sobota, 28 kwietnia 2012

5. I wtedy zapadła cisza...

Twarz Lassë rozjaśnił szczery i wyjątkowo szeroki uśmiech ulgi. Jego ciemne oczy nabrały żywego blasku i optymistycznych iskier igrających psotnie na skraju tęczówek. Dziękował losowi za tamtą burzę, która doprowadziła do spotkania z białym zwierzaczkiem, który działał niemal jak kompas.

Zamyślił się głęboko analizując swoją sytuację. Ścieżka oznaczała powrót na właściwą drogę, nawet jeśli teraz elf całkowicie się zagubił i nie miał pojęcia w którą stronę powinien skierować kroki. Jeden błąd mógł go wiele kosztować. Przecież nie miał pojęcia gdzie teraz jest, a więc i najbliższy punkt orientacyjny mógł być oddalony o cały dzień drogi, co w jego aktualnej sytuacji mogło skończyć się niepotrzebnym opóźnieniem.

- Ty dowodzisz. – powiedział w końcu do czekającego na niego Niquisa. Zwierzak wyraźnie właśnie na to czekał. Podniósł puchaty tyłeczek ze ścieżki i dumnym krokiem ruszył w kierunku, który wybrał. Jego kompan musiał mu po prostu zaufać, a to nie było wcale łatwe. Nie mniej jednak Lassë podniósł Niquisa z ziemi i wsunął do kieszeni. – Twoja droga, ale moje nogi. – poklepał leciutko wysuwający się na zewnątrz łebek.

Elf był zdecydowany toteż wziął głęboki oddech, dla dodania otuchy skinął głową samemu sobie i podskoczył leciutko poprawiając torbę ciążącą mu na ramieniu. Był gotowy!

Jego szczęście miało niestety na ten temat inne zdanie.

Wraz z cichym „prrrr...” tobołek Lassë spruł się w jednym miejscy, a całość ześlizgnęła się z ramienia chłopaka i uderzyła głucho o ziemię. To już nawet nie zaskoczyło młodego elfa, który akceptując swój los uklęknął zbierając rozsypane rzeczy spośród których wydobył ostrą igłę i wytrzymałą nić. Nie przeżywając już tego kolejnego nieszczęścia tak boleśnie, jak wszystkie wcześniejsze, zabrał się do pracy. Szkoda nie była wielka, niestety jej naprawienie nie należało do przyjemności toteż zabrało chłopakowi dobre trzydzieści minut. Nie mniej jednak teraz nic nie mogło więcej przeszkodzić Lassë w wyprawie. Los zdecydowanie wykorzystał już wszystkie możliwe nieszczęścia na tym odcinku drogi. A przynajmniej taką nadzieję żywił wewnątrz duszy młody elf.

- Przepraszam. – obcy, męski głos, jaki niespodziewanie rozległ się za jego plecami sprawił, że serce, już i tak wymęczone, ponownie podjęło szaleńczą gonitwę w drobnej piersi.

Lassë czym prędzej odskoczył możliwie jak najdalej od intruza i wyjął zza pasa jeden z otrzymanych od przyjaciela noży celując nim prosto w twarz wysokiego, szczupłego mężczyzny, którego rysów zasłoniętych kapturem nie mógł nawet dostrzec. Przeklinał w duszy swoje tchórzostwo, którego potwierdzenie widział teraz na własne oczy w trzęsącej się dłoni. Nawet gdyby musiał się bronić nie byłby w stanie utrzymać noża na tyle pewnie by zadać cios.

Nieznajomy uniósł w górę ręce w pojednawczym geście i zignorował roztrzęsione ostrze tańczące między oczyma. Robiąc krok w tył zsunął nieznacznie kaptur ukazując tym samym młodzieńczą, niesłychanie przystojną twarz. Białe pasma gęstej grzywki odcinały się zdecydowanie na tle opalonej skóry. Elf zwrócił uwagę na cień ciągnący się dziwnym kształtem pod prawym okiem nieznajomego. Odwrócił jednak szybko wzrok wlepiając go w pierś młodego mężczyzny.

- Chciałem się tylko upewnić, czy ta droga prowadzi do Kennt. Rozumiem odpowiedź i już mnie nie ma. – nieznajomy najwidoczniej nie tylko nie miał złych zamiarów, ale także nie planował pakować się w kłopoty i z tego też powodu zrobił kolejne kilka kroków w tył zanim odwrócił się tyłem do elfa by kontynuować swoją podróż. Widać jednak było, iż pozostawał czujny nie chcąc dostać w plecy nożem, czy też w głowę jakimś drągiem. W końcu niepozorny, tchórzliwy chłopak mógł okazać się tylko podpuchą.

Najwidoczniej jednak zarówno nieznajomy, jak i elf mieli wielkie szczęście, gdyż ani jeden, ani drugi nie był złodziejem napadającym na podróżnych.
- Kennt? – Lassë opuścił momentalnie nóż, kiedy tylko nieznajomy znalazł się wystarczająco daleko i wyciągnął z tobołka mapę. – To po drodze. – szeptał do siebie. – Niquis, idziemy za nim. On nas doprowadzi do najbliższego miasta. – pospiesznie spakował wszystkie swoje rzeczy do naprawionej torby i przebierając szybko nogami dogonił nieznajomego na tyle, by widzieć, którędy ten podąża. W głębi duszy liczył na to, iż mężczyzna wcale nie zauważy jego obecności, co jakkolwiek naiwne było jedynym planem, jaki pojawił się teraz w głowie elfa.

            Niestety, pomysł ten nie spodobał się Niquisowi, który przy najbliższej okazji ukąsił Lassë w palec i zaszył się w jego kieszeni urażony ignorancją chłopaka. Najpierw elf miał mu ufać, teraz znowu swoim zwyczajem pakował się w jakieś kłopoty. Skoro nieznajomy nie spodobał się mądremu zwierzakowi to znak, że jest podejrzanym typem od którego należy trzymać się z daleka. Ale nie! Elf wie lepiej, a później znowu będzie pluł sobie w brodę! Może właśnie dlatego Niquis do tej pory chadzał własnymi ścieżkami?

            Lassë starał się jak tylko mógł pozostać niezauważony. Przemykał między drzewami cicho i sprawnie, co pewien czas zbliżając się bardziej do nieznajomego, by następnie wyczekać odrobinę, aż odległość między nim, a śledzonym obiektem będzie większa i wtedy na nowo podejmował wędrówkę skryty pośród drzew.

            Z czasem nabrał więcej pewności siebie i zaprzestał swojej zabawy otwarcie podążając za nieznajomym. Nawykł nawet do tych szerokich barów kołyszących się subtelnie przed nim, do falowania podróżnego płaszcza, odgłosów wydawanych przez buty rozcierające piach. Zakapturzony mężczyzna stał się kolejnym cichym towarzyszem podróży, chociaż w przeciwieństwie do Niquisa miał trzymać się w bezpiecznej odległości.

- Najpierw wyskakujesz na mnie z nożem, a teraz przykleiłeś się, jak rzep. Czego chcesz? – nieznajomy zatrzymał się nagle, co wyrwało Lassë z chwilowego transu, w jaki popadł błądząc myślami gdzieś wokół domu, który wydawał mu się tak odległy.

- Nie! – pisnął elf nie mając pojęcia, o co chodziło. Sens wypowiedzianych słów dotarł do niego dopiero po czasie, jakby ugrzązł gdzieś w drodze między młodym mężczyzną, a nim. – Nie przykleiłem się! Ja też zmierzam w tamtą stronę! Z resztą... To nie twoja droga! Mogę nią chodzić!

            W cieniu kaptura jedna z brwi uniosła się ironicznie, podobnie jak kącik naprawdę idealnie wykrojonych warg.

- A może planujesz mi podciąć gardło, kiedy będę spał?

            Elf wydął nieznacznie policzki, zmarszczył brwi i urażony nie odezwał się nawet słowem. Przecież nie od dziś było wiadome, że leśne elfy nie były zwolennikami bezsensownego rozlewu krwi i nie atakowały nikogo nie zmuszane do tego. Nic więc dziwnego, że wściekł się z powodu takiej ignorancji! Planował nawet porzucić niechciane, chociaż konieczne towarzystwo, jednak poczucie obowiązku ciążyło mu niemiłosiernie. Jeśli znowu zabłądzi lub natknie się na kolejną przeszkodę może nie mieć już takiego szczęścia, jak do tej pory. Musiał schować dumę do kieszeni nie zapominając jednak o ostrożności. Niquis go nie obroni, tym bardziej, iż nadal był nadąsany.

            Mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami i na nowo podjął swoją wędrówkę.

 

            Zbliżał się wieczór, kiedy nieznajomy zatrzymał się rozkładając niewielki obóz z daleka od ścieżki, ale nie na tyle by mógł zgubić drogę, gdyby przyszło mu ruszać dalej w środku nocy. Zupełnie nie zwracał już uwagi na Lassë, który niczym cień sunął cicho za nim. Nabrał jednak pewności, że strachliwy chłopak nie stanowi żadnego zagrożenia toteż zostawiając swoje rzeczy na niewielkiej polanie mężczyzna ruszył w las by nazbierać chrustu na ognisko. Wiedział dobrze, że intruz kryje się gdzieś w pobliżu, chociaż nie pokazywał się wcale, rozpalił więc ogień, gdyż noc miała być chłodna i zajął się przygotowywaniem posiłku.

Bardzo szybko powietrze wypełniło się przyjemną wonią gulaszu. Wonią, jakiej Lassë nie znał. Była ostra, ale naprawdę przyjemna i ziołowa. Skryty w kępie krzewów miał na oku nieznajomego, do którego nie był w pełni przekonany. Niquis także mu nie ufał, ale postanowił pogodzić się z elfem, który przekupił go świeżą miętą. Obaj obserwowali więc podejrzanego ich zdaniem mężczyznę, który ani na chwilę nie zdjął całkowicie kaptura. Niestety w przeciągu niepełnej godziny Lassë przekonał się, że ta noc nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Powietrze ochłodziło się i nawet ciepło bijące od nagrzanej za dnia ziemi nie wystarczyło. Wizja nocy spędzonej na mrozie nie pokrzepiała, a zapach drażniący czuły węch nie dawał spokoju. Elf przekonał się, że zaczyna odczuwać swoisty głód, którego nie mogły zaspokoić nawet suchary. Ciepły, aromatyczny posiłek, który rozgrzałby zmęczone, zziębnięte ciało i poprawił humor był marzeniem, które niełatwo było zaspokoić.

Im dłużej młody elf siedział skulony pośród krzewów tym trudniej było mu zatrzymać ciepło. Nierozważnie kręcił się szeleszcząc liśćmi i poruszając najbliższymi roślinami niczym wielkie, niezgrabne zwierzę. Zdradził tym swoją pozycję nieznajomemu i najprawdopodobniej nawet Niquis był załamany nieporadnością swojego towarzysza, gdyż zniknął gdzieś bez jego wiedzy. Rozsądne, rozumne stworzonko nie potrafiło przyglądać się tej niesforności bez przerwy. Gdyby on tak się zachowywał już dawno stałby się posiłkiem drapieżników.

- Długo planujesz gzić się w tych krzakach? – twardy, wibrujący głos nieznajomego sprawił, że Lassë przestał się wiercić. Niestety na to było już za późno. – Denerwujesz mnie tym. Przyda mi się kolejna para rąk do podtrzymania ognia nocą. Odgoni wilki, więc...

- Wilki?! – młody elf wyskoczył z krzaków i nie ociągając się podszedł do ciepłego ognia. Wyciągnął przed siebie dłonie, a na jego twarzy pojawiła się błogość. Już zapomniał o wspomnianych drapieżnikach, które czaiły się gdzieś w lesie. W jego okolicach nie było wilków i nie sądził, że w odległości zaledwie dwóch dni marszu mogą jakieś żyć. Było już ciemno, więc nawet gdyby jakaś bestia czaiła się w pobliżu biedny chłopak nie miałby o tym pojęcia. Ognisko było więc naturalną ochroną.

Teraz już nie tylko ciepło ognia, ale także zapach ciepłego gulaszu był bardziej kuszący. Wpatrzony w niewielki kociołek Lassë odgarnął za ucho pasma długich włosów, w których utkwiło kilka gałązek i suchych liści.

- Elf. – rzucił nieznajomy, co speszyło chłopaka. Szybko zakrył wyjątkowo szpiczaste ucho, które odróżniało jego rasę od wielu innych. Uświadomił sobie także, że do tej pory mężczyzna nie miał pojęcia, do jakiej rasy chłopak należał, a to tłumaczyło niektóre z zachowań nieznajomego. – Nic do ciebie nie mam, spokojnie. Zjesz coś? – mężczyzna nalał odrobinę potrawki do czystej miseczki i wyciągnął rękę w stronę Lassë. – Nie jestem człowiekiem, więc nie skrzywdzę cię.

            Białowłosy mężczyzna zdjął całkowicie kaptur dzięki czemu jego twarz była w pełni widoczna w blasku padającym od ognia. Jego uszy również kończyły się szpicem, chociaż zdecydowanie łagodniejszym niż u elfów. Nie można było określić jakie są jego korzenie, czy może był mieszańcem, ale dla Lassë było to wystarczającym dowodem na pokojowe nastawienie mężczyzny. Teraz mógł także wyraźnie dostrzec tatuaż, który wcześniej był dla niego wyłącznie dziwnym cieniem. Nie był wielki i zgrabnie zdobił przystojną twarz, ale i on nie był podpowiedzią mogącą naprowadzić elfa na rasę z którą miał teraz do czynienia.

- Jestem bardem. – wyjaśnił nieznajomy. – W ten sposób zarabiam na życie. Zwą mnie Otsëa.

Elf zastanawiał się nad czymś przez chwilę zanim zdecydował się odezwać.

- Siódmy? – przyjrzał się uważniej nowemu towarzyszowi. – Dziwne imię.

- Otsëa, jasne? – warknął białowłosy mężczyzna. – Nie obchodzi mnie, jakie to ma znaczenie w waszym języku. Otsëa i koniec.

- Yhym. – elf dopiero w tej chwili wziął z rąk barda miseczkę i z uśmiechem zajął się jedzeniem. W środku nie było mięsa, co bardzo go ucieszyło, jako że wcale za nim nie przepadał. Oblizał się i wyjął ze swojej torby suchar przełamując go na pół. Podzielił się nim z nowym towarzyszem podróży, jakby chciał w ten sposób podziękować za ciepły posiłek, jaki otrzymał.

- Ty nie planujesz zdradzić mi swojego imienia? – mężczyzna skinieniem podziękował za kawałek twardego, chrupiącego pieczywa, o którym słyszał i marzył najpewniej każdy wędrowiec.

- Lassë. – rzucił cicho elf nie zastanawiając się wiele nad czymkolwiek i zajął się posiłkiem zapominając całkowicie o czymś takim, jak ostrożność. Ktoś kto dzieli się z nim strawą i pozwala siedzieć przy swoim ognisku nie może być zły! Chociaż Niquis miałby na ten temat zapewne zupełnie inne zdanie.

2 komentarze:

  1. ksenia666@op.pl30 kwietnia 2012 03:27

    Otsëa... Napiszę Ci, jakie jest moje pierwsze wrażenie: Tajemniczy wędrowiec oceniający szansę zagrożenia ze strony innych. Wypytuje o imię Lassë... no, niby to wypada, bo on mu je zdradził, jednak z tego, co pamiętam, wyjawienie komuś elfiego imienia to tak, jakby podarować mu klucz do siebie, do poskromienia... ujarzmienia... sterowania, o. Trochę obawiam się o Lassë. Jednak zwierzaki zawsze mają lepsze instynkty.Akemi

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no i mamy spotkanie z tajemniczym osobnikiem, Lasse, Lasse czy ty sobie poradzisz? bo nawet Niquis nie potrafił patrzeć na twoją nieporadność...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń