niedziela, 11 sierpnia 2013

64. I wtedy zapadła cisza...

Earen zdołał dobre kilka razy zboczyć z obranej drogi, zabłądzić i odnaleźć się na nowo zanim w ogóle znalazł chociaż jedno zioło. Jakimś sposobem później szło mu dużo sprawniej i szybciej, chociaż najtrudniejsze do znalezienia zielsko znajdowało się na samym końcu jego listy, a by je znaleźć był zmuszony obejść górę dookoła i dopiero na jej najbardziej stromym podejściu dopatrzył się jadowicie zielonego kwiatu, którego poszukiwał. Nie było innego wyjścia. Zaczął się wspinać nie zważając na trudne podejście, na brak miejsca do lotu, kiepskie występy skalne, na których można było się podciągać. Griffin robił to dla Deviego, więc nie zważał na to, że tu, czy tam leje mu się krew, tu czy tam zranił się bardziej lub mniej poważnie.
- Kto zakłóca mój spokój? - kobiecy, zmysłowy głos rozbrzmiał przy samym uchu mężczyzny, któremu serce podskoczyło do samego gardła.
Odwrócił się gwałtownie spoglądając na unoszącą się w powietrzu kobietę. Czy to właśnie była bogini?
- Kim jesteś?
- Kimś na pewno. - odpowiedziała z uśmiechem. Była całkiem ładna, może nawet piękna. Miała długie, kręcone włosy w kolorze świeżo ciętego drewna. Jej oczy były błękitne niczym niebo nad Górą, a zwiewna, niemal przezroczysta szata więcej odsłaniała niż kryła.
- Wrogiem, czy przyjacielem? - pytał dalej nieczuły na jej wdzięki.
- Jestem kimś, kto strzeże swoich skarbów. - uniosła się wyżej i zerwała kwiat, po który tak zaciekle wspinał się Earen. - Zależy ci na tym, prawda? - zdawała się naśmiewać ze starań mężczyzny.
- Tak, zależy, więc oddaj mi go. To zielsko może uratować życie dziecka. - zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w stronę nieznajomej, która przechyliła głowę na bok i roześmiała się głośno.
- Nie, myślę, że nie dostaniesz tego za darmo. Musisz zapłacić.
- Czym?! Nie mam przy sobie ani grosza, a i moi przyjaciele nie należą do najbogatszych! - zaczynał się irytować, a przecież dopiero co natknął się na tę okropną kobietę.
- Zapłać mi nasieniem. - spoglądała na niego poważnie. - Tobie nie zrobi to różnicy, a mi da dziecko, którego potrzebuję.
- Że co? - Earen omal nie puścił trzymanego mocno występu skalnego. Tego się nie spodziewał, tego nie przewidział i zupełnie nie mógł pojąć. Miał jej zrobić dziecko i wtedy ona da mu kwiat? Czy dobrze rozumiał?
- Marnujesz mój i swój cenny czas, a przecież martwisz się o dzieciaka, dla którego chciałeś zdobyć ten kwiat. - nie miała litości. - Znasz już moją cenę, a teraz powiedz, czy ją przyjmujesz. - kobieta bezczelnie trzymała kwiat w dwóch palcach i było tylko kwestią czasu, kiedy upuści go w gęstą roślinność u podnóża góry, gdzie Earen mógłby nigdy już go nie znaleźć. - Nie liczyłabym na znalezienie innego. - rzuciła, kiedy griffin rozglądał się dookoła. - Ten jest najprawdopodobniej jedynym w tej okolicy... - zwiesiła głos. - Więc?
- Dlaczego akurat ja? - syknął w odpowiedzi mężczyzna, a przed oczyma stanął mu obraz Niqiusa, który jeszcze niedawno zadawał mu to samo pytanie. Odgonił jednak natrętne myśli o tiikeri. Cokolwiek postanowi, zrobi to dla Deviego.
- A dlaczego nie ty? - kobieta wzruszyła ramionami. - Zaczynam się nudzić. - zauważyła bawiąc się kwiatem. Wypuszczając go z rąk i łapiąc na wysokości pasa.
- Dobra, niech będzie! - Earen nie chciał więcej wystawiać na próbę jej cierpliwości.
- Więc schodź na dół, chłopczyku i zajmij się mną. - zachichotała obłudnie i zabierając kwiat sfrunęła na ziemię.
Earen poszedł jej śladem, chociaż w jego przypadku w grę wchodziło wyłącznie mozolne i powolne schodzenie. Jasne, chciał się wyżyć, planował spędzić noc z Niquisem, ale w tej chwili wcale nie miał ochoty na tego rodzaju zabawy. To będzie najtrudniejszy seks w jego życiu, ale podoła! Chociażby miał wyobrażać sobie niestworzonych partnerów, czy dziwne sytuacje. Podnieci się i zadziała jak należy!

- Mam wszystko. - rzucił Earen, kiedy tylko pojawił się pod wodospadem.
- Świetnie. Zaraz przyrządzę z tego napar. - Jean-Michael wziął od mężczyzny wszystkie zioła. - Ale ty też nie wyglądasz najlepiej. Jesteś blady...
- Powiedzmy, że zdobycie tego nie było zbyt proste. Tu i tam napatoczyła się bestia, czy dwie. Nie istotne. Zabieraj się do pracy. - machnął ręką.
Jean-Michael obserwował go przez chwilę, jakby obawiał się, że mężczyzna padnie ze zmęczenia, ale w końcu skinął głową i zajął się przygotowywaniem naparu dla nieświadomego niczego Deviego, który był zbyt zajęty naciąganiem na siebie zapasowych ubrań swojego opiekuna. Biedak wyglądał jak w worku, jako że mag był od niego wyższy i postawniejszy.
- I jak wyglądam? - zapytał rozstawiając ramiona na boki i prezentując się griffinowi.
- Zniewalająco. Uważaj tylko, żeby się nie zgubić w nogawkach spodni. - Earen uśmiechnął się rozbawiony i podszedł do chłopca by pogłaskać go lekko po głowie. - Dobrze, że cię ze sobą nie zabrałem, bo zabiłbyś się po pierwszych sekundach marszu.
- Phy! - chłopiec wydął policzki urażony. - Za to, kiedy będę znowu mały, będziesz musiał zabrać mnie ze sobą na polowanie! I nauczyć jak się to robi i jak się cicho chodzi! Obiecaj! - jego jasne oczy błyszczały zdecydowaniem. On nie da sobie łatwo wybić z głowy tego pomysłu.
- Dobrze. - Earen zgodził się bez najmniejszej chęci sprzeciwu i wskoczył do wody w ubraniach. Czuł się brudny i musiał się teraz wyszorować. Powoli zdejmował z siebie odzienie pod wodą i szorował skórę dokładnie, jakby wpadł do kloaki.
- Twoje plecy. - Niquis pojawił się zaraz za griffinem obserwując go uważnie. - Są całe w ranach.
- Po pazurach. - przyznał mężczyzna. - Stoczyłem zaciekły bój i teraz muszę zmyć z siebie bród tego starcia.

Earen nie odczuwał najmniejszej przyjemności z seksu, który właśnie dobiegał końca. Z wielkim trudem potrafił skupić się na swoim zadaniu, chociaż było przecież dziecinnie proste. Nie wierzył, że zdoła się pozbierać zbyt szybko po takim doświadczeniu. Seks już nigdy nie będzie kojarzył mu się z rozkoszą.
To nie był najobfitszy i najlepszy z przeżytych przez niego orgazmów, ale i partnerka nie należała do specjalnie pociągających, chociaż była niespotykanie piękna. Ot, coś w niej odpychało i griffin miał okazję przekonać się o tym, kiedy jego nasienie skropiło jej wnętrze, a dotąd urodziwa kobieta zamieniła się w szkaradną poczwarę o oczach modliszki, kłach wilkołaka i ciele przypominającym owleczone wężową skórą kości. Earen zerwał się gwałtownie widząc, że paskudna bestia chce zaatakować. Odsunął się o kilka sekund za późno. Zakrzywione, ostre pazury zorały mu plecy, ale dzięki temu spojrzał w odpowiednią stronę i uniknął ciosu dwóch innych potwornych kobiet, jeśli wypadało nazywać je kobietami.
- Cudnie, Earenie, wyrywasz najlepsze samice w okolicy. - rzucił sarkastycznie sam do siebie i przetoczył się na bok, kiedy jego oblubienica znowu zaatakowała, a jej towarzyszki rzuciły się jej na pomoc.
To nie było szczęście, ale umiejętności, kiedy griffin zasłonił się nagą poczwarą, gdy inna atakowała. Mógł zaobserwować jak dalece byłby martwy, gdyby nie uniknął pierwszego ciosu, który zaledwie zorał mu plecy, a mógł z powodzeniem przerżnąć żebra i kręgosłup robiąc z nich drobne kosteczki. Nie mniej jednak musiał pozbyć się także dwóch kolejnych larw, które teraz wydawały się naprawdę wściekłe.
- Wybacz, kochanie, ale z tego związku nic już nie będzie, a moja sperma też ci już się nie przyda. - stanął na rozdartym szponami brzuchu swojej byłej kochanki, jego noga wniknęła w jej łono plącząc się o rozerwane jelita. Ignorując to, złapał mocno za bezwładną rękę i szarpnął na tyle mocno, że w miejscu, w którym ciało zostało uszkodzone przez towarzyszki bestii, ramię oderwało się od całej reszty. - Na bezrybiu i rak ryba. - mruknął pod nosem i używając oderwanej ręki, jako broni starał się dosięgnąć dwóch pozostałych paskud. Pazury martwej były nie mniej ostre, co za jej życia, więc były jedyną możliwością Earena na wyrwanie się z tej matni.

- Pokaż to. Nie były zatrute? - Jean-Michael podszedł do mężczyzny i gestem ręki kazał mu podpłynąć do brzegu.
- Skąd mam wiedzieć? - prychnął poirytowany Earen. - Nie miałem czasu zapytać. Byłem trochę zajęty walką o życie. - mag nie wiedział jak na to odpowiedzieć, więc wzruszył ramionami i zajął się badaniem głębokich ran.
- Powinno się je zeszyć. - stwierdził po chwili.
- Chwila, chwila. Czy ja dobrze słyszałem? Chcesz mnie szyć?! - Earen wyraźnie krył strach pod maską złości.
- Tak naprawdę to nie ja bym cię szył, ale Devi.
- Co?!
- To on jest naszym lekarzem, zapominasz? A przynajmniej ma nim być, więc powinien szkolić się w szyciu ran.
- Czy ja dobrze słyszę? Chcesz żeby zszywało mnie dziecko?
- Już nie dziecko, ale młodzieniec. Z resztą, nie ma innego wyjścia. Rany są zbyt głębokie żeby je tak zostawić, a podejrzewam, że straciłeś też sporo krwi, chociaż tego nie czujesz. Z resztą, Devi to idealna osoba do tego zadania. Młody, ma dobre oczy, jest pełen sił i zapału do pracy.
- Ja rozumiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ale żeby miało mnie zszywać dziecko? Zamknij się! - uciszył maga od razu. - On ma siedem lat.
- I jest do tego stworzony, więc przestań narzekać i usiądź na tyłku. Ja zajmę się naparem dla niego i przygotuję coś dla ciebie na zmniejszenie bólu. Devi! Masz pierwsze zadanie bojowe.
Jeśli Earen mógł zblednąć jeszcze bardziej to właśnie do tego doszło. Nie chciał się już wykłócać, gdyż najwyraźniej zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na szycie. Jego spojrzenie trafiło na zatroskane oblicze Niquisa, który podpłynął do niego bliżej i położył dłonie na kolanach siedzącego na brzegu griffina.
- Nie patrz tak na mnie. - mężczyzna był nadąsany. - Nie zemdleję, nie ucieknę i dam się zeszyć.
Devi patrzył na rany na jego plecach wielkimi oczyma. Pierwszy raz widział tyle krwi i tak głębokie rany prawdziwego ciała. Czy da sobie radę ze zszywaniem?
- Ja... Ja nie wiem, czy potrafię. - zająknął się.
- Dasz sobie radę. - Earen odwrócił się sycząc z powodu bólu, który teraz odczuwał naprawdę mocno. Widać wcześniejsza adrenalina opadła i teraz można było się tylko załamać powagą sytuacji. - Zwyczajnie mnie zszyjesz, jak skarpetkę, a jeśli coś pójdzie nie tak, to Jean-Michael
pomoże ci poprawić. Ufam ci. - kłamał, ale kto mógł mu to udowodnić?
- A jeśli będzie bolało?
- Będzie bolało, jak jasna cholera, bez względu na to, czy zeszyjesz mnie ty, czy ktokolwiek inny.
Devi musiał przyjąć to do wiadomości, bo nie pytał o nic więcej, ale biegiem pognał do Jean-Michaela i wziął od niego wygotowaną igłę oraz mocną nić. Następnie poczekał, aż mag poda griffinowi jakiś wywar na znieczulenie i po kilku minutach malec mógł zabrać się do pracy. Podwinął rękawy zbyt długiej koszuli po łokcie i otarł zakrwawione plecy, by lepiej widzieć. Bał się, ale wiedział, że nie może pozwolić sobie na słabość. Miał być ich lekarzem, a teraz miał pokazać na co go stać!
Przełykając ciężko ślinę i biorąc kilka głębokich oddechów, Devi złapał mocno za skórę po obu stronach jednej z ran i złączył jej boki. Krew zalała mu palce, które zaczęły ślizgać się po skórze, toteż musiał spróbować jeszcze raz. Tym razem trzymał mocniej i zagryzając mocno zęby wepchnął igłę w miękką skórę, która wydawała się ulegać ostrzu warstwami. Pyk, pyk, pyk – igła zdawała się przechodzić powoli, a krew płynęła obficie. Kiedy pierwszy szew został założony Devi czuł się, jakby właśnie spojrzał w twarz bogom. Był w niebie! Nabrał też pewności siebie. Kolejne szwy szły mu już o wiele szybciej i lepiej i nawet przyzwyczaił się do reakcji Earena, który pojękiwał od czasu do czasu. Dla griffina chłodna woda wodospadu była zbawienna, jako że trzymała go przy zdrowych zmysłach i przytomnego. Nie mniejszym szczęściem okazał się fakt, że rany nie były zatrute i najpewniej miały się szybko zagoić. W końcu Jean-Michael przygotował także maść na nie, którą w umyte na nowo plecy wtarł ich młody lekarz.
- Przez jakiś czas nie możesz wykonywać gwałtownych ruchów, przeciągać się i musisz spać plackiem na brzuchu. - wyraził swoją opinię chłopiec. - To bardzo ważne! Jeśli szwy będą zbyt często pękać będziesz tracił krew, a może nawet wdać się zakażenie. Musisz uważać. Koniec z chodzeniem na polowanie. Ja cię zastąpię.
- Tak, tak, a teraz dajcie mi jeszcze coś na ten potworny ból bo nie wiem ile mogę jeszcze być przytomny. - wysyczał przez zaciśnięte zęby Earen. No tak, po wszystkim był ledwie żywy.

2 komentarze:

  1. To trochę jak zdrada, te przespanie z tą czarownicą.Ciekawe jakby zareagował jego luby, na wieść że ten spał z kimś innym, choć w szczytnym celu. Wspaniały rozdział i czekam niecierpliwie na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, taki wojownik a boi się szycia, chrzest bojowy Daviego będzie lekarz z niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń