sobota, 10 grudnia 2011

I'll Take the Fall for You vol. 7

Nie tracąc tak cennego dla niego czasu, jak przystało na służbistę, Castiel zerwał się z łóżka by wydobyć z kieszeni swojego niedbale rzuconego płaszcza komórkę, którą otrzymał od braci Winchester. Niestety zupełnie niedoświadczony anioł nie wiedział, co grozi ludzkiemu ciału nieprzyzwyczajonemu do miłosnych uniesień. Młody anioł poczuł ból przeszywający go od samych pleców po kolana. Niejasno zdawał sobie sprawę z tego, iż przyczyna tego stanu kryła się zarówno między jego pośladkami, jak i w zmęczonych mięśniach nóg. Jego kolana niespodziewanie załamały się, przez co ciemnowłosy klapnął boleśnie na ziemię. Na tego rodzaju ból nie był przygotowany toteż jęknął, gdy jego wnętrze wydawało się rozrywane przez coś dziwnie wielkiego. Przecież nic nie miało prawa pozostać wewnątrz jego ciała! Był pusty! Ponieważ był, prawda?

Zaskoczony wszystkim, co się z nim działo spróbował wstać, jednak tylko pogorszył tym swoją sytuację, gdyż kręcąc się niespokojnie na boki wzmógł ból umięśnionego pierścienia między pośladkami. Czy to było normalne? – wydawało się pytać jego spojrzenie, kiedy niepewne oczy zwróciły się ku Balthazarowi.

Blond-włosy anioł uśmiechał się bardzo subtelnie pod nosem, co sprawiło, że jego oblicze było zniewalające. Nie mógł się powstrzymać widząc usilne starania swojego przyjaciela, porównując go w myślach do żuczka, który upadając na skrzydełka nie jest w stanie samemu stanąć na nogi. Poza tym nie mógł mieć sobie za złe, że posiadł tego anioła, kiedy jego niewinność i nieprzystosowanie do życia na ziemi były wręcz rozkoszne.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę Cas... – Balth bez większego problemu podniósł się z łóżka i stanął przed siedzącym na podłodze skrzydlatym, który mimo ciała dorosłego, przystojnego mężczyzny, miał spojrzenie dziecka. Wskazał wymownie swoje krocze, a jego usta ułożyły się w delikatny dziobek. - ... ale miałeś TO w sobie. Wszedł cały i wypełnił cię tak dokładnie, że sam byłem tym zaskoczony. Wstawaj. – złapał przyjaciela za rękę pomagając mu się podnieść, po czym objął go w pasie i podtrzymując ułożył na pościeli. Był na tyle miły, że sam wydobył komórkę Castiela i podał mu ją siadając obok. Nie miał ochoty ubierać się od razu toteż pozostał nagi, tak samo jak ciemnowłosy skrzydlaty.

Cas skinął mu głową w podzięce i wybrał jedyny zapisany w pamięci telefonu numer, upewnił się, iż przykłada go dobrą stroną do ucha i czekał. Zaczynał się nawet niepokoić, chociaż w końcu po drugiej stronie ozwał się lekceważący głos Deana:

- Czego chcesz, Cas?

- Mamy problem. – jego głos był równie poważny i głęboki, co zwykle, a jednak przedstawiał sobą coś niebywale interesującego, kiedy tak leżał nagi i pobrudzony nasieniem. Gdyby dwaj łowcy widzieli go takim na pewno nie rozmawialiby z nim tak płynnie i naturalnie. Anioł wydawał się za to wcale nie zdawać sobie z niczego sprawy. – Ares nie pracuje sam, pomaga mu Afrodyta. Nie wolno wam jej dotykać. To bardzo niebezpieczne, Dean. Ty i Sam musicie na siebie bardzo uważać.

- Szlag! Wiedziałem, że nie obejdzie się bez problemów! – po tamtej stronie nastąpiła chwilowa cisza. - Więc jeśli jej dotknę...

- Nie wiem, co dokładnie się stanie...

- A ja nie chcę sobie wyobrażać, więc lepiej powiedz mi wszystko, co możesz. – starszy łowca westchnął ciężko, trochę rozeźlony. – Nie lubię, kiedy jakieś świństwo ma nade mną przewagę, więc gadaj, Cas.

- Zaczekaj. – Castiel wciągnął telefon w stronę Balthazara, który uniósł brwi patrząc na aparat. – Musisz im powiedzieć wszystko.

- Ze szczegółami? – mruknął kpiąco, co sprawiło, że wzrok Castiela stał się chłodny i karcący. Te dwa drobne oceany miały w sobie więcej siły niż niejeden huragan. Nie można było się im oprzeć, a i sprzeciw przychodził z ogromnym trudem. Z tego zapewne powodu Balth odebrał z rąk przyjaciela telefon. – Słuchaj uważnie, jeśli chcesz uratować skórę. – zaczął leniwie. – Wyobraź sobie dziewczynę swoich marzeń. Ona właśnie pod taką postacią się ukaże. Nie ważne, czy kręcą cię rude, czy blondynki. Ona rozkocha cię w kimkolwiek zechce, obudzi w tobie najgłębiej skrywane pragnienia i wyciągnie je na zewnątrz, jak brudy z życiorysu. Jeśli ją spotkasz to trzymaj się od niej z daleka. W przeciwnym razie nie przydasz nam się do niczego, a jedynie będziesz kulą u nogi, jasne? I przekaż bratu żeby pilnował tyłka, bo mógłby zrobić z niego zły użytek. – zanim w ogóle otrzymał jakąś odpowiedź, czy też ciętą ripostę, Balth rozłączył się i rzucił komórkę na stertę ubrań, którą sam stworzył jakiś czas temu. – Oni coś schrzanią, Cas. – był śmiertelnie poważny. – Ich ego przekracza wszelkie możliwe normy, a to wyklucza owocną współpracę. Zaś każdy błąd, jaki popełnią może zaowocować pozbawieniem nas życia. Raphael tylko na to czeka.

- Dlatego musimy ich o wszystkim informować i osłaniać w miarę możliwości. Bez nich, nici z większości naszych planów powstrzymania Armagedonu. A do tego nie możemy dopuścić! – Castiel niemalże ponownie zerwał się na nogi, jednak powstrzymał się w samą porę. Był teraz tak blisko twarzy przyjaciela, że chcąc mógłby go nawet pocałować lub samemu zostać pocałowanym. Przecież nie miał pewności, czy Balthazar naprawdę uwolnił się od czarów bogini. A jeśli nadal cierpiał, ale nie chciał się do tego przyznać?

            Skupił spojrzenie na przyjacielu na kilka chwil odrywając myśli od dręczącego problemu zagłady świata. Błękitne oczy Balthazara zdawały się pytać „o co tym razem ci chodzi?”, usta zostały właśnie zwilżone językiem w sposób, którego wcześniej Cas nie miał okazji zauważyć, ich układ był ironiczny, co zapewne było dla blond-włosego skrzydlatego kwestią przyzwyczajenia, a jednak Castiel zawsze otrzymywał od starszego anioła tylko naprawdę piękne uśmiechy.

- Gdyby nie ta wojna nigdy byśmy się więcej nie spotkali. – wysilił się by usiąść. Do tego bólu także musiał nawyknąć, jak do każdego innego. – Udawałeś martwego przez całe wieki, a jednak miałeś na mnie oko. – trafił w dziesiątkę, co potwierdzała niepewność na twarzy przyjaciela.

- Cas, Cas, Cas. – Balth sięgnął po spodnie i powoli wciągał je na nogi nie zważając na brak bielizny. – Jesteśmy braćmi, przyjaciółmi, ufam tylko i wyłącznie tobie. Jestem i zawsze będę po twojej stronie. To chyba oczywiste, że musiałem trzymać rękę na pulsie, by wiedzieć, co takiego dzieje się u góry, a ty byłeś w samym środku tego wszystkiego. Twoi podopieczni narobili niezłego bałaganu, a ja znalazłem sposób by się ustawić. Co, tak w ogóle, mi uniemożliwiłeś. – właśnie stawiał sprawę jasno, chociaż nie taki miał początkowo plan. Gdyby Castiel nie zaczął się nad tym zastanawiać prawda nigdy nie musiałaby wyjść na jaw, ale w tej sytuacji ukrywanie jej nie miałoby najmniejszego sensu. - Popatrz na siebie. Lojalny wobec Ojca, niewinny, wierzysz w ideały. Jesteś zupełnie inny niż ja i dlatego cię pragnę. – podniósł się, zasunął zamek spodni, zapiął guzik i pchnął Castiela ponownie na poduchę. – Mam tylko ciebie, Cas i to mi w zupełności wystarcza. – uśmiech uwydatnił zmarszczki mimiczne wokół jego ust, niebo jego oczu przecięła figlarna błyskawica. Balthazar pochylił się nad speszonym wyznaniem aniołem czwartku i wysunął język, którym rozwarł lekko tylko zamknięte wargi ciemnowłosego. Nie napotkał oporu z jego strony, a może po prostu skonsternowany Cas stracił na chwilę świadomość, więc przywarł swoimi ustami do tych wspaniale skrojonych należących do partnera, a swój język wsunął głęboko między nie w bardzo sprawnym francuskim pocałunku. Czas by grzeczny aniołek nauczył się czegoś więcej. Balth zadbał, więc o to by każde muśnięcie miało swoisty cel, by nie pozostało w tym wilgotnym raju ani jedno miejsce, którego by nie skosztował. A Castielowi bez wątpienia się to podobało!

- Niechętnie cię opuszczam, ale mam przecież zadanie do wykonania, a twoi chłopcy nie poradzą sobie bez matczynej opieki. I postaraj się by nie uznali cię za idealną życiową partnerkę, bo nie oddam cię teraz tak łatwo.

            Wychodząc niespiesznie z pokoju zostawił tam rozgorączkowanego nowymi doznaniami przyjaciela.

            Czy aby wszystko było z nimi w porządku?

5 komentarzy:

  1. Tak jest! Ja też go nie oddam nikomu, prócz Balthazarowi i będę go wytrwale pilnować, a co! Uhh, gdyby tylko bracia zobaczyli Casa, z pewnością uznaliby, że niem potrzeba im Afrodyty, aby zobaczyć wymarzoną połowicę xPJak ja kocham Balthazara... jest teraz nad wyraz pewny siebie, to raz, a dwa... wyznał, co leżało mu na sercu, nie ma niczego do stracenia, a więc Cas wpadł jak śliwka w kompot xDHaha, poza tym Balth jest bardzo skromny, co do swego atutu XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy bym nie pomyślał, że Balthazar może być taki... czuły o.oUdało Ci się zmienić we mnie podejście do tej postaci xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cudownie Bez wyznał swoje uczucia Cassowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Bez wyznał swoje uczucia Cassowi... i bardzo dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniałyrozdział, och ja Bez wyznał swoje uczucia Cassowi... i bardzo dobrze zrobił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń