sobota, 19 maja 2012

8. I wtedy zapadła cisza...

Obejmując dłońmi kubek Lassë starał się uspokoić dzięki ciepłu, które momentami niemal parzyło skórę. Zamknął oczy wdychając przez nozdrza zapach ziół. Wydawały się gorzkie i rzeczywiście takie też były, gdy spróbował naparu. Mimo wszystko ich cierpki smak wpływał pozytywnie na jego zmęczony żołądek i obolałą głowę. Spojrzał na czuwającego nad ogniem mężczyznę i poczuł, iż powieki zaczynają mu ciążyć, jakby napój nafaszerowano nasenną mieszanką.

- Zjedz. – polecił bard wręczając elfowi kawałek suchara, który wyjął z jego tobołka.

            Lassë posłusznie skinął głową i pochłonął bez zastanowienia swój posiłek. Rozumiał, że jest mu to w tej chwili potrzebne. Dopił także resztę naparu i oddał kubek właścicielowi.

- Dziękuję. – uśmiechnął się słabo i przetarł oczy. Podejrzewał, że ciężka noc zrobiła swoje, a do tego doszły jeszcze wcześniejsze wydarzenia i to właśnie zaowocowało przemożnym zmęczeniem.
- Jeśli chcesz, możesz się położyć. – Otsëa był nadzwyczaj miły, jakby potrafił zrozumieć elfa, choć ktoś taki jak on z całą pewnością nie miał nigdy podobnych problemów. Był obeznany w życiu w drodze, potrafił wyczuć niebezpieczeństwo, znał się na ziołach i uspokajających technikach, a więc z pewnością potrafił się także bronić. – Będę czuwał teraz i przez noc, więc nie musisz się o nic martwić.

- Przepraszam. Sprawiam tyle kłopotów. Gdyby nie ja na pewno zawędrowałbyś dalej. – chłopak spuścił głowę skubiąc skraj swojego podróżnego płaszcza.

- Może i tak, ale musiałbym podróżować sam. – na ustach barda pojawił się cień uśmiechu. Sięgnął do torby Lassë i wyjął z niej łuk, o którym właściciel najwyraźniej zapomniał polegając na sztyletach, którymi przecież nie potrafił się posługiwać w chwilach zagrożenia. – Słyszałem, że elfy naprawdę dobrze opanowały umiejętność strzelania, to prawda? – zmienił temat na coś, co najwyraźniej miało być domeną jego towarzysza.

            Chłopak skinął uśmiechając się lekko i odebrał łuk z rąk barda. Poczuł znajome mrowienie w palcach, które podpowiadało mu, iż od dawna nie miał okazji dzierżyć tej broni w dłoniach. Jak to możliwe, że upchnął swój łuk między inne rzeczy i nie zauważał, mimo iż ten wystawał znacznie ponad górną klapę torby? Gdyby zamiast być przerażonym całą tą podróżą, chociaż przez chwilę pomyślał o swoich mocnych stronach i umiejętnościach z pewnością nie robiłby z siebie takiej ofiary.

- Chciałbyś zobaczyć? – Lassë w końcu miał okazję by pokazać się od dobrej strony i zyskać niejaki szacunek w oczach swojego kompana. Pełen entuzjazmu wstał z miejsca i przeciągnął się chcąc rozciągnąć możliwie jak najwięcej mięśni. – Widzisz tę uschniętą gałąź na tamtym drzewie? – wskazał jakiś punkt oddalony znacznie od miejsca, w którym stali. – Mógłbyś powiesić na nim liść, tak by był moim celem? Nie chcę celować w żywe drzewo. – wytłumaczył się od razu.

            Tym razem to Otsëa posłusznie kiwał głową i odliczył słuszne trzysta metrów zanim dotarł do celu i zrealizował zamierzenie elfa. Nabił jakiś znaleziony pod drzewem liść na drobną uschniętą gałązkę i odsunął się na bok dając wolną rękę elfowi.

            To była zaledwie chwila, kiedy strzała świsnęła w powietrzu i wbiła się gładko w suchą gałąź przebijając liść, który jeszcze niedawno powiesił bard. Z jakiegoś powodu mężczyzna był przekonany, iż gdyby ten właśnie obumarły fragment znajdował się dalej efekt byłby taki sam, a strzał zapewne tym bardziej efektowny.

            Bard wyszarpnął strzałę i wrócił z nią do elfa. Nie dał po sobie poznać, jak wielkie zrobiło to na nim wrażenie, choć niewątpliwie nie spodziewał się, aż takiej celności po pozornie nienadającym się do niczego Lassë. Ten chłopak miał w sobie ogromny potencjał mimo braku wiary we własne siły. Gdyby to dobrze rozegrać dałoby się go nawet wykorzystać do własnych celów. O ile byłaby w ogóle taka potrzeba.

- Dlaczego nie korzystasz z łuku, by się w razie potrzeby obronić? – bard wrzucił strzałę do kołczanu, który jakimś cudem również znajdował się w torbie elfa, a teraz leżał oparty o pień drzewa obok łuku. – Twoje umiejętności mogą się nam przydać w drodze. Musisz tylko zapanować nad zdenerwowaniem i nauczyć się szybko i chłodno szacować sytuację. Myślałem, że każdy elf to potrafi.

            To stwierdzenie sprawiło, że Lassë ponownie się nachmurzył.

- Może i każdy, ale ja nie jestem „każdym”. – wybąkał pod nosem. – Może i potrafię, ale nigdy nie musiałem się o tym przekonywać. Nikt mnie nigdy nie atakował, ani ja nie atakowałem...

- Więc czas to zmienić. – Otsëa podniósł z ziemi kołczan i przewiesił go przez ramię elfa. Następnie wcisnął mu w dłoń łuk i odsunął się tyłem na kilka kroków. – Będę w ciebie rzucał różnymi przedmiotami, a ty masz unikać kamieni, ale trafiać w patyki, czy też gałęzie. – wytłumaczył szybko. Kamień to topór, miecz, jakieś odłamki zbroi, czyjaś głowa. Drewno to wróg, który cię atakuje, a którego masz zabić. Nie rób płaczliwej miny. Prędzej czy później będziesz zmuszony nawyknąć do tej myśli. Chyba nie sądzisz, że twój tyci przyjaciel obroni cię przed kimkolwiek? – rzucił kpiące spojrzenie na niezadowolonego Niquisa. – Rozstajemy się w Kennt, ale twoja droga się na tym nie kończy.

            Lassë przyznał mu w duszy rację. Nie mógł liczyć na stworzonko, które sięgało mu zaledwie kostki. Z resztą, jego przeciwnicy byliby niezdolni do walki z powodu śmiechu, gdyby próbował ich poszczuć Niquisem. Podejrzewał, że w takiej sytuacji także i bard zostałby pokojowo rozbrojony.

- Spróbujmy. – skinął głową, a w jego ciemnych oczach widać było determinację. Postanowił stać się samodzielnym nie tylko dla siebie, ale i dla swoich kompanów. Przecież nigdy nie wiadomo, czy w pewnym momencie to mężczyzna nie będzie potrzebował pomocy. Jego rasa na pewno miała jakiś naturalnych wrogów, jak każda, a skoro nie chciał się zdradzić z przynależnością do jakiejkolwiek to znak, iż miał powody by to ukrywać.

            Widząc siłę, jaka nagle pojawiła się wewnątrz chłopaka Otsëa nie mógł ukryć przekornego uśmiechu, jaki uniósł lewy kącik jego warg. To mogło być ciekawe i przede wszystkim mogło zapewnić mu jakąś rozrywkę w czasie długiego, ale przymusowego postoju. Lepsze to niż bezmyślne siedzenie i wpatrywanie się w dogasający ogień.

            Zebranie odpowiedniej ilości „broni” i „przeciwników” zajęło chwilę w czasie, której Lassë przygotowywał się psychicznie do „walki”, jaką miał stoczyć. Wymagało to od niego wykorzystywania wszystkich atutów, jakie miał do dyspozycji, jako elf, a więc słuchu, wzroku i niespodziewanie szybkiej koordynacji ruchowej. Musiał przecież naciągnąć cięciwę, wymierzyć i trafić, unikać kamieni nie próbując nawet ich zestrzelić, a przy tym nie zabić barda. Brzmiało okropnie, chociaż było do wykonania.

            Chłopak wziął głęboki oddech, skupił się i skinął głową na znak, że jest gotowy. Wbił wzrok w pień, za którym skrył się Otsëa. Czuł mrowienie w dłoniach, a ich wnętrze robiło się wilgotne ze zdenerwowania. Kolejny wdech i równomierny wydech.

            Najpierw to usłyszał, jakby potrafił czytać w myślach barda, a w niespełna sekundę później dostrzegł ruch, gdy w jego stronę poleciał celnie rzucony kawałek gałęzi wielkości dłoni. Momentalnie uniósł łuk napinając wszystkie mięśnie i wystrzelił trafiając celnie. Trafiony przedmiot nie zdążył jeszcze opaść na trawę, kiedy kolejny zaczął się zbliżać. Tym razem elf sięgnął po nową strzałę do kołczanu i w ostatniej chwili zdążył przeszyć „napastnika”. Był z siebie dumny, ale nagłe zamyślenie sprawiło, że omal nie dostał w głowę kamieniem. Uchylił się dosłownie na chwilę przed bliskim ciosem. To wyprowadziło go z równowagi i kolejna strzała, jaką wypuścił wbiła się w kryjówkę mężczyzny. Ten wychylił się posyłając w stronę elfa ostrzegawcze spojrzenie, po czym na nowo rozpoczął „ostrzał”. Tym razem seria składała się z dwóch kamieni, dwóch kawałków drewna i kolejnego kamienia. W prawdzie Lassë pomylił się raz, a jego strzała odbiła się od twardej powierzchni jakiegoś skalnego odłamka, ale jak na pierwszy raz tego rodzaju ćwiczeń nie było źle. Mógł naprawdę być z siebie zadowolony. W szczególności nie robiąc krzywdy ani sobie ani swojemu towarzyszowi.

- Nie strzelaj przypadkiem, wychodzę! – jakkolwiek dziwnie to brzmiało, Otsëa wolał mieć pewność, że nie oberwie w żadne witalne punkty, a nawet oszczędzi sobie niepotrzebnego bólu. Z tego też powodu odczekał stosowną chwilę zanim wyłonił się zza drzewa.

            Z żalem należało stwierdzić, iż ognisko już się dopalało i dawało niewiele ciepła niemniej jednak gorący żar skusił barda do posilenia się czymś ciepłym toteż wyjął ze swojej torby kilka ziemniaków i wrzucił je w biało pomarańczowy pył, jaki pozostawiły po sobie gałęzie.

- Ukradłem je. – powiedział bez ogródek zauważając zdziwione spojrzenie elfa. – W przeciwieństwie do ciebie nie dysponuję waszymi sucharami, toteż byłem zmuszony, jakoś sobie radzić. W tych rejonach niewiele jest zajazdów więc czasami korzystam z okazji i uzupełniam zapasy bez wiedzy właścicieli poletek. Tyle, że nigdy nie biorę zbyt wiele, bo utrudniałoby mi to marsz. Skoro dziś nie zapalimy ognia mogę przynajmniej wykorzystać pozostały żar. Nie jadłeś nigdy niczego podobnego, co?

            Lassë pokręcił głową wyraźnie zaciekawiony nie tyle krótką historią, co samym faktem „gotowania” w ten sposób. Usiłował zapamiętać, jak najwięcej ze słów mężczyzny, z tego, co robił i w jaki sposób wykonywał wszelkie czynności w drodze. Wychodził, bowiem z założenia, iż nie ma lepszego sposobu na naukę niż obserwacja zaprawionego wędrowca.

- Kiedy odrobinę ostygną weźmiesz je w ręce i ogrzejesz się. Obierzesz ze skórki i zjesz. Mają... Wyjątkowy smak. Przekonasz się. Poza tym, czeka nas chłodna noc, więc musimy nacieszyć się tym, co mamy. Co więcej... – bard zwiesił głos. – Będziesz spał przytulony do mnie. Nie mamy innego wyjścia. Mimo to będę czuwał, więc nie musisz się niczym przejmować. – Jego ton był rzeczowy, a jakakolwiek bliskość najwidoczniej nie była dla niego problemem.

            Elf mógł jedynie skinąć głową nie mogąc znaleźć odpowiednich argumentów opowiadając się po jakiejkolwiek ze stron w tej kwestii. Był zmuszony zaakceptować dominację i zdrowy rozsądek, jakim wykazywał się Otsëa.

            Siedzieli w krępującej ciszy, której mężczyzna wydawał się wcale nie zauważać doglądając swoich ziemniaków. Dźgał je patykiem, odkrywał i znowu zasypywał popiołem, by w końcu wygrzebać je i pozwolić im przestygnąć.

- Daj ręce. – rzucił rozkazująco i położył na nich dwa gorące ziemniaki o pomarszczonych, osmolonych skórkach.

Parzyły, ale elf obserwując barda zrozumiał, iż wystarczy je podrzucać póki ich temperatura nie okaże się odpowiednia. Na swój sposób było to zabawne i stanowiło miłą odmianę. Ciepło, jakie rozlało się po ciele Lassë wraz z pierwszym połkniętym kęsem aromatycznego warzywa sprawiło, iż chłopak otulił się płaszczem z rozkoszą widoczną na twarzy.

W tym wszystkim było coś jeszcze. Coś, co zmuszało go by wziął się w garść, zaczął ćwiczyć intensywnie, bronił swoich towarzyszy, tak jak oni strzegą jego. Coś, co nazwałby wewnętrznym zewem, który do tej pory nie miał okazji się ujawnić, zaś podczas tej podróży zaczynał przejmować władzę nad elfem. Jak bestia budząca się wewnątrz swojego legowiska, tak w nim dochodził do głosu uśpiony zew.

Był elfem, dzieckiem lasu, przyjacielem natury, co stanowiło także jego najsilniejszy atut. Nie był mistrzem walki w zwarciu, jednak w strzelaniu z łuku nie miał sobie równych.

Myśląc o tym uśmiechał się do siebie w sposób, który zwrócił uwagę mężczyzny, który nie odezwał się jednak nawet słowem zadowalając się wyłącznie czytaniem z mimiki twarzy i ruchów mięśni reagujących na wewnętrzne uczucia. Niewiele z tego rozumiał lecz nie miało to znaczenia. Lassë był zadowolony, a to mogło tylko wyjść im na dobre.

2 komentarze:

  1. Otsëa może nawet nie wiedzieć, kiedy z Lassë zrobi się wprawiony w boje żołnierz elficki. xD Stanowią fajny zespół. Jeden uczy się od drugiego... wydawać by się mogło, że to Lassë częściej "pobiera nauki", ale Otsëa także... w końcu nie co dzień widzi się elfa tak bardzo reagującego na krzywdy innych. To zawsze przypomina o ukrytej głęboko wrażliwości. Może i nie przyda się ona na wojnie, ale na pewno kiedyś w czymś może pomóc.Niquis jest świetnym kompasem i istotą, która ostrzega przed złem, dlatego Lassë może nie wpadałby w tarapaty, więc nie musiałby się bronić. xP Ale nauka fechtunku nie jest zła ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    o tak wspaniale, pięknie, pięknie Lasse pokazał swoje umiejętności, można powiedzieć że Otsea był zachwycony tym, trochę treningu i z elfa bedzie wojownik jak się patrzy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń