, że odczuwał jej utratę, choć był wytrzymały, może nawet nie do zdarcia. Przeklinał teraz zdecydowanie częściej, kiedy dopadała go słabość. Czegoś takiego nie chciałby doświadczyć żaden wojownik, chociaż łowca był już drugim, który stawał się bezbronny z powodu utraty krwi.
Czarne serce z niebezpiecznego, magicznego Kryształu ludzi, biło coraz szybciej, kurczyło się coraz bardziej i powiększało naprężając niebezpiecznie.
- Czy... czy ono tak powinno? - Devi podniósł głowę patrząc na stojącego nad sobą dżina.
- To pierwsza broń, która kiedykolwiek zdołała zagrozić dżinom. Skąd mogę wiedzieć? - Anis patrzył z zafascynowaniem z to, co działo się wewnątrz miseczki.
- Nie podoba mi się to. - Lassë wyraził to, co czuli inni, ale żadne z nich się nie odsunęło. Jak urzeczeni patrzyli na to koślawe, zgniłe serce, które przyspieszało bicie, powoli wariowało.
- Ono pęknie! - pisnął Devi i w tej samej chwili czarny ochłap nie wytrzymał. Krew, którą zachłannie pochłaniał rozsadziła je od środka. Śmierdząca, czerwona posoka rozprysnęła się brudząc wszystkich, którzy znaleźli się za blisko, wżerała się w skórę niczym kwas. Tylko mały człowiek nie odczuł żrących właściwości pozostałości po broni. Był brudny, zwymiotował nie mogąc znieść tego paskudnego zapachu i widoku krwi, która obryzgała go całego. Jego towarzysze jęczeli starając się zetrzeć z siebie zmienioną pod wpływem szkodliwego Kryształu posokę. Polewali wodą skórę, obmywali twarze. Zaczerwienienia pokryły się bąblami, które dżin kazał im nasmarować błotem by złagodzić obrzęk. Potrafił zaleczyć ranę Earena, ale nie był w stanie zrobić nic z oparzeniami spowodowanymi przez broń przeciwko jego gatunkowi.
- Czy to jest już zniszczone? - zapytał chłopiec, kiedy był już w stanie podejść do wody by przepłukać usta i rozebrać się chcąc wyprać swoje brudne ubrania. Inni również podsunęli mu swoje, co skwitował prychnięciem, ale nie zbuntował się. Choć nie zareagował, widział wszystko, co działo się z przyjaciółmi, gdy ich skóra zetknęła się z tą dziwną substancją.
- Nie mam pojęcia. - przyznał Anis – Podejrzewam, że tak. Rozkaż mi coś.
Chłopiec zastanowił się patrząc na nieprzytomnego w tej chwili Lócënehtara, na którego ciele również krew Kryształu wycisnęła swoje piętno.
- Umyj łowcę. - polecił chłopiec patrząc w niebieskie oczy dżina. - Rozkazuję ci przenieść łowcę do wody i zmyć z niego krew.
Dżin patrzył to na chłopaka, to na nieprzytomnego mężczyznę. Otworzył usta, zamknął je i nagle uśmiechnął się szeroko.
- Nie mam zamiaru! - krzyknął rozradowany i zniknął w przeciągu jednej chwili przenosząc się gdzieś, nie wiadomo gdzie.
- Cóż za wdzięczność. - warknął pod nosem Niquis i to on nabrał do czystej miski wody, którą zaniósł łowcy. Polał pokryte mazią miejsce i starał się delikatnie zmyć całość niebezpiecznej substancji. To także on wysmarował mężczyznę błotem i dopiero po tych zabiegach wrócił do czuwania przy Earenie, jakby nic się wcześniej nie stało.
Milczeli przez bardzo długi czas, kiedy to myśli każdego z nich płynęły w innym kierunku. Coś się skończyło, ale coś innego się zaczynało. Mieli za sobą misję, mieli za sobą zniszczenie broni, która do niedawna znajdowała się w rękach ludzi, ale patrząc w przyszłość widzieli wojnę, która wisiała w powietrzu, a którą pragnął rozpętać zwyczajny człowiek. Wojna, która miała przynieść dominację pozornie słabym, brutalnym ludziom, mogła zadecydować o istnieniu wielu ras.
- Jesteś nam cholernie potrzebny, więc podnoś się byle szybko. - Otsëa kopnął lekko nogę Earena. - Masz trzy dni na wyzdrowienie, bo później siłą zaciągnę cię w drogę. - odgrażał się, choć najprawdopodobniej nie zrobiłby nic, by zaszkodzić griffinowi.
- Ludzie szykują się do wymarszu. - odezwał się nagle dżin, który pojawił się niespodziewanie. - Widziałem całe garnizony zgromadzone na pustyni. Nie wiem, gdzie zaatakują najpierw, ale prawdopodobnie będą powoli wyżynać każdego, kto stanie im na drodze. Jestem z wami i chcę pomóc. - tego nikt się nie spodziewał. - Moi bracia również. - po tych słowach dżiny zaczęły pojawiać się jeden po drugim. Każdy inny, każdy jednak niezmiennie piękny. Ich ciała różniły się od siebie, a jednak każdy wydawał się podobny dzięki intensywnie niebieskim oczom.
- Człowiek wyrządził nam zbyt wiele krzywd biorąc nas w niewolę i zmuszając do wykonywania swoich poleceń. - odezwał się ten, który wyglądał na najstarszego, choć sam mógł uformować swoje ciało by stało się widoczne dla innych ras. - Zasłużyli na karę. - spojrzał na Deviego wpatrując się w niego intensywnie. - Wybacz, ale zarżniemy twoich pobratymców, jak wściekłe psy.
- Oni są dla mnie nikim! - pisnął drżący na ciele chłopczyk, a na twarzy nieznajomego dżina pojawił się uśmiech.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Niquis tak bardzo troszczy się o Earena, o tak kryształ został zniszczony cudownie choć jak widać i tak będzie wojna... ale niespodziewanie dżiny mają zamiar im pomóc, już widać że dla Otsei Earen jest jak brat...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń