sobota, 12 maja 2012

7. I wtedy zapadła cisza...

O ile przez ostatnie dni młody elf spał czujnie, o tyle tej nocy nie tylko rzucał się niespokojnie nie dając bardowi wytchnienia, ale i nie obudził się mimo mocno świecącego słońca, które przedzierało się przez leśną gęstwinę. Musiał być wykończony zarówno fizycznie, jak i psychicznie sądząc z jego zmarszczonego czoła, sztywnego ciała i nierównego oddechu. Może właśnie, dlatego nikt go nie budził, kiedy należało zwijać obozowisko. Mógł się czuć rozpieszczany przez los, bądź zwyczajnie traktowany jak ofiara losu, której lepiej dać odetchnąć, by nie stwarzała problemów podczas wędrówki. Z jakiegoś jednak powodu ta druga opcja wydawać się mogła bliższa rzeczywistości.

- Hej, królewno? – Otsëa pod czujnym okiem Niquisa złapał delikatnie ramię Lassë i potrząsnął nim. Musiał się jednak gwałtownie odsunąć, gdy wystraszony tym nagłym kontaktem elf wierzgnął nogami z piskiem. – Spokojnie! Nic ci nie robię!

            Ciemne oczy chłopaka były wielkie, a w głębi ich źrenic ukryty był strach, który znikał powoli im dłużej elf wpatrywał się w jasne tęczówki oczu barda. Pot błyszczał na jego twarzy i szyi, kiedy uspokajał pędzące serce.

- Przepraszam. – wysapał przełykając z trudem ślinę. Wstał powoli z miejsca zbierając swoje rzeczy. – Zaraz dojdę do siebie i wtedy możemy...

- Nadstaw ręce. – polecił Otsëa i nalał orzeźwiającej, chłodnej wody na wyciągnięte dłonie. – Przemyj twarz. To pomoże ci szybciej dojść do siebie.

            Chłopak z „dziękuję” pełnym nieudawanej wdzięczności odświeżył się i napił kilka łyków ze swojej manierki. Był gotowy do dalszej drogi w kilka chwil później. Nadal był blady i wydawał się być pod wpływem koszmarów nawiedzających go nocą lecz dzielnie chciał dotrzymać pola swoim towarzyszom.

 

- Nic o tobie nie wiem, a ty chcesz wiedzieć więcej o mnie? – bard rzucił przelotne spojrzenie Lassë, który odzyskał kolory i humor, gdy tylko oddalili się od polany, na której nocowali.

- Wiesz, że jestem elfem, że podróżuję pierwszy raz i zmierzam do Kennt. – elf wyliczył to na palcach łudząc się, że taka odpowiedź usatysfakcjonuje towarzysza.

- I za nic w świecie nie chcesz mi zdradzić prawdziwego celu, do którego zmierzasz. W Kennt rozstaniemy się, ale ty wyruszysz w dalszą podróż. Nie musisz być taki zszokowany. – bard uspokoił chłopaka. – Domyśliłem się tego. Co ktoś taki jak ty miałby do roboty w tym małym miasteczku? Raczej nie chcesz się zatrudnić do pracy, jako tkaczka, ani pasterz owiec. Wybacz, ale nie sądzę byś znał się na czymś takim.

- Wybacz, ale nie mogę powiedzieć ci wszystkiego. – Lassë spuścił głowę patrząc pod nogi. W ten sposób unikał kontaktu wzrokowego, który mógłby zmusić go do wyznań i tym samym zdradziłby tajemnicę, jaką sam okrył cel swojej podróży. Uznawał jednak, iż bezpieczniej będzie zachować wszystko dla siebie, nawet jeśli bard zasłużył na zaufanie. Ha! Nawet Niquis nie miał pojęcia o prawdziwym celu chłopaka. Zwierzaczek został poinformowany wyłącznie o miejscu docelowym.

- Nie ma sprawy, nie powinieneś się tym wcale przejmować. Znamy się zaledwie od kilku dni. – Otsëa zbył podjęty niedawno temat, jakby nigdy go nie podejmowali, wzruszeniem ramion. W końcu on sam nie chciał zdradzić skąd pochodzi, ani tym bardziej jaką nazwę nosi jego rasa. „Pochodzę zewsząd i znikąd” zwykł mawiać „ Rasa? Jestem bardem. To wszystko czym jestem” dodawał.

            Chmury widoczne na niewielkim fragmencie nieba nad ich głowami zasłoniły słońce, wzmógł się wiatr niosąc ze sobą ochłodzenie. Najpewniej zbliżała się burza, która była nieunikniona przy pięknej pogodzie każdego dnia.

            Niquis wystawił łebek z kieszeni Lassë i poniuchał w powietrzu. Zeskoczył sprawnie na ziemię, a wraz z kolejnym podmuchem wiatru Otsëa złapał młodego elfa mocno za ramię i szarpnął nim w stronę krzaków brutalnie powalając na ziemię. Zasłonił przy tym chłopakowi usta i przygniótł go do ziemi swoim ciałem.

- Siedź cicho i ani drgnij. – szepnął mu w ucho, zaś futrzak usiadł obok nich nasłuchując uważnie.

            Chociaż Lassë nie rozumiał z tego dosłownie nic uznał za rozsądne posłuchać rady. Jeśli Niquis nie zareagował na takie traktowanie elfa to znak, że cokolwiek się dzieje było w interesie całej trójki by siedzieć cicho w krzakach. Tylko dlaczego serce chłopaka musiało tak pędzić? Długo na pewno nie pociągnie, jeśli codziennie czekać będą na niego jakieś „niespodzianki”. Gdyby chociaż potrafił opanować nerwy, jak ta dwójka...

            Zanim jednak elf w ogóle zdołał zapanować nad sobą usłyszał dochodzące z pobliża krzyki. Wciągnął powietrze głęboko w płuca i zacisnął pięści pod brodą. Wrzaski mieszały się z trzaskami, których nie potrafił zidentyfikować. Gdyby miał możliwość wyboru wolałby nigdy nie dowiedzieć się, co takiego wydawało wszystkie te odgłosy. Może to wielgaśny potwór z mackami, kłami niczym miecze i pazurami wystającymi z przyssawek ośmiornicy?

            Niestety, już w chwili gdy zza zakrętu wyłoniła się karawana, Lassë wolał by spełniła się jego mroczna wizja. W skład tego pochodu wchodziło bowiem pięcioro ludzi odzianych w skórzane napierśniki dzierżących w dłoniach bicze i ciężkie pałki, zaś pomiędzy nimi truchtało około dwadzieścioro wychudzonych postaci w brudnych szmatach. Ich ciała były pokryte licznymi siniakami, a poprzecinana razami skóra krwawiła. Każdy z pojmanych miał związane ręce, a na szyi wisiała pętla na wzór obroży, która łączyła każdego jednego człowieka z kolejnym na przedzie i w tyle. Łowcy niewolników nieźle się obłowili w jakiejś ubogiej wiosce najpewniej wykupując z biednych wielodzietnych rodzin pociechy, które nie były tak naprawdę nikomu potrzebne. Była to typowo ludzka cecha, kiedy to poświęcało się rodzinę dla dobra najsilniejszej jednostki.

            Lassë miał ochotę pisnąć, kiedy jeden z więźniów upadł pociągając za sobą innych, którzy klękali ściągani za obroże w dół. Nie chcieli się udusić toteż byli zmuszeni zginać obciążone długim marszem kolana, a na pewno wiele z tych osób ponowne podniesienie się będzie kosztować więcej wysiłku niż cała dotychczasowa podróż. Elf zamknął mocno oczy, kiedy jeden z łowców zamachnął się i wymierzył winnemu całego zamieszania cios batem. Stęknięcie poszkodowanego było niczym ostatnie westchnienie umierającego w męczarni człowieka. Lassë nie mógł na to patrzeć. Spiął się, a jego tobołek stracił oparcie, jakie dotąd zapewniał mu właściciel i zsunął się na ziemię poruszając przy tym gałęziami krzewów.

Ten nagły ruch zainteresował łowców.

- Sprawdźcie to! – zakomenderował przywódca.

            Niquis zachował zimną krew, którą młody elf stracił już na początku. Podczas gdy Otsëa sięgał powoli po miecz, małe zwierzątko wyskoczyło z krzaków na ścieżkę zaraz pod nogi zmierzającego w tamtą stronę łowcy. Stworzonko uniosło głowę wysoko, zmierzyło człowieka uważnym spojrzeniem po czym czmychnęło w podskokach na powrót do swojej kryjówki starając się przy tym narobić jak najwięcej szumu.

- To tylko królik! – rzucił mężczyzna straciwszy zainteresowanie miejscem, w którym kryli się elf i bard. – W dodatku cholernie chudy. Nawet nie byłoby czego obgryźć.

            Dowódca odwrócił wzrok od tego ze swoich podkomendnych i przeniósł go na tego, który biczem okładał niewolników.

- Podnieś to ścierwo i ruszamy dalej! – warknął z wyraźnie słyszalnym zniecierpliwieniem. – Im szybciej dostarczymy ich do Cittedell tym szybciej zabawimy się za pieniądze ze sprzedaży!

- No, dalej! Wstawać! – rozległy się poganiające niewolników okrzyki, a bat świstał w powietrzu.

            Pod powiekami Lassë zebrały się łzy. Gdyby nie Otsëa i Niquis i on skończyłby jak ci biedni ludzie sprzedani przez rodzinę do niewoli ich własnej rasie. Ludzie nie mieli za grosz dumy. Byli głupimi barbarzyńcami od których należało trzymać się z daleka, jeśli tylko było to możliwe.

W miejscach, gdzie chłostano wszystkich tych nieszczęśników piasek na ścieżce zabarwił się czerwienią krwi. Muchy podłapały jej zapach gromadząc się wokół ciemnych plam krążąc, jak sępy nad padliną.

Dla elfa było to zbyt wiele. Zamknął mocno oczy, zacisnął wargi, a nawet zasłonił nos, ale nic nie mogło powstrzymać targających jego żołądkiem odruchów wymiotnych. Uspokojenie utrudniał mu fakt, że łowcy niewolników odeszli zaledwie na dwa metry od ich kryjówki i mogli usłyszeć, jak Lassë wyrzuca z siebie żółć, która zalegała mu w żołądku. Chociaż miał cichą nadzieję, iż w jakiś sposób zdoła powstrzymać tę rebelię w swoim brzuchu to z każdą chwilą było gorzej. Oczy zaszły mu łzami do tego stopnia, że nie mógł ocenić, czy może pozwolić sobie na zwymiotowanie, głowę rozrywał mu tępy ból w okolicach płata czołowego. Niewiele brakowało by zaczął się krztusić swoimi wymiocinami.

Otsëa objął go mocno i gładził jego boki uspokajająco. Musiał zareagować widząc nieudolne starania chłopaka.

- Wypluj wszystko na ziemię. – polecił mu szeptem. – Wypluj i uspokój oddech. Patrz na mnie. – jego głos brzmiał jak fachowe instrukcje, a złoto oczu wciągnęło elfa do tego stopnia, że dokonał niemożliwego odzyskując panowanie nad swoim ciałem. Widok i zapach wymiocin nie był najlepszym afrodyzjakiem, ale mimo to Lassë zakochał się w tych egzotycznych tęczówkach na te chwile, kiedy utonął w nich zapominając o wszystkich przykrych wydarzeniach.

            Kiedy odzyskał świadomość byli już bezpieczni, zaś bard masował jego skronie subtelnymi, okrężnymi ruchami palców.

- Nie ruszaj się. – polecił elfowi, który nawet nie wiedział, kiedy właściwie usiadł. – Opłucz usta, a później napij się odrobinę. – podał chłopakowi swoją manierkę. – Kiedy poczujesz się lepiej przeniesiemy się w inne miejsce i zaparzę ci ziół na żołądek.

- Jesteś też zielarzem? – Lassë skrzywił się czując w ustach gorzkawy posmak. Wziął wielki łyk czystej wody i dokładnie przepłukał usta, a następnie napił się. – Już mi lepiej. – skłamał.

- Jestem wędrownym bardem, musze znać się chociaż odrobinę na ziołach. Za to ty jesteś kiepskim kłamcą. Dzisiejszej nocy nie rozpalimy ognia. To zbyt niebezpieczne. Nie wiadomo ilu jeszcze łowców może kręcić się po okolicy.

- Czułbym się lepiej gdybyśmy już odeszli z tego miejsca. – młody elf rzucił niepewne, niechciane spojrzenie na ścieżkę.

- Niech będzie. – Otsëa skinął rozumiejąc obawy towarzysza, który obawiał się ponownego ataku wywołanego tym samym czynnikiem.

            Pomógł chłopakowi wstać i poprowadził go przez las możliwie jak najdalej od miejsca gdzie natknęli się na łowców niewolników. Niquis podążał za nimi wielkimi susami.

            Po niespełna półgodzinnym marszu bard usatysfakcjonowany miejscem zatrzymał się. Zebrał pospiesznie chrust i rozpalił niewielkie ognisko. Było jasno, toteż nikt nie mógł dostrzec blasku, jaki da ten malutki kopczyk patyków. Zagotował wodę, a kiedy wrzała wrzucił do niej kilka wyjętych ze swojego tobołka ziół.

- Pij powoli, ale póki ciepłe. – doradził siadając niedaleko Lassë. Nie sięgnął po swoją mandolę zapewne obawiając się, że ktoś usłyszałby muzykę lub śpiew.

W tej chwili nawet ich mały kompan nie walczył z mężczyzną pozwalając mu zająć się elfem. Może pojawiła się między nimi swoista nić porozumienia, kiedy obaj wyczuli zagrożenie?

Lassë nie chciał jednak znać odpowiedzi na dręczące pytania. Nie teraz, nie kiedy myśli mimowolnie wracały do tego, co widział, a co wywarło na nim tak ogromne, nieprzyjazne wrażenie. Był zbyt młody by widzieć przemoc na własne oczy, zbyt niedoświadczony by kiedykolwiek mieć do czynienia z prawdziwym niebezpieczeństwem. Nawet krew nie była teraz taka sama, jak dawniej. Teraz nie tylko wypełniała żyły wszystkich istot, ale i stanowiła pożywienie, co dawniej nie przyszłoby mu nawet do głowy. Świat był inny niż początkowo mu się wydawało. Był niebezpieczny.

3 komentarze:

  1. Otsëa jest jak przewodnik w pigułce. On też nie wydaje mi się podążać do Kennt... wędrownikiem, nie domatorem, poza tym, jak wspomniał - to miasteczko jest małe, a on... będzie tam grał? Coś mi się nie wydaje. ;P Niemniej zachował się fachowo i bardzo dobrze ;3 W ogóle jest taaki troskliwy dla naszego elfa ;3 Niquis też zaczyna mu ufać ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Otsëa jest jak przewodnik w pigułce. On też nie wydaje mi się podążać do Kennt... wędrownikiem, nie domatorem, poza tym, jak wspomniał - to miasteczko jest małe, a on... będzie tam grał? Coś mi się nie wydaje. ;P Niemniej zachował się fachowo i bardzo dobrze ;3 W ogóle jest taaki troskliwy dla naszego elfa ;3 Niquis też zaczyna mu ufać ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, cudownie można powiedzieć, że jest taki mini sojusz między bardem a zwierzaczkiem, ech Lasse musisz się jeszcze sporo nauczyć o życiu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń