niedziela, 6 stycznia 2013

38. I wtedy zapadła cisza...

Ból, który rozdzierał całą czaszkę Otsëa na drobne kawałki był nie do zniesienia. Zupełnie jakby psotne chochliki wygryzały po kęsie tkankę kostną po czym wyrzucały ją, jak odłamki rozbitego wazonu. Bard jęknął, stęknął i otworzył gwałtownie oczy uświadamiając sobie, że nie może się poruszyć. Jego ciało było osłabione, ale nie miało prawa odmówić posłuszeństwa! Zdawał sobie z tego sprawę toteż przyzwyczaił wzrok do nienaturalnej ciemności, która zdawała się go oplatać i zagłuszając panikę determinacją z wysiłkiem sięgnął po miecz, który nadal miał przy sobie. Używając wszystkich sił, jakie pozostały w jego członkach, naprężył się rozciągając pokrywającą go ciasno sieć mroku. Wysunął miecz zaledwie o kilka cali natrafiając na przeszkodę, która krępowała jego ruchy. Powoli, po omacku ciął twardą czerń by z każdą sekundą czuć, że więzy, czymkolwiek były, ustępują. Odgłos zrywania się napiętej liny towarzyszył gwałtownemu poruszeniu się wszystkich więzów, które zaciskały się mocniej. Otsëa nie pozwolił na odebranie sobie tej minimalnej nadziei na wolność. Wyszarpnął miecz korzystając z okazji, że koło jego uzbrojonej strony zrobiło się odrobinę miejsca i ciął na oślep w miarę swoich możliwości. Uwolnił rękę by cała reszta ciała cierpiała miażdżona przez ciasny uścisk, ale nie bacząc na brak tlenu i ból podjął walkę z tym, co właśnie pełzło po jego ramieniu. Jego miecz był ostry toteż tnąc w okolicach nóg i żeber rozcinał więzy i wpuszczał światło do ciemności, z którą walczył. Trzymający go kokon ustąpił niczym żywy organizm obawiający się o swoje bezpieczeństwo. Bard gwałtownym ruchem przekręcił się na plecy, odpychając się ramionami wyszedł z kokonu i gotów do walki patrzył, jak pnącza uciekają z miejsca, w którym pochwyciły go wcześniej.

Diabelskie Wici były rośliną mięsożerną, która łapała ofiarę, obezwładniała oplatając ciasno, a następnie rozpuszczała ciało bardzo powoli swoimi żrącymi sokami.

Otsëa odetchnął z ulgą wiedząc, że miał więcej szczęścia niż rozumu. Zgrywając niezniszczalnego oddzielił się od grupy, ale jego ciało nie szło w parze z chęciami i osłabło do tego stopnia, iż mężczyzna stracił przytomność, a reszty mógł się domyślić. Czując pod sobą mokrą trawę zastanawiał się, jak długo był nieprzytomny jeśli teraz słońce przebijało się przez korony drzew, a o deszczu świadczył wyłącznie wilgotny w cieniu leśny kobierzec.

Bard schował miecz do pochwy przy pasie bezgłośnie dziękując zimnej stali za pomoc. Wstał powoli prosząc swoje ciało o posłuch i ciągnąc nogi po ziemi skierował się w stronę miejsca, w którym ostatnio widział się ze swoimi towarzyszami podróży. Powoli, noga za nogą, starając się nie wywoływać żadnych niepożądanych reakcji ze strony swojego organizmu, dopomagając sobie drzewami i gałęziami brnął przed siebie.

Zamarł, kiedy usłyszał za sobą pewne kroki i odwrócił się gotów do ataku. Stając oko w oko z griffinem nie był pewny, czy ma z nim walczyć, czy jednak jest on przyjaciel. Rozejrzał się pospiesznie w około.

- Gdzie Lassë? – zapytał chłodno, nieufnie. Ostre spojrzenie Earena nie zdradzało żadnych uczuć.

- Porwany. – rzucił swoim nieprzyjemnym głosem, którego Otsëa szczerze nienawidził. – Wilki wykorzystały burzę by go zabrać... Szukamy śladów, ale...

W uszach barda krew szumiała niczym wodospad, kiedy rozbrzmiały pierwsze słowa griffina, a wściekłość rozlała się po całym zmęczonym ciele niczym afrodyzjak pobudzający dotąd zmęczone, obolałe i osłabione kończyny.

- Pozwoliłeś go zabrać?! – warknął wściekle bard obnażając ostro zakończone zęby. Zwinnie i szybko zbliżył się do griffina, załapał go za szaty i przycisnął go do drzewa jakby chciał jego głową przebić się przez gruby pień. – Pozwoliłeś żeby wilki zabrały elfa?! A może od początku o to chodziło?! – złote oczy płonęły, wydawały się rozgrzane do czerwoności jakby były żelazem wystawionym na działanie płomieni.

- A gdzie ty wtedy byłeś? – odpowiedział bez cienia strachu Earen. – Gdzie podziewała się stara gadzina, kiedy wilki uprowadzały biednego elfa? – na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. – Może od początku o to chodziło?

Otsëa miał ochotę rozwalić łeb tej parszywej bestii, ale wiedział, że nawet znienawidzona rasa może się przydać, w chwili takiej jak ta. Z trudem rozluźnił pięści zaciśnięte dotąd mocno pod samą szyją Earena.

- Jeśli się nie znajdzie, zabiję cię w najbardziej bolesny sposób. – warknął odwracając się i zmierzając pewnym krokiem w stronę polany. Zapomniał o słabości, o chorobie, która go wykończyła niemal zabijając. Odzyskał siły, jakby nigdy ich nie tracił, co bynajmniej nie uszło uwadze griffina, którego usta wygięły się jeszcze śmielej ku górze.

 

Uderzył głową o coś niebywale twardego, pisnął i nakrył bolące miejsce dłońmi masując je najmocniej jak potrafił by pulsowanie rozeszło się pod skórą i zelżało. Nawet nie wiedział, w którym momencie otworzył oczy. Teraz jednak rozglądał się po skąpanej w jasnych promieniach jaskini leżąc na zwierzęcych skórach. Nikogo nie było w pobliży, otaczała go cisza, jakiej można było spodziewać się po miejscu takim, jak to. Węsząc swoją szansę i nie oszukując się marzeniami o złym śnie, Lassë na czworakach cicho i ostrożnie wyczołgiwał się z obszernej jaskini. Zatrzymując się na chwilę przy samym wyjściu usiłował wąchać w powietrzu niczym zwierzę byleby wyczuć zagrożenie. Jego zmysły nie zarejestrowały jednak niczego konkretnego. Zerwał się więc na równe nogi i wybiegł z jaskini zatrzymując się równie szybko, jak wcześniej startował.

- Nie... – jęknął. – Nie, nie, nie! – rozejrzał się w około przerażony. Korony drzew znajdowały się daleko w dole, żerujące w nich ptaki były zaledwie plamkami na zielonym tle, a odległe łąki nie były większa niż jego dłoń. Elf miał przerażającą świadomość tego, że jest stanowczo zbyt daleko miejsca, z którego go zabrano, jest za wysoko by zejść po stromej skale, na której go ukryto.

Łzy zebrały mu się pod powiekami, kiedy patrzył na nieznane sobie rejony nie mogąc przypomnieć sobie mapy, której uczył się przy Otsëa. Samo wspomnienie towarzysza podróży sprawiało, że chłopak miał ochotę zawyć ze złości, żalu i samotności, jaką odczuwał, ale także ze strachu. Bał się tej wysokości, bał się tych, którzy go porwali i tego, co mogą z nim zrobić.

- Skocz, a twoje kości roztrzaskają się na kawałki tak drobne, że nawet cud nie zdołałby ich poskładać.

Obcy głos wystraszył Lassë do tego stopnia, że omal nie stracił równowagi, kiedy jego nogi zatrzęsły się, jakby już pozbawiono je mocnego szkieletu wewnątrz ciała. Odwrócił się gwałtownie patrząc na mężczyznę, który podnosił się z klęczek. Był niewysoki, raczej szczupły i może niepozorny z daleka. Wyglądał jak dzikus ze stopami owiniętymi skórami zwierząt i związanymi rzemieniami, w skórzanej przepasce na biodrach, która sięgając połowy uda przypominała krótką spódnicę i w białej, wilczej skórze zarzuconej na głowę oraz ramiona. Z bliskiej odległości można było dostrzec jego ostre kły i przenikliwie niebieskie oczy otoczone ciemną obwódką. Jasne, stosunkowo krótkie włosy odcinały się długą grzywką po lewej stronie jego twarzy, jakby obcinał je nie dbając zupełnie o to, jaki będzie efekt końcowy. Na prawym policzku, zaraz za szpiczastym, kudłatym uchem ciągnęła się szrama z zakrzepłej krwi, niczym barwy wojenne, bądź dziwny tatuaż. Elf miał nadzieję, że posoka, jaką wymalowano tę linię nie należała do żadnego z jego towarzyszy.

- Nie... Nie chciałem skakać. – głos Lassë zadrżał za co nienawidził się szczerze. Nie chciał okazywać słabości!

- Więc mogłeś spaść. – rzucił nieznajomy odchylając głowę w prawo i przyglądając się dokładnie elfowi, a następnie przekrzywił ją w lewo czyniąc to samo. – To żadna różnica. Lot byłby tak długi, że zdążyłbyś zmienić zdanie, ale nie mógłbyś już wrócić na górę by odsunąć się od krawędzi. – nieznajomy wydawał się warczeć kiedy mówił, przeciągał końcówki niczym wycie, a jego spojrzenie było nieruchomo utkwione w elfie przez co wydawał się szalony, zdolny do wszystkiego, jeszcze bardziej przerażający. – Odsuń się. Tutaj na górze wiatr wieje silniej i może cię porwać.

Lassë wiedział, że to prawda, że nieznajomy nie kłamie. Zrobił jednak wyłącznie dwa kroki w stronę mężczyzny i zatrzymał się obawiając podejść bliżej. Był uwięziony między dwoma niebezpieczeństwami od których nie sposób uciec, a zarówno jedno, jak i drugie mogło oznaczać śmierć. Usilnie starał się jednak nie drżeć, nie pokazywać, jak bardzo się boi. Wątpił by cel ten udało się osiągnąć, gdy naprzeciwko siebie miał wyczulonego na wszelkie zewnętrzne bodźce wilka.

- Mięsko się nie boi, mięsko podejdzie. – nieznajomy uśmiechnął się nieprzyjemnie, a jego wargi odsłoniły białe, ostre kły. – Mięso młodego elfa jest najdelikatniejsze, wiedziałeś o tym?

Lassë mógłby przysiąc, że widzi jak ślina wilka spływa mu po brodzie, kiedy patrzył na niego tymi błyszczącymi intensywnie oczyma.

„Zginę” jęczał do siebie w duchu i miał ochotę płakać z bezsilności spowodowanej wszystkim, co mu się przytrafiło. Otsëa zaginął, jego porwano, Niquis został sam z griffinem, który może go zjeść, kiedy sfrustrowany uzna, że taka kompania do niczego mu się nie przyda. Jedno nieszczęście może pociągnąć za sobą tysiące innych!

- Dlaczego to robisz? – wydusił z siebie jedno, głupie pytanie. Jedyne jakie przyszło mu do głowy, jedyne jakie mogło powstrzymać go przed omdleniem. Nigdy tak się nie bał, jak teraz. Nawet wyruszając samotnie na tę wyprawę nie wiedział, co traci, a więc jego przerażenie na początku było zaledwie ułamkiem tego, co czuł w tej chwili.

- Hm... Ja nic nie robię. – stwierdził mężczyzna rozkładając ramiona na boki. – Zupełnie nic nie robię. Chociaż... Czekam. Czekam aż odsuniesz się bardziej od krawędzi.

Lassë miał ochotę zapytać dlaczego tak mu na tym zależy, ale wtedy też zobaczył wychodzącą zza skały watahę wilków w ich ludzkich i zwierzęcych formach. Zrobił niepewny krok w tył, a mięśnie nieznajomego przed nim spięły się, jakby miał zamiar zaraz skoczyć i złapać go zanim ten spadnie. Ale czy aby na pewno o to chodziło?

- Przynieśli posiłek. – wyjaśnił powoli dobierając ostrożnie słowa nieznajomy. – Dla ciebie. Chodź i zjedz. Nikt ci nic nie zrobi. Nie często mamy do dyspozycji elfa, a takie mięso trzeba zachować na szczególną okazję. Na pełnię. – mężczyzna zrobił kilka kroków w tył by ośmielić elfa. Jakby to było możliwe po tym, jak otwarcie oświadczał, że planuje go zjeść.

- Kiedy będzie pełnia? – elf spojrzał na mężczyznę pewniej. Nie wiedzieć czemu, strach stał się mniejszy, a odwaga i pewność siebie powróciły. Czyżby miał nadzieję, że czekanie do pełni da czas jego przyjaciołom? Przecież nie wierzył by go opuścili. Otsëa nie dałby się łatwo pokonać, a Niquis był zwinny i nie dałby się zjeść, a więc przyjdą mu z pomocą!

- Trzy dni. – rzucił wilk, a na jego twarzy pojawił się prawdziwy uśmiech. Niestety, świadczył nie o sympatii, ale o tym, że wie już co chodzi chłopakowi po głowie. – Trzy dni. Tyle czasu ci zostało, więc skorzystaj z naszej gościnności i jedz, tucz się. Jeden elf na naszą watahę to niewiele, a każdy musi dostać po kawałku.

Lassë przeszły dreszcze. Jak można oferować gościnność i otwarcie mówić o zamiarze zjedzenia swojego gościa?

- Chodź, jedz. – zachęcał dalej. Pozostali specjalnie zostawili owoce, które zebrali, leżące na liściach na ziemi i odsunęli się wszyscy, co do jednego. – Nie bój się. My idziemy polować, a ty jedz i nie stój zbyt blisko krawędzi. Nie staraj się też wydostać ścieżką za jaskinią. Jest zbyt stroma dla ciebie. Jesteś elfem, ale niezgrabnym. Spadłbyś, stoczył się, skręcił swój cenny karczek. A tego nie chcemy.

- Wolicie mnie zabić bezpośrednio przed zjedzeniem. – to nie było pytanie, ale mimo wszystko niebieskooki przywódca potwierdził skinieniem głowy.

- Alfa dostanie serce i wątrobę, a reszta należy do stada. Nie martw się. Nie często trafia się nam elf, więc zjemy cię z dokładnością, co do jednej kostki. Nic nie zostanie, więc nikt nie będzie cię opłakiwał. Znikniesz. – w jego głosie brzmiała fascynacja.

Zamieniając się w wielkiego, białego wilka zawył na swoich towarzyszy i przebiegł między nimi w stronę stromej ścieżki, o której wspominał. Inne wilki poszły za nim i żadne z nich nie miało złudzeń, iż elf spróbuje uciec, ale i wiedziały, że nigdy mu się to nie uda.

Elf również zdawał sobie z tego sprawę.

4 komentarze:

  1. Na pewno go uratują w końcu nie zostawią opprzyjaciela w potrzebie. Kto wie może sam wilk uzna że elf jest warty uwagi i go nie zje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, żebym nie miała nadzieli, ale teraz jakoś boję się myśleć, co stanie się z elfem... Wilki, a raczej ich rozmowa i zapewnienia, nie pokazały się od milutkiej strony... Na miejscu Lassë chyba jednak próbowałabym tej ścieżki... Niezgrabny, hehe xD
    Otsëa to się zawsze wepchnie w tarapaty... Przebywa z elfem i dzieli troski na dwoje. xD Ale się wnerwił... Uuu, ale Earen też nie powinien być taki pewny siebie... I gdzie Niquis? O_O

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju.... Co to się stałoooooo :( Myślałam, że wilk jest mimo wszystko z nimi A co z Niquis?! Boję się o niego, jeśli wilk mu coś zrobił zabiję!!! -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    fantastycznie, znalazł się Otsea, o tak wilki go nie znają, a już uznają go za niezgrabnego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń