niedziela, 5 stycznia 2014

83. I wtedy zapadła cisza...

Bramy miasta zamknięto w przeciągu kolejnego pół godziny, a w tym czasie nikt – widzialny dla ludzkiego oka – nie opuszczał murów, co pozwalało wierzyć, iż strażnicy pilnujący porządku zajmą się przeszukiwaniem zamku, okolicznych domów, straganów kupców i tobołków osób, które przebywały w tej chwili w mieście. Im później zwiad wyruszy na poszukiwanie ewentualnego sprytnego złodziejaszka, tym większe szanse na ucieczkę mieli prawdziwi sprawcy królewskich kłopotów. Także Skorpiony nie zostaną zaszczycone zainteresowaniem ludzkiego władcy, a tym samym nikt nie skojarzy grupki wędrujących istot różnych ras z nagłym zniknięciem klejnotu.
Jean-Michael wydłużył czas zdjęcia zaklęcia z przyjaciół do ponad godziny, by żadne ciekawskie oko nie mogło wypatrzeć oddalającej się od miasta grupki. Zresztą, wraz z nimi przesuwało się pole działania ludzkiej broni, którą Lassë trzymał przy sobie, a z której nie mógł zrobić żadnego użytku.
Gdy drogi niecodziennej drużyny zeszły się w wyznaczonym przez nich miejscu, duma promieniowała z nich wszystkich i z każdego z osobna. Ich wyprawa niemal się kończyła, pozostało im tylko zniszczyć klejnot i wrócić do domów bądź znaleźć nowy, już bez wiszącej bezustannie nad głową obawy o powodzenie misji, o losy świata. Spisali się na medal, zmienili się, rozłożyli skrzydła, poznali świat. Żadne z nich nie było już takie jak dawniej, zmienili się w każdym aspekcie swojego jestestwa – ich ciała, dusze, poglądy, marzenia, nic nie było takie samo. Stali się silniejsi na ciele i duchu, szybsi i lepiej wyszkoleni w zwykłej walce, odważniejsi i bardziej zdecydowani. Ich umysły otworzyły się na współpracę ras, ich serca przygarnęły do siebie nawet odwiecznych wrogów. Teraz byli wędrowcami, podobnie jak bard, który od lat, może wieków, zmuszony był do przemierzania krain i trzymania się na baczności.
Niebezpieczny klejnot spoczywał na dnie tobołka Lassë i żadne z nich nie chciało go oglądać, choć pokusa była niebywała. Niemniej jednak, większą moc miał nad nimi strach, że ktoś może wyczuć moc tej broni, wpaść na ich trop, zaatakować i rozgromić tę kilkuosobową gromadkę.
- Wiem jak zniszczyć klejnot. - głos pojawił się znikąd podobnie jak osoba, do której należał. Dżin zdołał zaskoczyć nawet zawsze czujnego Otsëa, który teraz ciskał gromy w stronę niepozornego mężczyzny, niemal chłopca, o poważnej twarzy.
- Co muszę zrobić? - Devi ocknął się z początkowego odrętwienia, a jego małe serduszko powracało do normalnego rytmu bicia.
- Musisz zanurzyć je we krwi hybrydy. Istota tak nieczysta, potępiona przez żywioły i starożytnych bogów jest w stanie swoją krwią zniszczyć każdą magię, jeśli tylko spełnione zostaną odpowiednie warunki. W tym przypadku to ty jesteś warunkiem. Tylko człowiek może zniszczyć tę broń.
- Skąd to wiesz? - Jean-Michael objął swojego podopiecznego, który z płaczliwą miną wpatrywał się w Yehia Waarith Anisa.
- Popytałem. - niemal mityczna istota, która budziła strach nawet w najodważniejszych, przeniosła spojrzenie z chłopca na jego opiekuna. - Myślisz, że tylko ja chcę pozbyć się kryształu? Jak długo go macie stanowicie zagrożenie dla każdego dżina, który znajduje się zbyt blisko was. Zresztą, czy nie okazałem zaufania pojawiając się tutaj? W tej chwili ten mały człowieczek ma nade mną absolutną władzę. - wskazał Deviego, który dopiero teraz sobie to uświadomił. - Mógłby mnie skrępować, zmusić do wykonywania jego poleceń, może wszystko.
- Więc dlaczego...
- W tej chwili każdy dżin, który zaufa temu dziecku pojawi się na każde jego zawołanie. Zależy nam na uwolnieniu się spod władzy klejnotu. Chcemy znowu żyć normalnie, z daleka od ludzi i innych istot. Byliśmy krwawą, potworną legendą, a teraz ludzie wiedzą, że można nas zniewolić, że nie jesteśmy tacy potężni jak się im wydawało. Myślicie, że ludzie oszczędzą kogokolwiek, gdy rozpoczną kolejną wojnę ras? Przy naszej pomocy pragną zniszczyć innych, a później pozbyć się nas samych. Odpowiadając na twoje pytanie – przerwał widząc, że mag pragnie znowu się odezwać – dżiny, które już zdążyły uwolnić się spod jarzma dzięki przesunięciu klejnotu są bardzo skore do pomocy, chętnie dzielą się wszelkimi informacjami na temat planów ludzi.
- Hybryda. Gdzie on teraz się znajduje? - Earen ukrócił tę bezowocną konwersację. - Potrzebna nam jego krew, jest pod ręką i nie trzeba nam daleko szukać, jeśli tylko wciąż żyje.
- Jest w kopalniach. Skorpiony przekazały go w ręce swoich pobratymców i w tej chwili najpewniej już zamęczają wykorzystując jego niewątpliwą siłę smoka. Tak, wiem kim jest ten łowca, nie jestem głupcem, więc nie traktujcie mnie jak takiego. - syknął wściekle Anis. - Jeśli chcemy zniszczyć broń musimy uwolnić łowcę smoków, a później...
- Uwolnić żeby zabić? - Lassë skrzywił się z niesmakiem, ale w jego oczach czaiła się rezygnacja. Wiedział, że to jedyne wyjście. Zresztą, Lócënehtar zagrażał im już od chwili pierwszego spotkania i wcześniej czy później należało się go pozbyć. Niemniej jednak, istniała różnica między śmiercią w walce, a zwykłym zarżnięciem dla wyższego celu.
- Naprawdę trzeba go zabijać? - Jean-Michael rzucił okiem na drżącego chłopca, który starał się za wszelką cenę zapanować nad swoim ciałem. Jasne, wspominał już o zabijaniu, ale nigdy nie był do tego zmuszany.
- Potrzebujemy wystarczająco wiele krwi by obmyć w niej klejnot, by ją spijał tracąc moc. Nie wiem ile jest w stanie jej wchłonąć, ale wątpię żebyśmy mogli pozwolić sobie na niezabijanie łowcy. Poza tym, wątpię także żeby zależało wam na nim tak bardzo, że chcecie ocalić mu życie za wszelką cenę. Jeśli je uratujecie, należy do was, a wtedy decydujecie co chcecie z nim zrobić.
- Nie podoba mi się to. - zabrał głos bard, który od dłuższego czasu ważył każde słowo, analizował ich znaczenie, wydźwięk. - Jest moim wrogiem i na pewno by się nade mną nie ulitował, ale wojownik nie zabija w taki sposób. Decyzja należy do chłopca. - ruchem głowy wskazał Deviego. - On jest tu teraz panem.
- Najpierw go uwolnijmy. - powiedział w końcu niepewnie chłopiec. - Później będziemy się zastanawiać. Przecież istnieje możliwość, że nie zdołamy go odbić lub nie my go zabijemy dla krwi. - snuł swoje mroczne wizje. - A może odda ją dobrowolnie nie mogąc znieść tego, że jest nam coś winny? Ale na pewno jakoś zniszczymy tę broń! - malec zmarszczył brwi i patrzył wyzywająco na towarzyszy. - Jest niebezpieczna, a ja obiecałem się jej pozbyć. Gdzie są kopalnie? Nie mamy czasu, im dłużej mamy przy sobie klejnot, tym większe jest ryzyko.
Jean-Michael pochylił się nad chłopcem i pocałował go w głowę, jak kogoś o wiele młodszego, ale nie mógł się powstrzymać. Był dumny z malca.
- Masz rację. - Otsëa skinął chłopcu głową. - Niebezpiecznie jest chodzić z wykradzioną innym bronią w kieszeni. Im szybciej pozbędziemy się tego balastu tym lepiej. Zbierajmy się, a ty prowadzisz, albo przenieś nas jeśli to możliwe. - zwrócił się do dżina, który obdarzył barda niechętnym spojrzeniem.
- Tylko człowiek może wydawać mi polecenia. - syknął przez zęby.
- Więc wydam je wam wszystkim. Macie zakaz kłócenia się! - mruknął na nich Devi i zabrał swoje rzeczy. - Jesteś w stanie nas przenieść w pobliże kopalni? - w ramach odpowiedzi otrzymał potakujące skinienie. - Więc zabierz nas wszystkich w bezpieczne miejsce, proszę. Tak żebyśmy mogli dotrzeć do kopalni, rozejrzeć się i obmyślić jakiś plan. - w tamtej chwili ciężko było uwierzyć, że chłopiec ma tylko siedem lat, gdyż jego ton i słowa bardziej pasowały do kogoś starszego. Najwidoczniej jednak nie wszystkie swoje zalety pokazał w czasie tej wspólnej podroży.
Zdążyli się ledwie przygotować do drogi, kiedy zauważyli z oddali kłęby unoszącego się nad drogą pyłu, co jednoznacznie wskazywało na początek poszukiwań klejnotu poza zamkiem. A więc czegoś się domyślili? A może to królowa uświadomiła ich, co do podstępu jaki zastosowano? Zanim jednak zdążyli dostrzec gnających drogą konnych ich wizja rozpłynęła się, szarpnęło wnętrznościami, w głowach zaczęło im się kręcić, zawartość żołądka wirowała grożąc erupcją. Yehia Waarith Anis zwyczajnie zaczął ich przenosić nie racząc o tym wcześniej powiadomić. Zrobił to specjalnie, nie było co do tego żadnych wątpliwości. Czyżby mścił się za ten nieprzyjazny ton, w jakim zwracano się do niego? A może nie lubił, kiedy mu rozkazywano? Cokolwiek nim kierowało na pewno nie zjednało mu sympatii drużyny, do której był zmuszony przyłączyć się na czas niszczenia klejnotu. A musiał mieć pewność, że chłopiec wykona swoje zadanie.
Tym razem przenoszenie się z miejsca na miejsce było zdecydowanie dłuższe od poprzedniego, a tym samym bardziej dawało się we znaki. Wystarczyło, że wyczuli grunt pod stopami, a Niquis i Lassë już wymiotowali z boku z powodu okropnych zawrotów głowy, zaś Devi nie był w stanie ustać na nogach. Nawet Otsëa był bardzo blady i potrzebował chwili by dojść do siebie, zaś Earen i Jean-Michael dzielnie walczyli ze skutkami tej podróży, choć zielenieli powstrzymując swoje żołądki przed okazaniem słabości.
- Witajcie w świecie Skorpionów. - rzucił z pełną satysfakcją dżin roześmiał się patrząc na opłakany stan dotąd tak wojowniczo nastawionych do niego osób.
Nikt nie zwracał jednak na niego uwagi, gdyż zdecydowanie ważniejsze było zapanowanie nad ciałem niż użeranie się z mściwym Duchem Pustyni, jak zwały dżiny ludy zamieszkujące te rozpalone piaski. Tym sposobem przez długie kilkadziesiąt minut Anis stał bezcelowo nad grupką wymiotujących, skręcających się w bólach istot, które miały uratować ten świat i pokonać hordę ludzi. Może około godzinę później organizmy cierpiących zaczęły powracać do normalnego stanu i odzyskiwały utraconą równowagę.
- Kiedyś cię zabiję! - Earen syknął wściekle patrząc na znudzonego dżina. - Kiedy zniszczymy tę przeklętą broń, żeby nikt nie zarzucił mi oszustwa. Wypatroszę cię i zeżrę twoje wnętrzności chociażbym miał mieć po nich niestrawność!
- To miłe z twojej strony. - rzucił niezrażony Yehia – Ale teraz postaraj się podnieść tyłek. Kiedy wyjrzysz zza tej skały, w oddali dostrzeżesz kopalnie. Są dobrze strzeżone, chociaż tylko w pewnej odległości. Skorpiony wychodzą z założenia, że zanim zdołasz zbliżyć się do nich na tyle by zagrozić któremukolwiek z nich, one zdołają się już ciebie pozbyć. Dzięki temu możemy ich obserwować i zaplanujecie sobie sposób odbicia łowcy. Moja rola w tym przedsięwzięciu kończy się tutaj.
- A to dlaczego? - griffin nadal był w buntowniczym nastroju. - Boisz się?
- Tak się składa, że ich tereny są przed nami chronione. Pojedynczy dżin może się na nich pojawić, ale ma związane ręce. Nie możemy im nijak zagrozić. Poza tym kopalnie są chronione magią szamanów, co całkowicie uniemożliwia nam wchodzenie do nich, a nawet zbliżenie się na odległość mniejszą niż kilometr. Ich magia cuchnie do tego stopnia, że nie da się funkcjonować. To coś paskudnego, jakbyś łaził z rozkładającym się ciałem na plecach. Okropność! - dopiero teraz Anis pozwolił sobie na okazanie jakichkolwiek uczuć poza zwyczajną obojętnością, ironią i drwiną. A więc magia Skorpionów była rzeczywiście tak wypaczona i zła, że nawet istoty pokroju dżinów nie mogły jej znieść?
- Gdzie trzymają niewolników? - Otsëa ruszył w stronę odległej skały wcześniej wskazanej im przez Anisa.
- Jakieś pół kilometra od kopalni. W prowizorycznym obozowisku, gdzie są pilnowani znacznie lepiej niż w czasie pracy. Jeśli chcecie odbić łowcę to zróbcie to właśnie wtedy. Musicie jednak wiedzieć gdzie jest, by się nie zgubić.
- Są skrępowani? - pytał dalej warząc każde słowo i już myśląc nad jakimś konkretnym planem.
- Tak, nie mam wątpliwości. I nie macie co liczyć na pomoc innych istot zmuszanych tam do pracy. Niewolnicy nie trzymają się razem. Są raczej mściwi.
- Skąd to wszystko wiesz? - zainteresował się tym Lassë.
- Słyszałem wiele na ten temat i znam istotę stworzeń myślących. One nie cieszą się, gdy innym się powodzi, ale pragną by ktoś cierpiał z nimi. Zupełnie jak w przypadku ludzi. Będziecie więc zmuszeni poradzić sobie ze Skorpionami i innymi niewolnikami.
Otsëa ostrożnie wdrapał się na stosunkowo niewielką skałę i wyjrzał zza niej taksując wzrokiem okolicę. Tak jak mówił Anis, kopalnie znajdowały się w odległości ponad kilometra, co umożliwiało mu przebywanie w tym miejscu. Do wnętrza góry prowadziły trzy wejścia, nieruchomi strażnicy otaczali plac zbiorczy, przez który przesuwały się drobne, niemrawe plamki niewolników. U boku barda pojawił się Earen i Jean-Michael. Wspólnie obserwowali niewyraźne kontury swojego aktualnego celu wypatrując także łowcy odzianego w czerwień, nawet jeśli pozbawili go zbroi. Przez chwilę bardowi wydawało się, że dostrzegł krwawą plamę na tle dominującej tu szarości, ale nie mógł być pewny póki w kilkanaście minut później nie dostrzegł wyraźnie wysokiej, wyprostowanej sylwetki łowcy, którego nie dało się tak łatwo złamać. Silny, wysoki, ale osłabiony magią musiał procować tak jak inni. Jakże to musiało być dla niego poniżające. Nie mógł liczyć na śmierć spowodowaną jadem Skorpionów, nie mógł uciec, nie dano mu nawet możliwości sprzeciwienia się. Otsëa nie wiedział, w jaki sposób zmuszono łowcę do niewolniczej harówki, ale musiało to być coś naprawdę przekonywującego. Ktoś taki, jak Lócënehtar nie pozwoliłby nad sobą zapanować byle komu.
- Co jeszcze potrafi magia Skorpionów? - zapytał dżina patrząc mu w oczy uważnie. - Bez kłamstw, muszę wiedzieć wszystko. - jego mina zdradzała, że nie ma ochoty na głupie zabawy w podchody.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, już niektóre dżiny uwolniły się od działania komienia i jak widać są bardzo chętne do pomocy, aby go zniszczyć, i właśnie teraz Lockart się przyda, coś mi się jednak wydaje że tak miało być, że i on miał mieć od początku swój udział w tej misji...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń