sobota, 12 listopada 2011

I'll Take the Fall for You vol. 3

Jak Castiel zdążył zauważyć miejsca pokroju „Ladacznicy”, których z każdą chwilą przybywało, cechowały zazwyczaj przepych, nadmierny mrok panujący w środku oraz totalny brak gustu nastawiony w głównej mierze na młodą, rozhukaną klientelę. Były to bez dwóch zdań małe raje dla demonów, które stanowiły równocześnie prawdziwe piekło dla aniołów. Żaden skrzydlaty nie byłby w stanie wytrzymać dłużej niż to konieczne w jednej z tego typu knajpek. Zbyt głośna muzyka zagłuszała ich myśli, smród alkoholu i papierosów przyprawiał o mdłości i może to właśnie, dlatego nigdy nie zabraniano im ani jednej z tych wątpliwych ludzkich „przyjemności”. Dlatego też większość aniołów unikała tychże miejsc, a jednak, nie ulegało wątpliwości, iż coraz to młodsi ludzie upijali się przy taktach głośnej muzyki, grzeszyli nieczystością, byli brutalni i nie rzadko przemoc sprawiała im przyjemność porównywalną z seksualną ekstazą. Nic, więc dziwnego, że wyżej postawione anioły chciały pozbyć się tego niewdzięcznego motłochu, którym należało się opiekować, a który nie dostrzegał swojego upadku pociągając za sobą licznych niższych rangą skrzydlatych. Jak Bóg mógł oczekiwać, że anioły będą niańczyć w nieskończoność te głupie „dwunożne zwierzęta” – jak z pewnością nazwałby ludzi Uriel?

Myśli niedoświadczonego niebieskookiego boskiego posłańca powróciły na właściwe tory: Co takiego przyciągało ludzi do miejsc takich jak „Ladacznica”, jeśli nie wrodzona skłonność do grzechu? Człowiek od samego początku był przecież skłonny do okrucieństwa, zazdrościł ogarnięty manią posiadania, odrzucał wszystkie boskie prawa, a nie rzadko także i te ludzkie. Może, więc takimi właśnie zostali stworzeni? Może wszystko to, co złe Bóg zamknął w tych sobie podobnych istotach, zupełnie jakby przeprowadzał jakiś niezrozumiały dla innych eksperyment?

Jego świadomość znowu odbiegała od tego, co w tej chwili wydawało się najistotniejsze – od problemu Aresa.

Bar, do którego zabrał go Balthazar był naprawdę uroczy, o ile wypadało określić takim mianem najzwyklejsze dobrze urządzone wnętrze niewielkiej knajpki. Wszystko tutaj miało klasę i styl, łączyło prostotę i wykwintność, urok ciemnych i jasnych barw, to, co stare z tym, co zupełnie nowe. Ta idealna harmonia nie mogła dziwić, gdyż miejsce to zostało nie tyle odnalezione przez Balthazara, ile stanowiło jedno z jego ulubionych. A przecież ktoś taki gustował wyłącznie w tym, co najlepsze i piękne. W przeciwnym razie, dlaczego miałby pomagać Castielowi, w jego niemożliwym do wykonania zadaniu? W całej swojej buńczuczności i skłonności do ironii Blath był otwarty na wartości estetyczne, które wydawały mu się jedynymi istotnymi.

„L’Océan” z całą pewnością zaliczał się do tych nielicznych knajpek, które potrafiły uzależniać. Dla starszego anioła był to azyl, o którym do tej pory nie wiedział nikt. Jeśli potrzebował chwili by odetchnąć, pozbierać myśli, czy po prostu poczekać, zawsze wybierał ten bar pełen pozytywnej energii, kojących jezz’owych dźwięków, idealnie stonowanych barw.

Usadowili się przy jednym ze stolików, a młoda kelnerka w mgnieniu oka znalazła się przy nich z miłym uśmiechem na twarzy proponując menu.

- Dwa razy szkocka, kochanie. – blond-włosy zdążył złożyć zamówienie zanim Cas dostał w swoje ręce oprawioną w skórę cienką książeczkę. Bez wątpienia przyjaciel robił to dla jego dobra. I z tego też powodu zawiedziony anioł czwartku przeniósł swoje zagubione spojrzenie z dłoni kelnerki na towarzysza marszcząc przy tym nieznacznie brwi.

- Po prostu mi zaufaj, Cas. – Balthazar oparł łokcie na blacie stolika i złączył opuszki palców tworząc z dłoni piramidkę, a przystojne rysy jego twarzy stężały. Zamyślił się.

- Co o tym wszystkim sądzisz? – zupełnie niespodziewanie młodszy anioł przeszedł do tematu, który w mniejszym lub większym stopniu sprowadził dwóch zbuntowanych skrzydlatych w to idealne dla nich miejsce. – Jeśli nie możemy zaatakować od razu, to, co mamy zrobić? Sam i Dean...

- I oto jest odpowiedź na twoje pytanie. – Balth uśmiechnął się figlarnie do kelnerki, która postawiła przed nimi alkohol w ciężkich szklaneczkach o grubym dnie, a następnie oddaliła się połechtana wyraźnym zainteresowaniem ze strony tak przystojnego klienta o arystokratycznym obejściu. Wraz z jej zniknięciem powaga powróciła na oblicze starszego skrzydlatego. – Wypuść swoje dwa lwiątka z klatki i niech zapolują. Skoro już się nimi tak bardzo interesujesz niech udowodnią, że na to zasłużyli. Z resztą, o ile się nie mylę to cała ta kabała z końcem Świata to ich dzieło. – blond-włosy anioł upił łyk mocnego alkoholu, który pozostawił po sobie słodki posmak. – Będziemy mogli zaatakować dopiero, gdy odciągną Aresa od jego straży przybocznej.

- Jeśli coś pójdzie nie tak, będą w niebezpieczeństwie, a my nie będziemy mogli im pomóc. – Cas złapał szklaneczkę i wypił jednym haustem całą zawartość. Czy w ogóle poczuł smak wybornego alkoholu? – Tylko oni mogą temu wszystkiemu zapobiec. Jeśli Dean zginie...

- Wskrzesisz go po raz kolejny, Cas. Wierz mi, nie łatwo mi to przyznać, ale w tej chwili naprawdę są nam potrzebni. I co najważniejsze, Cas. Trochę wiary w ich umiejętności. Przecież wziąłeś ich pod swoje skrzydła, a więc chyba nie są tak beznadziejni?

Gdyby to Balthazar miał odpowiedzieć na swoje pytanie od razu przekreśliłby braci Winchester. Nigdy nie wierzył w ludzi, w ich umiejętności i siłę. Dla niego byli zabawkami, które czasami mogły zapewnić mu jakąś rozrywkę i niczym więcej. Niestety w towarzystwie Castiela nie był sobą, a przynajmniej nie był taki, jak w każdej innej sytuacji. Nie potrafił powiedzieć wprost, co myśli. Nie kłamał, wyłącznie unikał szczerej odpowiedzi. Przecież już od dawna troszczył się wyłącznie o siebie, nie interesował się niczym poza własnymi zachciankami, możliwościami, jakie dawało ukrycie się na Ziemi, z daleka od niebiańskich obowiązków. Nie należał przecież do etyków. A jednak, kiedy sprawy dotyczyły Castiela zmieniał się diametralnie. Jego głos stawał się łagodny, delikatny, twarz zdobił przyjemny uśmiech. Zapominał całkowicie o sobie poświęcając wszystkie swoje siły, wykorzystując umiejętności i brak hamulców moralnych dla dobra przyjaciela.

Kelnerka napełniła kolejny raz szklanki leżące na ich stoliku, niestety pogrążeni w rozmowie i myślach mężczyźni nie zwrócili na nią najmniejszej uwagi. Wyłącznie odruchowym skinieniem blond-włosy dał jej znać by zostawiła im całą butelkę trunku.

- Będę miał ich na oku, obserwował w miarę możliwości, a ty dowiesz się więcej o tej sprawie. Z jakiegoś powodu Lucyfer nie zabił Aresa i może się to okazać kluczowe dla ratowania Świata. – Cas uniósł szklaneczkę do ust, jednak Balthazar przeszkodził mu w wypiciu całej zawartości wyjmując szkoło z jego dłoni i odkładając na blat stolika.
- Świat poczeka, Cas. Najpierw nauczę cię pić. To nie mleko. Musisz poczuć smak, rozkoszować się nim. Powoli. Weź łyk, jeden mały łyk, nic więcej. – starszy anioł obserwował, jak przyjaciel stara się zastosować do jego polecenia. – Ale możesz to przełknąć, nie musisz płukać tym ust.

            Mięśnie twarzy Castiela drgnęły w niemym „Oh”, a alkohol spłynął do gardła naprawdę pozostawiając po sobie nie najgorszy smak, chociaż gdyby Cas miał okazję poszukać na pewno znalazłby się coś zdecydowanie smaczniejszego.

- Nie rozumiem, jak zdołałeś przetrwać wśród ludzi tak długi czas. Gdybyś nie miał swoich mocy... – zwiesił głos spoglądając ostro na przyjaciela.

- To nie ważne. Muszę skontaktować się z Deanem. – anioł czwartku wstał sztywno z krzesła i zniknął ledwie zbliżył się do drzwi, pozostawiając Balthazara sam na sam z do połowy opróżnioną butelką naprawdę wybornej szkockiej.

4 komentarze:

  1. naprawde bardzo dobre, podziwiam, już nie mogę sie doczekać następnej notki. http://opyaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to, co by zrobił bez mocy... Oczywiście, że miałby wsparcie w nierozłącznym Balthazarze. Trzeba zadać inne pytanie - czy Balth byłby w stanie wypuścić Castiela w szeroki świat bez jego obecności xDStrategia, jako taka jest. Plan wyjdzie w praniu, a aniołowie muszą czekać na wyborną (jak szkocka) okazję... Cas będzie miał kaca? XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, na pewno Bell nie zostawił by Cad samego, przy nim to się od razu zmienia... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, na pewno Bell nie zostawił by Cad samego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń