niedziela, 22 lipca 2012

16. I wtedy zapadła cisza...

Rzeczywiście, opowiadanie będzie długie i dlatego nie ma co liczyć na lemony, czy też czułości nazbyt wcześnie. Nie mniej jednak, pisanie czegoś "własnego" sprawia mi taką rozkosz, że nie planuję się nigdzie spieszyć ^^

 

 

           Koło strumienia nawet powietrze było zupełnie inne. Rześkie, pachnące i lekkie. Oddychanie nim sprawiało przyjemność, która pieściła płuca i nozdrza, co chociaż niemożliwe, wydawało się szczerą prawdą. Woda było wyjątkowo słodka, rozkosznie chłodna i przejrzyście czysta. Gdyby nie obecność nawiedzonych ruin Falconu na pewno wiele różnych ras zakładałoby w tym miejscu swoje siedliska. Jedynym minusem był niestety brak naturalnej ochrony przed intruzami. Las był rzadki, a polana całkowicie odsłonięta, co tylko kusiłoby żądnych władzy ludzi. Może lepiej, że duchy nie pozwalały nikomu na osiedlenie się tutaj?

            Lassë uśmiechnął się z lubością obmywając twarz w strumieniu. Rozebrał się i wszedł do płytkiej wody rozpoczynając coś, co można było nazwach „chlapaniem” prędzej niż kąpielą. Nie mniej jednak potrzebowali tego obaj. Nic, więc dziwnego, że Otsëa dołączył do elfa prezentując liczne walory swojego pozornie drobnego ciała. Przepłukali także ubrania zakładając je na siebie. Nie byłoby rozsądnym kręcić się niemal nago po okolicy stosunkowo niebezpiecznej biorąc pod uwagę nieudaną noc.

            Wyłożyli się w słońcu rozkoszując spokojem, planując odespać niespokojne godziny nocne i mogłoby to dojść do skutku, gdyby Griffin nie zaskrzeczał ostrzegawczo przelatując nad miejscem ich postoju. Bard nie lekceważył tego znaku. Zerwał się na równe nogi w chwili, gdy z drugiej strony strumienia wyszła spora grupa łowców niewolników. Byli nie mniej zdziwieni, co dwójka podróżników, kiedy przyszło im się spotkać w tak bliskiej odległości.

            Otsëa sięgnął po swój miecz nie czekając na reakcję obcych mężczyzn. Łowcy nigdy nie tracili okazji na zarobek, a w tej chwili mogło im się nieźle poszczęścić dzięki tej zdrowej i sprawnej dwójce. Kolejny już raz trzeba było walczyć o uratowanie skóry, chociaż tym razem sytuacja była groźniejsza. Śmierć to jedno, ale niewola to coś zupełnie innego.

            Lassë zszokowany zareagował z opóźnieniem, ale widząc gotowość towarzysza sam sięgnął po swój łuk sprawnie i szybko zakładając strzałę na cięciwę. Wszystko wydawało się ciche i spokojne, i wtedy pierwszy z obcych mężczyzn sięgnął po swój topór rzucając się do ataku, podczas gdy czterech innych wyjęło sieci by pojmać tę dwójkę żywcem. Elf wypuścił strzałę w niekontrolowanym odruchu powalając na ziemię uzbrojonego wielkoluda. Pierwsza krew, pierwszy trup. Nie miał czasu na opłakiwanie opryszka. Czym prędzej nałożył kolejną ze strzał i wycelował. Tylko cudem kolejny z mężczyzn uniknął trafienia zasłaniając się tarczą podniesioną naprędce z miejsca w którym upuścił ją jego martwy towarzysz. Należało mieć się na baczności i z głową rozporządzać strzałami.

            Dziesięciu ludzi na dwóch wojowników obcych ras to mało wyrównane szanse dla nieszczęśników, którzy swojej przewagi liczebnej nie mogli wykorzystać z powodu zbyt opłakanych umiejętności walki. Otsëa nie miał najmniejszych problemów z przebiciem na wylot próbującego zarzucić na niego sieć człowieka. Niespełna pięć minut i będzie po wszystkim, a oni zostawią trupy by rozszarpały je dzikie zwierzęta.

            Coś brzęczało w lesie za ich plecami, jak obudzony rój pszczół planujących zaatakować zakłócających ich spokój osobników. Elf miał nadzieję, że to prawa i owady zmuszą łowców do ucieczki. Niespodziewanie coś świsnęło mu koło ucha, łupnęło, a bard upadł na ziemię nieprzytomny. Z jego rozciętej głowy lała się krew, a pocisk jakim oberwał upadł gdzieś w trawę. Proca! Lassë z trudem uniknął uderzenia, ale wtedy czterech pozostałych mężczyzn zarzuciło na niego sieci unieruchamiając go. Niquis, który wyskoczył z jego kieszeni zaatakował jednego z napastników wgryzając się ostrymi ząbkami w wielki nos. Łowca zaskamlał i klnąc próbował strzepnąć pewnie trzymającego się futrzaka ze swojej twarzy. Udało mu się to, a odrzucony zwierzak uderzył swoim drobnym ciałkiem o ziemię odbijając się od niej, niczym piłka.

            Elf nie mógł nawet opłakiwać, czy martwić się o swoich przyjaciół, gdyż i on został ogłuszony potężnym ciosem. Zanim jednak stracił przytomność mógł zauważyć, że ciało Niquisa zniknęło, a później nie było już nic.

 

            Gdy świadomość Lassë powracała na swoje miejsce elf żałował, że tak się dzieje. Jego głowa pulsowała nieznośnym bólem, który wypełniał czaszkę nie pozostawiając w niej miejsca na myśli, które uparcie krążyły we wszystkich kierunkach przyprawiając go o mdłości. Chciał podnieść się z ziemi, rozmasować miejsce, które na pewno zdobił ogromny siniec, niestety nie był w stanie poruszać się swobodnie. Z wielkim trudem uniósł powieki. Był związany, a około dwóch metrów przed nim leżał blady Otsëa. Zakrzepła krew, która wcześniej wypływała z rany po pocisku procy, brudziła jego twarz i ziemię.

Nie mniej jednak żył. Jego pierś unosiła się bardzo powoli, ale był przytomny. Spojrzał na elfa niejako czując jego wzrok na sobie.

- Damy sobie radę. – powiedział bezgłośnie, chociaż ciężko było określić, czy naprawdę w to wierzył.

            Pod drzewami od zachodniej strony strumienia dwóch mężczyzn kopało doły, by wrzucić do nich ciała swoich zabitych towarzyszy.  Dwaj inni zajęci byli przygotowywaniem posiłku, podczas gdy reszta pilnowała niewielkiej garstki złapanych do tej pory niewolników siedzących w ciasnym kole za dwoma najświeższymi nabytkami.

            Ktoś wbił boleśnie palce w ramię Lassë i odwrócił go na plecy sprawiając, że chłopak syknął, kiedy ziemia zetknęła się z sińcem na głowie.

- Mamy szczęście, obaj żyją i są przytomni! – brudny, śmierdzący łowca niewolników wyszczerzył pozostałości swoich pożółkłych, zepsutych zębów i oblizał usta w sposób, który wcale nie spodobał się elfowi. – Nigdy jeszcze nie miałem elfa, a ten jest ładny nawet jak na faceta. – spojrzenie przekrwionych oczu oceniało ciało swojej ofiary. – Można by się z nim zabawić, póki Dickena z nami nie ma. – zachęcił kumpli, którzy przystali na propozycję bez jednego słowa sprzeciwu.

            Lassë nie potrafił zaprotestować sparaliżowany przerażeniem i obrzydzeniem, jakie nim powodowały. Zaczął się jednak szarpać widząc, jak grupa cuchnących obdartusów zbliża się do niego. Może i był niewinny, ale nie głupi! Dobrze wiedział, czego od niego chcą i to dodało mu sił by kopać związanymi nogami, kręcić się i gryźć wszystko, co tylko zdoła dosięgnąć.

            Palce oprycha na jego ramionach zakleszczyły się mocniej, a elf miał ochotę wymiotować, płakać, chciał umrzeć zanim ktokolwiek go dotknie! Zamknął na chwilę oczy by łzy spłynęły po policzkach i nie zamgliły wzroku. Musiał wiedzieć, gdzie kopać, z kim walczyć, musiał szukać drogi ucieczki.

            Mimo kiepskiego stanu w jakim się znajdował, Otsëa zdołał usiąść i operować nogami w taki sposób, że powalił jednego ze zbliżających się do elfa mężczyzn niemal łapiąc mu kark silnym uderzeniem. Podciął kolejnego i tak dobrze radził sobie mimo związanych rąk i nóg, że zainteresowanie Lassë spadło. Mężczyźni rzucili się wściekli na barda nie dając mu szans na obronę. Kopali i uderzali pięściami w jego ciało, póki ten nie znalazł się na granicy między świadomością, a utratą przytomności. Wtedy odciągnęli go na bok przywiązując do drzewa.

- W kopalniach zrobią użytek z twojej siły! – jeden z łowców splunął krwią z rozciętej wargi i wymierzył bardowi mocny kopniak w udo. – Zadbam byś trafił do najgorszej z możliwych! – odwrócił się gwałtownie do jeszcze bardziej przerażonego chłopaka. – Twój rycerzyk w niczym ci już nie pomoże!

            Elf zacisnął pięści powstrzymując krzyk, który cisnął mu się na usta. Może zasłużył sobie na to, co go czeka? Przecież to przez niego Otsëa znowu miał kłopoty, był pobity i mógł zginąć, gdyby chciwość nie powstrzymała łowców przed zakatowaniem go. Bard był związany, nie miał najmniejszych szans, a jednak próbował pomóc chłopakowi, który sam nie potrafił sobie pomóc. Z resztą nie pierwszy raz. Lassë miał świadomość tego, że jest do niczego, że swoim uporem i bezsensownym wierzganiem niczego nie zmieni. Był słaby. Za słaby! Zbyt tchórzliwy by działać, by myśleć racjonalnie. Do tej pory tylko zawadzał swoim towarzyszom. A teraz będzie miał nauczkę. Taką, której nie zapomni do końca życia.

            Czuł dotyk brudnych rąk na swoich ramionach, smród potu i uryny, który otaczał łowców, widział dokładnie ich paskudne twarze, poplamione tłuszczem i zakurzone ubrania.

- Co wy robicie, sukinsyny?! – głośne warknięcie przywódcy, który właśnie wrócił do obozu sprawiło, że serce elfa zabiło szybciej, zaś napastnicy odsunęli się od niego. – Jeśli któryś z was jeszcze raz go tknie chociażby palcem, zabiję! – warczał wściekle na swoich podkomendnych. – Mam zamiar dostać za niego grubą kasę! Chcecie pieprzyć, weźcie sobie jakąś brudną dziwkę, a nie żyłę złota!

            Ocalalony! Lassë nie mógł w to uwierzyć, ale naprawdę tak było. Ocalił skórę! Nikt go nie skrzywdził, a przynajmniej nie fizycznie. Psychicznie czuł się okropnie, ale to na pewno mu przejdzie wcześniej czy później, był o tym przekonany. Gdyby nie Otsëa, który starał się mu pomóc byłoby za późno... Pobity, niemal nieprzytomny bard raczej nie odczuwał z tego tytułu specjalnej satysfakcji, ale elf był mu wdzięczy. Patrzył na zmęczonego, pokrwawionego mężczyznę i podjął ostateczną decyzję. Stanie się silniejszy, zaradniejszy, będzie elfem, jakim zawsze powinien być, jak jego przodkowie w czasie Wielkiej Wojny Ras. Niech tylko wydostanie się z tego bagna...

- Przywiążcie go obok tamtego! – padło polecenie. – I do cholery, ile razy mam mówić, że martwy niewolnik na nic nam się nie przyda?! Jeśli nie dostanę za niego tyle ile chcę to sprzedam któregoś z was, psy!

            Lassë czuł ulgę, której nie był w stanie opisać. Nawet kiedy przywiązano go do drzewa obok drzemiącego barda nie zwracał uwagi na smród niemytych ciał, czy brak delikatności, kiedy sznur wżynał się w jego skórę zanim go nie poluźniono odrobinę. Był zbyt szczęśliwy, by zwracać uwagę na tego typu niedogodności.

            Odwrócił głowę w bok i spojrzał na blade, zmęczone oblicze Otsëa, a w jego radość z powodu ocalenia skóry wdarł się smutek.

- Przepraszam, to przeze mnie. Znowu musiałeś mi pomagać. – szepnął nie mając pewności, czy mężczyzna w ogóle go słyszy. Najwidoczniej jednak tak było, gdyż bard uchylił powieki odpowiadając na jego spojrzenie swoim. Miał sińce pod oczyma, chociaż ciężko było stwierdzić czy z powodu niewyspania, utraty krwi po ciosie, czy może był to efekt pobicia.

- Gdybym nie chciał, nie robiłbym tego. – jego głos był niewyraźny i słaby, ale mężczyzna na pewno nie wybierał się w podróż na „tamtą stronę”. – Rozumiesz już dlaczego tak się wściekałem o mapę?

O tym Lassë nie pomyślał. Ani przez chwilę, w jego głowie nie zagościł obawa o jakże cenny przedmiot, który już dawno znalazłby się w posiadaniu łowców niewolników, gdyby nie fakt, iż bard znalazł ją pierwszy i zaszył w szacie elfa. To tylko pokazywało, jak bardzo był nieodpowiedzialny.

- Przepraszam, już więcej niczego nie zataję.

- Możesz mieć tajemnice, tylko mów mi o tym, o czy powinienem wiedzieć podróżując z tobą. – na twarzy Otsëa nie było ani śladu złości, a jego usta chyba nawet wygięły się w niewyraźnym, bolesnym uśmiechu. – Teraz mamy większe zmartwienia. Musimy się stąd wydostać i to jak najszybciej. Gdzie ten twój piekielny futrzak? Jeśli znowu uciekł, jak słowo daję zrobię z niego rękawiczkę.

- Nie! – oczy elfa zrobiły się wielkie. – Próbował mnie bronić i na pewno jest gdzieś w pobliżu. – taką miał nadzieję. Niquis mógł już zdechnąć od poniesionych w tamtym krótkim starciu ran, ale przecież mógł też uciec by czekać na lepszą okazję na... Na cokolwiek, co tak mały zwierzaczek mógł zdziałać.

 

2 komentarze:

  1. I chwała Ci za to. W końcu przed chłopakami jeszcze kawał drogi. Co byłoby przyjemnego w czytaniu o dotykach tej dwójki (a może inaczej się połączą), gdyby reszta przygody miała upływać pod takim samym dyktandem uczuć? Choć pewnie i tak coś byś na to wymyśliła. xDUfff, kamień z serca, Lassë uratowany. A Otsëa zasługuje na porządne śniadanie i noszenie go na plecach przez tydzień, kiedy uda im się uciec... bo uda? Mam kilka scenariuszy - uda się i podejmą dalszą wędrówkę, nie uda i zostaną rozdzieleni/przydzieleni do jakiejś pracy, wykupi ich ktoś i odpowiednio się zajmie (xD). Tylko gdzie tu pomoc Natury dla Lassë? XP Niquis by się przydał, żeby przegryźć sznur. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, o nasz gryfin się odnalazł, w samą porę ostrzegł Otsea i Lasse, chociaż nie uchronił ich przed dostaniem się w ręce łowców niewolników, mam nadzieję, że Niquisowi nic nie jest, to jak zniknął po tym upadku i słowa Otsea to bardziej upewniają, że Niquis jest zmiennym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń