niedziela, 15 grudnia 2013

81. I wtedy zapadła cisza...

Earen patrzył na kobietę uważnie, sondował jej twarz i ruchy. Czuł, że jest bardziej niebezpieczna niż całe wojsko królewskie, czy nawet sam władca. Zimne, pozbawione uczuć spojrzenie, usta wykrzywione w grymasie wiecznego niezadowolenia, blada skóra wiedźmy. Była potworna w swoim ludzkim pięknie. Z jakiegoś powodu przypominała mu bestie, z którymi miał okazję walczyć, a które zostawiły na jego ciele nadal widoczne blizny. Zresztą, to także one zrujnowały jego kwitnący związek z tiikeri. Tylko czy to naprawdę miało jakiekolwiek znaczenie w tej chwili?
Ciałem griffina wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze. Nie powiedziałby, że wywołał je strach, ale raczej zwyczajna, szczera niechęć, jaką odczuwał względem tej kobiety.
Starając się nie poruszać zbyt gwałtownie przyciągnął bliżej siebie Niquisa i objął go ramionami, jakby planował obronić go przed tą kobietą. I wiedział, że dobrze robi, bo choć było to niemożliwe to jednak kobieta przechyliła głowę, jakby nasłuchiwała. Żaden człowiek nie usłyszałby niemalże nieistniejącego szmeru, jaki musiały wydać ich ocierające się o siebie szaty, a jednak ona coś wyczuła, może usłyszała. Kim była?
Earen obserwował ją bezustannie póki nie zniknęła za masywnymi, złotymi drzwiami wraz z królem i nieliczną strażą. Nie czekał na to by wróciła. Pociągnął chłopaka za sobą byle szybciej zniknąć. Musieli oddalić się od tego miejsca, od tej kobiety, kimkolwiek, czymkolwiek była. W miarę możliwości powinni również przekazać ostrzeżenie swoim przyjaciołom, jako że Niquis mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale osoba pokroju Earena doskonale potrafiła wyczuć zagrożenie.
- Wynośmy się stąd. - szepnął na ucho swojemu partnerowi. - Czym prędzej musimy iść na górę i znaleźć tę broń.
- O co chodzi? - tiikeri wyczuł, że coś jest nie tak, ale ostatecznie nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego griffin pędził korytarzem w stronę głównych schodów. Nie był tchórzem, ale z rozkoszą uciekłby z tego zamku, nie narażał się na niebezpieczeństwa, nigdy więcej nie oglądał tej poczwary w ciele człowieka.
- Twoja dłoń drży. - zauważył Niquis.
- Udaj, że tego nie czujesz. - mruknął w odpowiedzi mężczyzna.
- To nie takie proste, kiedy...
- Sza! - Earen uciszył partnera karcąco. - W tym zamku jest aż gęsto od niezdrowej aury. Widziałeś królową? - gdy otrzymał potwierdzenie ciągnął dalej. - Nie jest normalna. Nawet nie wiem, jak to wyjaśnić i czy się nie mylę.
Niquis przysunął jego dłoń do swoich ust i lekko pocałował szorstką skórę palców griffina.
- Obronię cię przed nią. - zapewnił i roześmiał się cicho widząc zbulwersowaną minę niedoszłego kochanka. Zasłonił usta by nie wydawać zbyt wielu dźwięków, a satysfakcja jaką czuł była tym większa im bardziej ponure stawało się spojrzenie Earena.
Przemknęli schodami do góry i obrali kierunek skręcając w prawo tak jak poprzednio. Tym razem znaleźli się w zdecydowanie bardziej wystawnej części kwadratowego pudła zamku. Mury zdobiły obrazy przedstawiające pola bitew i twarze dawnych królów, służba pojawiała się zdecydowanie częściej przemykając z komnaty do komnaty.
To ułatwiło im zadanie. Teraz mogli zaglądać wszędzie i nie przejmowali się ewentualnymi konsekwencjami. Nawet jeśli natrafili na służącego krzątającego się po wnętrzu, zazwyczaj nie zwracał on uwagi na osobę w drzwiach, bądź nie widząc nikogo uznawał, że to pomyłka innego sługi.
W ten sposób posuwali się do przodu wolno, ale wytrwale, mieli pewność, że niczego nie przegapili. Ostatecznie trafiali wyłącznie na komnaty sypialne, a w jednej z nich mieli okazję ukraść także kilka owoców, których od dawna nie mieli okazji skosztować. Niquis uparł się by wziąć ich więcej także dla przyjaciół uznając, że nikt nawet nie zauważy zniknięcia kilku jabłek.
- Oni wolą mięso. - wymruczał pod nosem Earen chowając owoce do swojej torby, w której od razu stawały się niewidzialne.
Niestety, mieli drobnego pecha, bo oto do pokoju weszła dwójka ludzi. Krągła, choć zgrabna kobieta chichotała spychając swoim ciałem w tył jakiegoś mężczyznę w kwiecie wieku odzianego w kosztowne szaty. Wodziła dłońmi po jego torsie, rozbierała go powoli, zaś on tonął twarzą w jej wylewających się niemal z gorsetu piersiach. To nie pozostawiało wątpliwości, co do dalszych etapów tej zabawy.
Griffin nawet nie zastanawiał się, czy ktoś zauważy, że drzwi otworzyły się same. Szarpnął swojego partnera za rękę i czym prędzej wyprowadził go z pokoju. Nie miał zamiaru oglądać czegoś tak odrażającego jak ludzka kopulacja. Nie wspominając już o zerowej atrakcyjności tej dwójki. W każdej innej sytuacji może nawet by się podniecił, ale teraz czuł, że nie zdoła poczuć seksualnego pragnienia póki nie zapomni o tym, czego był niemal świadkiem.
Zresztą, Niquis również wyglądał na zdegustowanego i niemal go zemdliło. Jego twarz z lekko zielonkawej stała się biała, a kolana uginały się pod jego ciężarem. Nie rozumiał swojej reakcji, ale mógł domyślać się przyczyn swojego złego stanu – ludzkie feromony musiały działać szkodliwie na inne istoty.
Niestety, Niquis nie wytrzymał. Zwinął się w kłębek kucając przy drzwiach i zwymiotował. Mieli szczęście, że nikt nie przechodził w tej chwili korytarzem. Wypływające z nicości wymiociny mogłyby wzbudzić sensację, jak i sprowadzić im na głowę kłopoty. Im bardziej tiikeri próbował się uspokoić, tym bardziej jego żołądek buntował się i wypychał z siebie gorzką, piekącą żółć, która zastąpiła zjedzone niedawno, przetrawione po części jabłko.
Earen nie puszczając ręki chłopaka, pochylił się nad nim, a następnie sunąc palcami po jego ramionach i szyi, ostatecznie mocno uścisnął dłońmi jego skronie podtrzymując mu głowę. Pamiętał, że w ten sposób samice opiekowały się młodymi, gdy ich delikatne żołądki nie potrafiły jeszcze zaakceptować większych kawałków surowego mięsa. Nie był pewny, czy to cokolwiek daje, ale chciał wspierać swojego przyszłego kochanka.
- Czy tiikeri są uczulone na ludzi w jakiś sposób? - zapytał, kiedy chłopak uspokoił się na chwilę. W odpowiedzi otrzymał tylko wzruszenie ramion i kolejne nieprzyjemne odgłosy wymiotowania spowodowany niepotrzebnym poruszeniem się.
Nie mogli jednak zostać w tym miejscu zbyt długo, toteż griffin wziął chłopaka na ręce, kiedy ten był w stanie zapanować nad sobą. Starał się poruszać możliwie najwolniej i najmniej wstrząsowo, jak to możliwe.

Tym czasem poza zamkiem sytuacja wyglądała całkiem spokojnie, gdy Jean-Michael trzymając mocno rękę Deviego uzupełniał zapasy na straganach i udawał zainteresowanie niewolnikami. Dla jego małego towarzysza było to doświadczeniem co najmniej przerażającym. Wielkimi oczyma patrzył na wyniszczonych brutalnością i ciężką pracą niewolników, którzy zawinili tylko swoją rasową przynależnością. Nawet on wiedział, że osoby winne zbrodni skazywało się na śmierć by nie stanowiły zagrożenia dla swoich właścicieli, czy całej niewolniczej społeczności.
Mag nie chciał skazywać chłopca na takie psychiczne tortury, ale nie chciał także zaprzepaścić całego ryzykownego planu. Ludzie może byli głupi, ale każde zachowanie odbiegające od normy wydawałoby się im nazbyt dziwne i podejrzane. Jedna wątpliwość, słówko szepnięte strażnikowi i zarówno Jean-Michael jak i Devi mogliby zostać zatrzymani. Gdyby jeszcze sprawdzili ich torby i znaleźli księgi medyczne... Rozkradliby je bez najmniejszych wyrzutów sumienia, a malec zostałby bez szans na dobrą przyszłość.
- Dlaczego niewolnicy są tacy drodzy skoro jest ich tak wielu? - siedmiolatek zadał bardzo stosowne pytanie, kiedy jego uszu dotarły wykrzykiwane podczas licytacji sumy.
- Ponieważ na niewolnikach można zarobić. - podał najprostszy możliwy powód jego opiekun. - Niewolnik to inwestycja w pracowitego, bezpłatnego robotnika, a wielu czasami ginie z winy swoich panów. - starał się to klarownie wyjaśnić. - Sam widzisz jak oni są tu traktowani. Jak zwierzęta. To ryzykowne, ale i wliczone w ryzyko kupienia nieposłusznego egzemplarza. Każdy właściciel ma prawo robić, co mu się podoba z niewolnikiem, nawet jeśli oznacza to jego śmierć i kupienie nowego.
- I dlatego ich zabijają? Bo ryzykują?
- Głuptasie, oni się znęcają nad każdym, a później starają się utrzymać nadwątlony pokój. Ludzie są obłudni, to kłamcy i złodziejaszki, a jednak inne rasy uważają za podległe sobie. - to będzie trudne, ale oswoi Deviego z tym miastem i jego wszystkimi „urokami”. Tego wymagać będzie od niego sporych nakładów pracy, ale nie miał większego wyjścia, jeśli wszystko miało się udać.
Mag objął chłopca ramieniem tuląc do swojego boku i przygładził delikatnie jego jasne włoski. Zebrawszy wszystkie zapasy wspólnie opuścili mury tej paskudnej, ludzkiej fortecy, by móc ukryć pakunki w bezpiecznym miejsc, z którego później mogą je wziąć w czasie ucieczki. Skoro Skorpiony zmierzały w tę stronę to nie było wątpliwości, że odwrót okaże się niespotykanie trudny, a jeśli znajdzie taka potrzeba to na pewno każdy z nich postara się zadbać o bezpieczeństwo Deviego. W takiej sytuacji to chłopiec będzie mógł uciec ze wszystkimi ich zapasami, bronią, tym co zdobędzie, a w tym pomoże mu dżin. Jean-Michael nie podzielił się jednak tą opinią z główny, młodziutkim zainteresowanym, gdyż wiedział jaka byłaby reakcja malca. Oburzony zaprzeczałby, stawiał warunki, nie zgadzał się.
Ukryci w gęstych krzakach odczekali kilkadziesiąt minut zanim mag rzucił zaklęcie czyniące ich niewidzialnymi. Splatając ze sobą palce dłoni, co było konieczne jeśli chcieli się wzajemnie widzieć, ruszyli w drogę powrotną. Musieli wspiąć się niemal na szczyt schodów zamku by mężczyzna był w stanie nie tylko przesłać sygnał mający zlokalizować ich przyjaciół, ale także by mógł chociażby spróbować odczytać ich emocje, a tym samym dowiedzieć się na jakim etapie poszukiwań się znaleźli.
Z początku wydawać by się mogło, że coś poszło nie tak i nie zdoła wyczuć żadnego z przyjaciół. Poczuł się więc zdecydowanie pewniej, kiedy zdołał wyłapać pełną ciepła moc elfa, a także pojął, iż nadal szukają. Sprawy wyglądały inaczej w przypadku Niquisa i Earena. Ich siła przepływała mu między palcami, wymykała się, ale w ostateczności uchwycił przekaz – on i Devi mieli trzymać się z daleka od zamku. Co najdziwniejsze, źródłem tej informacji był griffin, który przecież opierał się magii, jak tylko mógł, gdy ich zadaniem było zwyczajne przygotowanie się do działania.
Wszystko to było dziwne, niecodzienne, dalekie od tego, co zaplanowali. Dotąd ociężała współpraca nagle zaczęła rozkwitać i to w chwili niebezpieczeństwa, jak można było sądzić z ostrzeżenia przesłanego przez griffina.
- Mamy trzymać się z daleka od nich, od zamku, od wszystkiego. - powiedział Jean-Michael, a chłopiec spojrzał na niego z lękiem. Nic dziwnego, Devi przywiązał się do swoich towarzyszy podróży i miał ich za przyjaciół, nie chciał ich stracić, pragnął zadbać o ich bezpieczeństwo. Z wzajemnością, jako że właśnie na tym zależało najbardziej wszystkim otaczającym siedmiolatka osobom – na jego bezpieczeństwie.
Jean-Michael dodał jeszcze kilka wyjaśnień od samego siebie, chcąc uspokoić swojego podopiecznego i zapewnić, że wszystko nadal jest pod kontrolą, a on nie musi się niczego obawiać. Mag co jakiś czas planował kontaktować się na ten ich dziwny sposób ze znajdującymi się w zamku przyjaciółmi i nie wątpił, że w razie potrzeby zaryzykuje i pójdzie im z pomocą. Będzie musiał jakoś pozbyć się chłopczyka, by go nie narażać, ale jakoś sobie poradzi. W razie potrzeby zwiąże go magią, ale na pewno zadba by był całkowicie bezpieczny.
Niewidzialni usiedli na schodach czekając cierpliwie, rozmawiając szeptem na wszystkie możliwe, nieznaczące tematy, które odciągały myśli malca od przyjaciół. Zapytał nawet, czy Devi nie chciałby pobawić się z innymi ludzkimi dziećmi, ale ten odmówił kategorycznie. Nie czuł się człowiekiem i wolał spędzać czas z innymi rasami. Zresztą, obawiał się samego siebie, swoich myśli i pokus, z których największą byłoby uwolnienie niewolników.
- Gdzie zamieszkamy, kiedy wszystko się skończy? - zaczął cichutko chłopiec. - Nie możemy wrócić do domu, bo tam cię już nie chcą. Tamci ludzie byli zdecydowanie inni od tych. - powiódł wzrokiem po placu. - Tam akceptowano innych, a tutaj czynią z nich niewolników. Nie wiedziałem, że to możliwe i aż do teraz nie przyszło mi to do głowy.
- Masz rację, tam było zupełnie inaczej niż tutaj. - Jean-Michael również wrócił wspomnieniami do dni, kiedy pracował jako uzdrowiciel posługując się odrobiną swojej magii i nikt nie potępiał go za te umiejętności. Pamiętał jeszcze zapach morza, które musiał opuścić, miłą żonę piekarza, która zawsze zostawiała kilka ciepłych, świeżych bułeczek dla Deviego. - Ludzie, których tutaj widzisz są zepsuci, ich aura na pewno jest czarna jak smoła. Ale to prawda, nie możemy wrócić do domu i musimy trzymać się z daleka od takich okolic jak ta. Może zatrzymamy się gdzieś w pobliżu morza, ale poza miastem? W domku na skraju, gdzie nikt nas nie będzie zadręczał, a ty będziesz mógł się kształcić, a w razie potrzeby, lub jeśli zechcesz, podjąć naukę u jakiegoś lekarza.
- I niedaleko innych istot! - chłopiec zasłonił usteczka, kiedy wyrwał mu się ten podniecony pisk. - Przepraszam. - szepnął. - Chciałbym mieszkać w takim idealnym miejscu z tobą. Między lasem, a morzem, między dobrymi ludźmi, a innymi rasami. I będę leczył wszystkich.
Jean-Michael nie potrafił powstrzymać uśmiechu i delikatnie pogłaskał swojego podopiecznego po blond główce.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, ciekawe kim jest królowa że aż takie wrażenie wywołała na Gryfinie, Davi pragnie idealnego życia wśród przyjaciół...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń