sobota, 25 lutego 2012

I'll Take the Fall for You vol. 14

Priorytety, priorytety, priorytety – przekleństwo każdego, kto nie może utrzymać się z tego, co kocha, narzucona reguła wyboru dobra ludzkości ponad swoim własnym zadowoleniem, obowiązek ponad przyjemnością. Coś tak okropnie przyziemnego, tak potwornie ludzkiego, a jednak miało niestety swoje odbicie w życiu aniołów. A przynajmniej w życiu tego jednego anioła, który zrezygnował z nieograniczonej wolności na rzecz pomocy przyjacielowi. Miłość okalecza nas i czyni z nas głupców, ślepców, niewolników.

I tak oto Balthazar stał w swojej niematerialnej formie oczekując na zamknięcie muzeum, podczas gdy z powodzeniem mógł przecież siedzieć teraz w jakiejś wytwornej francuskiej restauracji kosztując znakomitych win. Jego znajomy nie potrzebował wiele czasu by stworzyć podróbkę włóczni Aresa, którą należało podmienić z oryginałem. Tym samym najprostsza część planu była już zrealizowana. Teraz wszystko zależało już wyłącznie od Castiela, który kręcił się w pobliżu bezpieczników. Miał kupić blond-włosemu skrzydlatemu pół sekundy, które ten miał wykorzystać na zdobycie broni. Pół sekundy by się zmaterializować, dokonać zamiany i ulotnić się jeszcze zanim zostanie uruchomione awaryjne zasilanie.

Balthazar zamyślił się obliczając czas, jaki jeszcze mu pozostał. Góra trzy minuty i będzie po wszystkim. Gdyby nie fakt, iż nie mogli narobić zbytniego zamieszania z pewnością wszystko mieliby już dawno z głowy.

- Kiedy z tym skończymy spełnię swoje groźby. – rzucił w przestrzeń, a jego słowa bez trudu dotarły do znajdującego się w piwnicach Castiela.

- Jakie groźby, o czym ty mówisz? – młodszy anioł przechylił głowę w bok wpatrując się w ścianę przed sobą, jakby to na niej zaszyfrowano odpowiedź. Jego pamięć była czasami niebywale wybiórcza.

- Nie ważne. Przypomnę ci, kiedy znajdziemy się w innym miejscu i będę mógł spojrzeć ci w oczy. – Balth skupił całą swoją uwagę na zadaniu, które musiał wykonać. Ostatnie sekundy dzieliły go od chwili zamknięcia muzeum, a tym samym od momentu, kiedy to główne zasilanie zostanie odłączone.

            Cztery, trzy, dwa, jeden...

            Ułamek sekundy i wszystko pogasło, muzeum utonęło w ciemnościach, czujne oczy kamer zostały zamknięte, alarmy wyłączone, zaś ochroniarz tkwił gdzieś w pobliżu drzwi, które właśnie zamykał nie mogąc przejrzeć nagłego mroku. Marmurowe rzeźby wydawały się być duchami jaśniejącymi pośród nocnych ciemności, zdawały się oddychać ciężko w panującej wokół ciszy.

            Dłoń Balthazara spoczęła na cennej włóczki Aresa wyjmując ją z uścisku palców posągu. Drugą ręką sprawnie zastąpił artefakt posługując się przy tym swoimi anielskimi mocami, by nie popełnić błędu, by ustawienie fałszywki nie różniło się niczym od wcześniejszego ułożenia oryginału. Anioł przycisnął do piersi zdobytą w ten sposób broń i zamienił swoją materialną powłokę na duchową dematerializując się przy tym.

            Światło zgasło i już migało, kiedy automatycznie włączyło się dodatkowe zasilanie. Dla ochroniarza było to zaledwie mrugnięcie okiem, kamery wydawały się wcale nie przerywać nagrywania. A jednak już było po wszystkim, najważniejszy akt sztuki zakończył się niemal w tej samej chwili, w której się zaczął, jakby czas zatrzymał się na te kilka chwil. Muzeum było puste, nie było w nim już żadnego anioła ani innego nadprzyrodzonego stworzenia. Wyłącznie jeden człowiek kręcił się pomiędzy wystawionymi tutaj przedmiotami nie mając pojęcia, że niemal na jego oczach rozegrało się coś, co przecież miało ratować świat.

 

            Jeden silniejszy podmuch wiatru z cichym szelestem zwiał kilka suchych liści z koron drzewa. Jeszcze zanim opadły na ziemię dwóch mężczyzn przemieszczało się spiesznie drogą zmierzając w kierunku starego domu. Jeden z nich dzierżył w dłoni owinięty szmatami, długi przedmiot. Dla przeciętnego człowieka było to czymś zupełnie normalnym. Ot łuk, miecz, kij. W tych czasach ludzie trenowali tak wiele sztuk walki, iż nic nie mogło dziwić. Może poza faktem, iż jeszcze przed chwilą tej dwójki wcale nie było na drodze. A może po prostu nie było nikogo, kto mógłby zwrócić na to uwagę?

            Aniołowie weszli do domu kierując się od razu w stronę kuchni, gdzie na środku pomieszczenia stał wielki stół. To na nim Balthazar położył swoje zawiniątko i rozwinął oplatające włócznię materiał by móc przyjrzeć jej się dokładniej. Straciła już swój marmurowy kolor, nie była już częścią pradawnej rzeźby, ale prawdziwą boską bronią wykonaną ze spiżu, o ostrym lśniącym grocie.

- Bez wątpienia jest prawdziwa. – blond-włosy przesunął palcami po inskrypcjach zdobiących włócznię, czuł pod opuszkami palców drżenie broni, jakby była żywą istotą. – A co jeśli Ares wyczuje ją w chwili, gdy będziemy się zbliżać? – złapał pewnie artefakt i podniósł ważąc go w dłoniach. Nie ważne, który z nich zada ostateczny cios. Obaj musieli oswoić się z bronią, od której zależały losy świata. Balth zakręcił włócznią młynek nad głową, przełożył ją za plecami, wykonał krótkie pchnięcie z wypadem do przodu, a następnie powoli wypuścił z płuc powietrze. Czuł, jak przez jego ciało przechodzą dreszcze, jakby naładowane elektrycznością. Nie walczył od tylu wieków, od tak dawna trzymał się z daleka od konfliktów, iż teraz wszystko to wydawało się nierealne, wyśnione, choć nigdy nie wiedział, czym jest sen.

- Tego się nie zapomina. – Cas obserwował poczynania przyjaciela z niejakim zafascynowaniem. Pamiętał dobrze czasy, gdy walczyli wspólnie ramię w ramię, gdy żaden z nich nie mógł wiedzieć, jak potoczą się ich losy. Bo czy Balthazar wiedział, że zdezerteruje? Czy Castiel miał świadomość tego, iż stanie się zdrajcą i sprzeciwi się najwyżej postawionym skrzydlatym?

- Czasami lepiej byłoby jednak zapomnieć, Cas. – starszy anioł odłożył włócznię na stół i rozmasował palce dłoni, w których nadal czuł to dziwne, nieprzyjemne mrowienie świadczące o odczuwanym niepokoju. – Nie jestem już wojownikiem Nieba, ale złodziejem, który ukrywa się przed swoimi. Kiedy skończymy z tym całym Armagedonem znikam na kolejne wieki. Możesz wtedy odejść ze mną. – drobne usta Balthazara rozciągnęły się w rozkosznym uśmiechu. – Nie musisz dawać mi odpowiedzi już teraz. Masz i tak sporo na głowie. Chociaż na kilka chwil musisz o tym zapomnieć, bo obiecałem ci coś, a teraz, kiedy kradzież mamy za sobą, mogę zająć się tobą w pełni.

- Wybacz, ale chyba nie rozumiem. – niewinne spojrzenie niebieskich oczu Castiela sprawiło, że Balth miał tym większą ochotę nauczyć przyjaciela kilku sztuczek, zdeprawować jego czyste serce, zaszczepić kilka bardzo istotnych wiadomości w ten oddany sprawie umysł.

- Zrozumiesz, Cas. Zapewniam cię, że zrozumiesz. Jestem świetnym nauczycielem i na pewno nie będziesz narzekał. – tym razem uśmiech Balthazara i spojrzenie jego błękitnych oczu przywodziły na myśl wilka. Tak, Castiel był tylko biedną owieczką, która nie wiedząc, co ją czeka zapędziła się do lasu. – Zapomnimy na chwilę o Końcu Świata, ale nie martw się, pierwszy krok na drodze edukacji już postawiliśmy. Przyczyniła się do tego Afrodyta.

            Cas przełknął głośno ślinę. Teraz zaczynał rozumieć, zaczynał pojmować, kojarzyć fakty. Tylko, czy Balth nadal był pod wpływem czaru?

5 komentarzy:

  1. Coraz bardziej wydaje mi się że masz fetysz odnośnie owieczek :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Owieczki mają wełnę, a anioły - skrzydła... i to miękkie, i to miękkie xDAfrodyta to mądra boginka. Wiedziała, co robi. ;PJestem pewna, że Balth nauczy jeszcze niejednego... ma większy staż na Ziemi, a więc bardziej rozeznał się w rozkoszach... Devilish temptation xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz!!! Ale mnie się tym razem średnio podobało , albo mam jakieś braki w pamięci albo w ostatnim tygodniu nie było notki . Co do tej cały jeden rozdział który ukazuję się raz w tygodniu poświęciłaś zbyt szczegółowemu opisaniu , kradzieży broni . Na koniec monotonność , Castiel jak zwykle ciemna masa , Balthazar napalona dzida , anioł "czwartku" zdezorientowany , chodź już to nie jego pierwszy raz , nie powinien być ciągle takim idiotą . Nie mniej jednak miło się czytało tylko że czuję osobiście braki . Notka przedłużona strasznie , ciągnęła się jak flaki z olejem . Przepraszam za taki komentarz , lecz to jest to co myślę . Jak na ciebie to słabo!! Pozdrawiam życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    dobrze, że Cass opanował trochę emocje, ukradli włucznię i jaka karę czeka Cassa? ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Cass opanował trochę emocje, udało im się ukraść włucznię i jaka karę czeka Cassa? ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń