niedziela, 15 stycznia 2017

57. Wspomnienia nadchodzących czasów

Rambë rozejrzała się wokół siebie, ale nie dostrzegając na pokładzie Deviego, skierowała się do skrzypiących schodów prowadzących do kajut. Miała nadzieję, że tam go znajdzie i będzie mogła porozmawiać z nim choć przez chwilę aby podnieść się na duchu. Może chłopak zdołałby ją nawet przekonać, że Ëar nie jest taki zły, jak się wydawał?
Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziała, kiedy straciła przyjaciela z oczu. Była pewna, że wchodził na pokład razem z nią, ale gdzie zniknął później? Gdyby miała na to wpływ, chciałaby żeby cała trójka jej towarzyszy trzymała się blisko niej. Bez wątpienia czułaby się o wiele pewniej, gdyby miała chłopców bezustannie na oku. Mogli narzekać, że im matkuje ile tylko chcieli. Wcale by jej to nie obeszło.
O ile na górze magia Ducha Morza przyprawiała ją o dreszcze, o tyle pod pokładem czuła, że jej serce może z powodzeniem przestać bić. Wszystko tam było przerażające! Poczerniałe, gnijące deski pokryte śmierdzącymi, zielonkawymi glonami. Gdzieniegdzie widać było drobne skorupiaki i inne morskie stworzenia, które przyczepione do drewna statku wydawały się niemal z niego wyrastać. Dziewczyna nie byłaby nawet zdziwiona, gdyby w którymś z pomieszczeń znalazła jakiegoś wielkiego, niebezpiecznego lokatora, który byłby rozsierdzony faktem, że wyrwało się go z jego środowiska naturalnego.
Płyną na spotkanie z Czempionem, a skończą jako ofiary tego cholernego wraku. Które z nich zginie jako pierwsze? Niewątpliwie Seet-Far będący najsłabszym ogniwem na tym etapie. Później zapewne będzie ona, Devi i na końcu Eressëa.
Fantastycznie, nie ma to jak optymistyczna wizja przyszłości.
- Devi?! - zawołała przyjaciela, chociaż czuła się niekomfortowo zagłuszając tę pozorną ciszę, której częścią było naturalne skrzypienie statku oraz szum otaczającego ich zewsząd morza.
Zawahała się nie otrzymując odpowiedzi. Czy powinna iść dalej, przedrzeć się prosto do bebechów tego paskudnego, rozkładającego się trupa, którym płynęli, czy też wrócić na górę i upewnić się, że przyjaciela nie ma na pokładzie. - Szlag! - syknęła do siebie, odwracając się na pięcie. Może i była tchórzem, ale nie zamierzała wystawiać się tak łatwo na niebezpieczeństwo. Gdyby miała pewność, że Devi gdzieś tam jest, szukałaby go bez wytchnienia. Problem jednak w tym, że nie miała pojęcia, gdzie podziewa się chłopak. Znała jednak najprostszy sposób by się tego dowiedzieć, a był nim Ëar.
Z ulgą wyszła na słońce i świeże powietrze. Eressëa i Seet-Far, którzy wcześniej stali przy prawej burcie, teraz zajmowali miejsce na tyle statku, obserwując ląd i rozmawiając przyciszonymi głosami.
- Widzieliście Deviego? - zapytała podchodząc bliżej i przerywając ich konwersację.
- Nie. - odpowiedział mieszaniec i obaj ze smokiem pokręcili głowami. - Może jest w kajucie kapitana z nim. - zaakcentował zdradzając odczuwaną do Ducha Morza niechęć. - Devi go lubi, więc nie zdziwiłbym się, gdyby spędzali ze sobą więcej czasu niż to konieczne.
- Sprawdzę.
Rambë pokonała zwinnie pierwsze schodki i otworzyła drzwi prowadzące do pomieszczenia przeznaczonego dla kapitana. Kolejnych kilka stopni i stanęła przed otwartymi szeroko drzwiami. Ëar opierał się o framugę obserwując uwijającego się w środku Deviego, który zaciekle zeskrobywał ze ścian paskudne, szlamowe glony.
Pewność, że jej przyjaciel jest bezpieczny pozwoliła jej lżej oddychać i od razu uspokoiła nerwy. Tak łatwo stracili go z oczu, że odczuwała z tego powodu wstyd i nie miała zamiaru dopuścić do czegoś podobnego nigdy więcej.
- Co ty robisz? - zapytała ostro chłopaka, który uśmiechnął się do niej ocierając pot z czoła.
- Ëar powiedział, że to najlepiej zachowane pomieszczenie i będzie także najjaśniejsze, kiedy już zdołam tu jakoś posprzątać. Pozwolił mi zrobić z niego gabinet i punkt medyczny. Nie chciałem zwlekać, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy potrzebować takiego azylu. Będziemy tutaj też spać, do czasu kiedy doprowadzimy do użytku inne pomieszczenia. To musi być jednak najczystsze, a Ëar nie zamierza mi pomóc, więc może nam to zająć trochę czasu.
Rambë patrzyła na chłopaka trochę zdziwiona. Jak to możliwe, że Devi myślał o wszystkim, podczas gdy ona i reszta nie robili nic? Najbardziej było jej wstyd za samą siebie. Zamiast myśleć o tym, jak powinni wykorzystać ten wrak, ona przejmowała się tym, że zupełnie się jej on nie podoba. Oceniała go, jakby wybierali się nim na jakąś głupią wycieczkę, a nie do walki. Jak mogła wcześniej o tym nie pomyśleć?
- Pomogę ci. - zaoferowała przepychając się mało uprzejmie koło Ducha Morza. Devi podziękował jej uśmiechem podając wiaderko do którego miała wrzucać zeskrobane ze ścian glony.
Nie było to ani przyjemne, ani łatwe zadanie. „Obrzydliwe” było chyba najbardziej pasującym do sytuacji przymiotnikiem i Rambë bezsprzecznie zaczęła go nadużywać po zaledwie dziesięciu minutach skrobania. Po tak krótkim czasie, była już zlana potem i cała pokryta glonami, których zaciekle próbowała się pozbyć ze ścian, podłogi i innych powierzchni.
Godzinę, może dwie godziny później, dołączyli do nich także Seet-Far i Eressëa. Ze zdegustowanymi minami i bez najmniejszego nawet entuzjazmu zabrali się do pomocy. W końcu robili to dla siebie.
Kiedy zgłodnieli i postanowili chwilę odpocząć, dokładnie tak jak na plaży, Duch Morza posłużył się swoją mocną aby zdobyć dla nich ryby. Tym razem jednak to Seet-Far musiał zadbać o ich upieczenie przy pomocy swojego daru Żywiołu. Pierwsze dwie ryby były spalone, chociaż nadawały się do zjedzenia, każda kolejna była jednak coraz lepsza, co znaczyło tyle, że chłopak nabierał wprawy i szybko zyskiwał kontrolę nad swoim ogniem.
Devi był z niego dumny, jednak wstrzymał się z chwaleniem go, aby przyjaciel nie odczuwał przypadkiem presji i nie uznał pochwał za zachętę do szybszego i bardziej efektywnego doskonalenia się. Miał swoje tempo, jak każdy z nich i powinien działać w zgodzie z nim. Chłopak wiedział też doskonale komu Seet-Far zawdzięcza takie mimowolne, naturalne szkolenie i o ile z przyjacielem planował obchodzić się delikatnie, o tyle tej stojącej w cieniu osobie planował od razu otwarcie podziękować.
- Od samego początku było to twoim zamiarem, prawda? - szepnął Ëarowi na ucho. - Podróżujemy nie rozwijając naszych mocy, więc postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce.
- Skąd ten pomysł? - Duch uśmiechnął się do niego niewinnie. - Przypisujesz mi zasługi, które mi się nie należą.
- Doprawdy? Więc wcale nie chodzi o to, że chcesz zrobić na mnie dobre wrażenie? - Devi uszczypnął go w tyłek. - Nie wierzę ci.
- Jesteś niesprawiedliwy. - na twarzy Ëara pojawił się zadowolony uśmiech. - Jestem Duchem Morza i dbam tylko o siebie i swoje sprawy. Nie możesz wymagać ode mnie zbyt wiele bo będziesz zawiedziony, a wtedy ja nie będę miał szans aby dobrać się do twojego tyłeczka.
- I tak się do niego nie dobierzesz. - chłopak wzruszył ramionami udając całkowitą obojętność. - Ale jeśli się postarasz, możesz liczyć na to, że ja dobiorę się do twojego.
Roześmiał się cicho widząc zaskoczoną minę Ducha Morza.
Czwórka Wybrańców wróciła do swojej żmudnej, niewdzięcznej pracy, którą kontynuowali wytrwale do zachodu słońca. Wtedy też przenieśli się na pokład, gdzie przez dłuższy czas odpoczywali w ciszy. Każde z nich potrzebowało tej chwili na pozbieranie myśli, ocenę stanu swojego zmęczonego ciała oraz na zaplanowanie swoich kolejnych ruchów.
Bardzo szybko też usnęli, nie do końca nawet tego świadomi. Ëar, który jako jedyny nie potrzebował snu, przykrył ich płaszczami, jakie mieli ze sobą, nie chcąc żeby którekolwiek z nich zachorowało. Na Czempiona Pradawnej Wody mogli natknąć się w każdej chwili, toteż potrzebował Wybrańców przede wszystkim całych i zdrowych, a także w pełni sił.
Przez chwilę zastanawiał się, co powinien ze sobą począć. W końcu usiadł przy śpiącym Devim i obserwował go, ucząc się na pamięć każdego szczegółu jego twarzy. Gdyby nie ta samobójcza misja i zagrażający wszystkim Czempioni Pradawnych Żywiołów, Devi na pewno zginąłby na morzu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Był wierny swoim przekonaniom, oddany bliskim, pełen pasji, ambicji i uporu – dokładnie taki, jakich najbardziej lubił Duch Morza. Z rozkoszą uczyniłby go więc swoim, topiąc go i w ten sposób biorąc w posiadanie jego ciało i duszę. Wprawdzie Devi nie był żeglarzem, ale Ëar z rozkoszą zrobiłby wyjątek i wzbogacił swoją kolekcję o tego jednego chłopaka.
Cóż, nie może zdobyć go w zgodzie ze swoją naturą, to zdobędzie go inaczej. Nie pozbawi go życia, ale nakarmi nim swoje materialne ciało w taki lub inny sposób. Devi zaszedł mu już za skórę, a takim ludziom nie łatwo się oprzeć.

2 komentarze:

  1. Czy to jest dalsza część "I wtedy zapadła cisza"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. To dalsze losy niektórych bohaterów ^^

    OdpowiedzUsuń