niedziela, 1 stycznia 2017

55. Wspomnienia nadchodzących czasów

Na pewno zauważyliście, że w tym roku często notki po prostu się nie pojawiały zarówno na tym blogu, jak i na innych, które prowadzę. Ma to swoje wytłumaczenie i zapewne zabrzmi to głupio, ale w tym roku (2016) straciłam naprawdę wiele, a mianowicie zdolność odczuwania emocji. Jak to możliwe? Również chciałabym wiedzieć! Już od pewnego czasu wydawało mi się, że „jadę na oparach”, zaś teraz wszystkie te opary się ulotniły.
Z tego też powodu w roku 2017 planuję się ponownie odnaleźć i znowu zacząć naprawdę odczuwać to, co piszę – przyjaźń, miłość, uwielbienie, magnetyzm drugiej osoby, itp. Spokojna głowa, nie będę szukać sobie obiektu westchnień na siłę! Nigdy nie pozbierałam się po moim Aniele sprzed lat i wiem, że się nie pozbieram. Serducho pokryło się lodem i nic go nie roztopi. Swoim lekiem planuję uczynić pisanie! Z tego też powodu powstaje kolejny blog (proszę nie jęczeć! Jestem uzależniona od ich zakładania XD), którego tematyką będą fanfiction z najróżniejszych fandomów (głównie sportowych anime), w większości będą to oneshoty - Wspomnienia Przyszłości.
Co z tego wyjdzie, przekonamy się!
Niemniej jednak, mam swoje noworoczne postanowienie :)

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2017!

Deviemu udało się zapanować nad niespokojnym żołądkiem przyjaciela, jednak nie miał pojęcia, czy będzie w stanie poradzić sobie z nim, kiedy za dwa dni wyruszą w morze. Szczerze w to wątpił, a nie mogli zostawić Seet-Fara na stałym lądzie, nawet jeśli bardzo chcieliby mu oszczędzić męczącej, kołyszącej podróży, jaką mieli przed sobą. Chłopak nie chciał martwić tym faktem przyjaciół, więc milczał robiąc dobrą minę do złej gry. Wiedział jednak, że ten sekret w końcu wyjdzie na jaw. Nie był przecież cudotwórcą! Tyle że takie usprawiedliwienie nikomu nie pomoże, a już na pewno nie mieszańcowi, który mając w sobie krew ifrytów oraz tiikeri był dzieckiem Żywiołów, którym najdalej było do Wody – Ognia i Ziemi.
Związek Seet-Fara z Eressëa mógł być pomocny na kilka chwil, ale nie odciągnie chłopaka na stałe od zrodzonego z natury przerażenia i zrozumiałych fobii. Smok był chwilowym ukojeniem, a nie lekiem i pewnie sam zdawał sobie z tego sprawę. Co gorsza, on i mieszaniec najwyraźniej odsunęli się trochę od siebie z powodu Haydee. Ich związek najpewniej nie był niczym trwałym, ale i tak jego zakończenie wiązało się z jeszcze gorszym samopoczuciem Seet-Fara i większym skupieniem się na strachu przed otwartym morzem.
- Wiem o czym myślisz. - odezwał się do niego leżący na piasku blisko niego przyjaciel. - Martwisz się mną i tym, że nie dam sobie rady. I masz rację. Żywioły, chciałbym rzucić banałem zapewniając cię, że jestem silny i sobie poradzę, ale to bajka, której nawet ja nie potrafię opowiedzieć. Wymiotuję ilekroć zaczynam zbyt intensywnie o tym wszystkim myśleć. Nawet teraz czuję mdłości. Devi, to walka nas wszystkich, ale moje problemy nie są twoimi. Jesteś moim przyjacielem, moim bratem, ale nie musisz być matką. - ich spojrzenia się spotkały.
- Coś wymyślę.
- Devi...
- Pozwól mi chociaż spróbować. Walczyłem u boku twoich rodziców, a teraz Żywioły chcą bym walczył u twojego. Nie pozwolę żebyś stanął przed tym cholernym Czempionem bezbronny i osłabiony. - w głosie Deviego dało się słyszeć niezachwianą, nieznoszącą sprzeciwu pewność. - Nie jesteśmy już dziećmi, musimy dorosnąć. Ta misja będzie dla nas sprawdzianem męskości, więc pozwól mi matkować, póki nie muszę udowodnić światu, że mam jaja.
Seet-Far uśmiechnął się mimowolnie, a Devi odpowiedział mu tym samym. Kłótnia nie miałaby sensu. Obaj i tak postawiliby na swoim i planowaliby zrobić to, co sobie zaplanują. Devi jeśli chce się martwić, będzie się martwił mimo wszystko, a sprzeczka mogłaby tylko wszystko pogorszyć. Zresztą mieszaniec zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli nie wszyscy jego towarzysze to przynajmniej ich znakomita większość zdawała sobie sprawę z jego problemów. Rambë mogła ich nie rozumieć, ale smok nie był ślepy, Devi wiedział, zaś ten nowy, ten Duch, on nie był głupi i na pewno domyśli się, jeśli jeszcze o niczym nie wie.
Chłopak wstał ze swojego miejsca i zmierzwił włosy przyjacielowi. Kiedy spojrzał w stronę morza i stojącego na jego tle Ëara było jasne, że to właśnie tam planuje szukać pomocy, jakby ten nowy nabytek ich wyprawy był rozwiązaniem wszystkich problemów. To bardzo irytowało Seet-Fara, ale zdając sobie sprawę ze swojej nieciekawej, żeby nie powiedzieć beznadziejnej, sytuacji, musiał pozwolić Deviemu działać po swojemu. Nawet jeśli wymagało to zaprzyjaźnienia się z jakimś śmierdzącym morzem typem.

- Tęsknisz? - zapytał dla rozpoczęcia rozmowy Devi, stając zaraz za odwróconym do niego tyłem Duchem Morza.
- Nie wiem. - mężczyzna odwrócił się w stronę chłopaka. - To i tak nieistotne.
- Hmm... Nie będę się z tobą kłócić, ale skoro uważasz, że to nie jest ważne, to ja mam do ciebie prośbę...
- Wiem.
- Hm?
- Wiem jaka jest twoja prośba, chociaż ty nawet nie jesteś pewny, czy to możliwe i czy posiadam taką moc. - zaimponował Deviemu tą odpowiedzią, było to widać. - Tak, mogę ci pomóc i zrobię to.
- W zamian za.... - chłopak zapytał niepewnie i wzdrygnął się, kiedy Duch prychnął głośno jak poirytowany.
- W zamian za zaufanie i przyjaźń, co ty na to? Nic więcej.
Jego rozmówca zamyślił się, a po chwili uśmiechnął.
- Nie ufam ci, ale to było czarujące.
- Ha! Wiesz jak mnie podejść. - Ëar wyszczerzył się jakby wcale nie był przed chwilą nadąsany. - Zabiorę cię do miasta, gdzie będziesz mógł uzupełnić zapasy ziół i zdobędę takie, które pokonają chorobę morską twojego przyjaciela oraz zdołają odprężyć jego ciało na czas misji. Jeśli zaś chodzi o nas, myślę, że dasz sobie radę z dotrzymaniem mi kroku.
- Jak...
- W romantyczny sposób. A przynajmniej byłby takim, gdybym był tym twoim Jean-Michaelem. Nie jestem nim, więc nie wiem jak to odbierzesz, ale zapewniam, że to bezpieczne i szybkie.
- Nie mam pojęcia, co chodzi ci po głowie.
- Wiem o tym. - Ëar mrugnął zalotnie do Deviego. - Daj znać przyjaciołom, że zabieram cię do miasta. Wolałbym żeby się o ciebie nie martwili, kiedy będę dotrzymywał ci dziś towarzystwa. Tak, wiem, że to bezcelowe, ponieważ żadne z was mi nie ufa, ale i tak wolę żeby nie poruszyli nieba i ziemi szukając cię, kiedy znikniesz im z oczu.
Devi z uśmiechem skinął głową i wrócił do Seet-Fara aby poinformować go o swoich planach. Mieszaniec nie był zadowolony z tego, co usłyszał, ale rozumiał jak ważne jest uzupełnienie zapasów medycznych. Obiecał więc poinformować dwójkę śpiących w tej chwili towarzyszy o wszystkim, kiedy tylko się przebudzą. Devi podziękował mu wylewnie i skinął głową Ëarowi.
- Zostaw wszystko! - zawołał do niego mężczyzna stojący nadal blisko wody, tak że każda fala obmywała mu stopy.
Chłopak właśnie sięgał po swoją torbę, więc teraz trochę zbity z tropu odłożył ją niepewnie na miejsce. Duch Morza skinął na niego palcem, więc Devi zbliżył się do niego.
- Zaufaj mi chociaż w tej kwestii, dobrze? Zgubiłbyś pieniądze gdybyś zabrał je ze sobą, zaś ja dysponuję złotem, które nigdy mi nie zginie. Chodź. - wyciągnął rękę po dłoń chłopaka.
Devi niepewnie objął jego palce swoimi i pozwolił wprowadzić się po pachy w morze. Seet-Far obserwował ich gotów rzucić się przyjacielowi na ratunek, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Na szczęście Ëar nie miał zamiaru nikogo utopić. Wsunął palce do ust i zagwizdał bezgłośnie. Z początku nic się nie działo, ale po chwili otoczyły ich delfiny. Devi wpatrywał się w nie z niedowierzaniem.
- Musisz tylko trzymać się mocno jego płetwy i nie spaść. Ale spokojnie, nawet jeśli się zsuniesz, inne delfiny ci pomogą i masz mnie. Wiesz, że zawsze jestem gotów cię obmacywać. - Ëar uśmiechnął się figlarnie.
- Jesteś okropny! - Devi uderzył go w ramię mocno, tak żeby zabolało. - Ale umiesz się podlizywać, to muszę przyznać.
- Zawsze do usług. - Ëar ukłonił się wytwornie i poklepał po grzbiecie jednego z delfinów. - Ten zabierze cię ze sobą. Nie jest młodym narwańcem, więc na pierwszy raz będzie idealnym partnerem.
Chłopak skinął mu głową i niezgrabnie, z obawą złapał płetwę na grzbiecie delfina. Mężczyzna objął jego dłoń swoją i zacisnął mocniej, odważniej, aby pokazać chłopakowi, że nie ma się czego bać i musi być zdecydowany, jeśli nie chce stracić kontroli już na starcie. Wbrew pozorom, to wcale nie było tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Kiedy ma się do czynienia z rzeczą martwą, można pozwolić sobie na włożenie w każdy ruch całej siły, ale kiedy pojawia się obawa, że żywe stworzenie będzie cierpieć, zaciśnięcie ręki wcale nie musi być takie proste. Ëar zdołał jednak pokonać strach Deviego i dokładnie pokazać mu, w jaki sposób trzymać delfina aby żadnemu z nich nic się nie stało. Przepłynął nawet kawałek razem z nim na próbę.
W końcu ruszyli powoli, aby Devi mógł się do wszystkiego przyzwyczaić i chociaż chłopak przeklinał fakt, że dał się na to namówić, z każdą chwilą coraz bardziej podobało mu się to doświadczenie. Czuł na swojej piersi i pod palcami zadziwiająco ciepłą i delikatną skórę delfina i był przekonany, że istota może wyczuć na grzbiecie jak gwałtownie bije jego serce. Kiedy przyspieszyli, z jego ust wydobył się cichy pisk, ale nie puścił się i jakoś zdołał utrzymać. Napięcie w ramionach spowodowane brakiem doświadczenia szybko zmęczyło jego mięśnie, ale trzymał się dzielnie.
Delfiny zatrzymały się w bezpiecznej odległości od miasta portowego i tam pozwoliły im wyjść na brzeg. Od bram dzielił ich półgodzinny co najmniej marsz, toteż nie musieli martwić się o mokre ubrania. Miały szansę wyschnąć w słońcu i chociaż będą sztywne od soli, to chłopak nie wątpił, że Ëar zajmie się tym w swoim czasie.
Mężczyzna tymczasem stojąc na kamienistym w tych okolicach brzegu, włożył dłonie do wody i wyszeptał coś, jakby zaklęcie. Jego dłonie wypełniły się złotymi monetami, których jeszcze przed chwilą na pewno tam nie było.
- To pieniądze, które ludzie od lat gubili w morzu. - wyjaśnił. - Jeśli zechcę, mogę mieć dostęp do złota na zatopionych statkach kupieckich oraz pirackich galeonach, ale w tej chwili nie jest to konieczne. Proszę. - podał chłopakowi garść monet i sam wrzucił kilka do kieszeni swoich spodni, jako że w pewnym momencie nie miał już na sobie zwiewnych szat, ale zwyczajne ubranie wędrownego szermierza. O dziwo, nawet u jego boku wisiał miecz. - Nie pytaj, chodź. - złapał Deviego za rękę i pociągnął za sobą w stronę prowadzącej do miasta drogi.
- Przypomina moje rodzinne strony. - wyznał chłopak, kiedy miał okazję na spokojnie przyjrzeć się znajdującym się coraz bliżej murom.
- Wszystkie osady wybudowane wokół portów są do siebie podobne. - przyznał poważnie Duch Morza. - W szczególności, jeśli stworzyła je ręka człowieka. To miasto jest jednym z wielu, jakie zostały po ludziach.

Spędzany wspólnie czas mijał im szybko, a w mieście znaleźli kilka bardzo dobrze zaopatrzonych sklepów zielarskich, dzięki czemu Devi nie tylko uzupełnił swoje zapasy, ale także zdecydowanie je powiększył. Ëar sprezentował mu nieprzemakalną torbę, do której chłopak mógł schować wszystkie swoje zakupy i opowiedział mu kilka ciekawych historii o miejscach, które mijali. Fakt, iż wszystko to wiedział ze wspomnień swoich licznych martwych kochanków był trochę krępujący, ale Devi zdołał jakoś to zaakceptować. Dzięki temu mógł w większym stopniu cieszyć się towarzystwem Ducha Morza i zanim się obejrzał, nabrał do niego zaufania.
Pomimo obolałych ramion Deviego, ich podróż powrotna okazała się o wiele łatwiejsza i zdecydowanie krótsza. Delfiny o wiele odważniej wyskakiwały ponad wodę znajdując się w jego pobliżu i kilka razy szturchnęły go nawet zaczepnie nosami. Chłopak śmiał się głośno i było widać, że świetnie się bawi. Jego niepewność rozwiała się i teraz miał serce na dłoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz