piątek, 19 sierpnia 2011

Lips of an Angel vol. 2

Ludzie potrafią mieć tysiące życzeń, których spełnienie wydaje im się drogą do raju. Miłość, bogactwo, zdrowie, nieograniczone możliwości, nadprzyrodzone zdolności, mądrość i wiedza bez granic. Tyle wielkich próśb do Boga, a przecież po jednej pojawi się następna. Człowiek nie potrafi przestać marzyć, ciągle czegoś pragnie, nawet jeśli nie dąży ku spełnieniu swoich fantazji. A przecież wystarczy tak niewiele, by obniżyć standardy pragnień i wtedy ich ziszczenie jest na wyciągnięcie ręki. Zastanówmy się nad przykładem:

Sammy – chciał zostać prawnikiem, ożenić się ze swoją blond pięknością, założyć rodzinę. A co teraz stało się z jego pragnieniami? Kobietę zabił demon, studia musiał rzucić, a jego życie przerodziło się w obsesyjną manię zabijania piekielnego świństwa, w której największymi rozkoszami było dobre jedzenie i spokojny sen w łóżku. Zabawne, ale obie te przyjemności zależały teraz od jednej tylko osoby – Deana...

Niewielki pokoik, w którym zatrzymali się bracia Winchester wydawał się rajem. Miękka, pachnąca świeżością pościel, łazienka z prawdziwego zdarzenia, ciepła woda – czego chcieć więcej? Z okien do wnętrza przebijało się jasne światło dnia, ściany pokryte kremową tapetą koiły wzrok, ciemne akcenty w stylu retro dodawały temu miejscu klasy. Niczego nie trzeba było sprzątać, żadnej kuchni, by spadał na kogoś obowiązek gotowania. Życie potrafiło dostarczać tylu przyjemności, gdy mu się na to pozwoliło.

Dean uśmiechnął się do siebie kiedy jego szare komórki rozpoczynały pracę po przyjemnym, długim śnie. Czuł, że żyje, jego ciało odpoczęło, oczy nie bolały, a dotyk pościeli na nagim ciele był wręcz rozkoszny. No, może dodałby do tego jeszcze z dwie dziewczynki i butelkę piwa, jednak nauczył się już by nie mieć zbyt wygórowanych wymagań. Prędzej, czy później ktoś się nawinie, a wtedy zielonooki wykorzysta okazję.

- Musiałem mieć dobry sen, spałem jak dziecko! – mężczyzna przeciągnął się i przetarł dłońmi oczy. Zamlaskał dwa razy po czym usiadł na łóżku obrzucając uważnym spojrzeniem cały pokój. Sam siedział przy stoliku z uruchomionym laptopem. – Spałeś w ogóle? – Dean założył bieliznę po czym podszedł do brata, który przeszywał go swoimi barwnymi oczyma. – No, co?

- Spałem. – Sam uniósł brwi wpatrując się intensywnie w widocznie zadowolonego z siebie mężczyznę. – Cztery godziny. Nażarłeś się cebuli w cieście i tak waliło, że nie wytrzymałem dłużej. Przewietrzyłem tutaj i zabrałem się do pracy.

            Dean chuchnął na dłoń i wciągnął nosem mało przyjemny zapach swojego ostatniego posiłku. Pokręcił nosem po czym wzruszył ramionami i otwierając na oścież drzwi łazienki postanowił doprowadzić się do porządku. Zupełnie nie rozumiał dlaczego Sam nie przepadał za jego cebulowym przysmakiem. Czosnek mógł zrozumieć, ale żeby bać się cebuli? Dziwak.

- Znalazłeś coś? – zadał to pytanie zanim wsunął do ust szczoteczkę do zębów.

- Tak. Mamy jednak trzy zgony. – Sammy wymienił szybkie spojrzenie z bratem, który wystawił głowę z łazienki. – Pierwszy miał miejsce jakieś pół roku temu. Gość nazywał się John Gaelach. Jego żona, Susan zaginęła na tydzień przed jego śmiercią. Ten sam sposób. Wyrwane serce przybite do łóżka nad głową denata. Przez dobre kilka miesięcy było spokojnie, aż tu nagle kolejne zwłoki. Charles Moore i Greg Connolly. Wszyscy mieszkali w dzielnicy irlandzkiej.

- Więc sprawa jest prosta. Pokręcimy się tam, znajdziemy gnojka i pozbędziemy się go, czymkolwiek jest. – starszy Winchester wrócił do pokoju rozsiadając się na krześle przed bratem.

- Nie do końca... – na te słowa, wypowiedziane tak niepewnie, Dean podniósł głowę spoglądając pytająco na Sama. Chłopak odwrócił laptop w stronę rozmówcy pokazując mu artykuł opublikowany przez kilkunastoma minutami na jednej ze stron lokalnej gazety. – Robert Randal nie pasuje do tej układanki, a więc to „coś” zabija już nie tylko ludzi na tamtym terenie. Poza tym nie natrafiłem na żaden interesujący ślad powiązań między tymi mężczyznami, ani zbrodni popełnionej w okolicy. Nic, co mogłoby wskazywać na mściwego ducha.

- Przekonajmy się. Sprawdzimy mieszkanie tego pierwszego. Jak mu było?

- John Gaelach.

- O właśnie. Pojedziemy do Johna, rozejrzymy się. Jego dom powinien jeszcze stać pusty skoro żona zaginęła, a przyjemniaczka zabili. Zbieraj się, Sammy. Koniec odpoczynku, czas na dochodzenie.

Dom Johna Gaelacha wyglądał jak ruina. Zarośnięty ogród, zielsko obrastające budynek. Zadziwiające, iż w zaledwie pół roku dom może znaleźć się w takim stanie. Z okien Chavroleta zaparkowanego po przeciwnej stronie ulicy łowcy przyglądali się wszystkiemu uważnie. Musieli włamać się do środka niezauważeni przez nikogo, a więc mieli tylko jedno wyjście – przedrzeć się na tyły domu i tam wejść jednym z okien. Musieli poczekać do zmroku, jednak do tego czasu z powodzeniem mogli zrobić mały obchód. Wysiedli z samochodu i stając przed bramką uważnie lustrowali podwórze, jakby chcieli zapamiętać każdy szczegół.
- Hej, Dean. – Sammy pociągnął brata za rękaw. – Po prawej w oknie. – rzucił krótko i odwrócił się wracając do samochodu, jakby wcale nie był aż tak zainteresowany budynkiem.

Jedno krótkie spojrzenie i obaj myśleli o tym samym. W oknie sąsiedniego domu stała starsza kobieta, która z zawziętością godną wystawionego na czatach wartownika śledziła życie ulicy. Takie osoby zawsze wiedziały co dzieje się u innych, znały rodzinne sekrety i tajemnice każdego z osobna. Mogły zapominać o swoim życiu, ale nigdy nie o tym, co widziały u sąsiadów. Pod tym względem pamięć zawsze im dopisywała.

Łowcy zabrali fałszywe dokumenty, które zawodziły zawsze, gdy mieli do czynienia z policją, i postanowili złożyć wizytę ciekawskiej babci. Nie czekali długo przed jej drzwiami. Staruszka widziała, jak wchodzą na jej ganek jeszcze zanim oni zdążyli pojąć, co robią. Dłoń Deana tylko raz musnęła lekko drewniane wejście zanim się otworzyło, a niska, starsza pani w kwiecistej sukni, o włosach upiętych w kok na czubku głowy wpuściła ich do środka.

- Panowie z policji, prawda? – zapytała jakby podniecona. – Ostatnio ciągle tutaj przychodzicie przez te ostatnie zabójstwa. Tak... Widziałam, jak obserwowali panowie dom. Myślicie, że tam ukrywa się zabójca? To wykluczone. Mam oko na ten dom i jest zupełnie pusty. – kobieta zaprowadziła ich do salonu, a oni w tym czasie wymienili znaczące, rozbawione spojrzenia. Ta babcia lubiła mówić równie bardzo, co podglądać sąsiadów.

- Tak, jesteśmy z FBI i właśnie przejmujemy tę sprawę. Dlatego chcielibyśmy dowiedzieć się, czy coś pani widziała, kiedy zabito Johna Gaelacha... – Dean nie zdążył nawet dokończyć, gdyż babcia wyszła z salonu. Sam wzruszył ramionami i rozejrzał się po pokoju, który nie przedstawiał sobą niczego ciekawego. Stare meble, zdjęcie kota, dzieci i wnuków. Zupełnie nic podejrzanego.

            Kobieta wróciła niosąc tacę z herbatą i ciastem. Postawiła poczęstunek przed nimi i uśmiechnęła się zachęcająco. Takim się nie odmawia, więc Sam sięgnął po talerzyk z wypiekiem, zaś starszego Winchestera nie trzeba było namawiać. Niemal rzucił się na słodkie ciasto kręcąc głową, przewracając oczyma i mrucząc.

- Wyśmienite! – wyraził głośno uznanie dla talentu kulinarnego gospodyni czym połechtał dumę pani domu, której oczy rozbłysły, jakby patrzyła właśnie na wnuka nie zaś obcego mężczyznę.

- Dam wam więcej, kochaneczki. – babcia już miała się podnosić, kiedy Sam powstrzymał ją.
- Proszę poczekać! – odezwał się szybko w obawie, że niczego się nie dowiedzą, a jedynie Dean napełni swój żołądek bez dna. – Może najpierw opowie nam pani, co pamięta? Czy coś podejrzanego nie działo się w tamtym domu, kiedy był zamieszkany? – słodki ton jego niewinnych pytań chyba przekonał babcię, która rozsiadła się w fotelu wygodnie.

- Oj, pamiętam, pamiętam wszystko! – zapewniła, co wzbudziło wielką ciekawość łowców.

Dean widząc, że bratu nie idzie za bardzo jedzenie placka pozwolił sobie wymienić swój pusty już talerzyk na ten niemalże pełny i ignorując karcące spojrzenie Samuela pochłaniał kolejną porcję.

- John był okropnym człowiekiem. Jego żona Susan często wyjeżdżała na kilkudniowe delegacje. – zaczęła opowieść kobieta kiwając potakująco głową. – W tym czasie on zapraszał do siebie najlepszą przyjaciółkę Susan! Widziałam wszystko przez okno! – lekko trzęsącą się dłonią wskazała odpowiednie miejsce. Sammy wstał i wyjrzał za szybę. – Wychodzi na sypialnię. – dodała konspiracyjnym szeptem staruszka. – Tamtego wieczoru, tydzień przed śmiercią, też tak było. Ale Susan wróciła wcześniej i znalazła go wraz ze swoją przyjaciółką nagich w łóżku. Kłócili się strasznie. Susan wygoniła tę zdzirę nago na zewnątrz i zrobiła Johnowi straszną awanturę. Rzucała czym popadnie i rozbiła żarówkę, więc nie wiem, co działo się dalej. Nie widziałam jej więcej. Po dwóch dniach John zgłosił jej zaginięcie. Jestem pewna, że ją zabił! Ale dostał za swoje bo niedługo później upomniała się o niego sprawiedliwość.

Bracia ponownie wymienili spojrzenia.

- A w dzień jego śmierci? – pociągnął Sam tym swoim współczującym tonem, jakby rozmawiał z dzieckiem.

- Nic się nie działo. Wrócił z pracy, później położył się spać i tyle. Zgasło światło, więc straciłam go z oczu. Koło północy cała okolica już spała, więc i ja się położyłam.

- No, cóż. Myślę, że to nam wystarczy. Bardzo pani dziękujemy. – młodszy łowca podniósł się kłaniając kobiecie. Dean wykorzystał okazję dopijając szybko herbatę.

- Proszę poczekać jeszcze chwileczkę. – staruszka uśmiechnęła się i znowu wyszła, by wrócić z zapakowanym sporym kawałkiem ciasta, który wręczyła Deanowi. – Proszę wziąć. Bardzo się cieszę, że smakował. Proszę mnie jeszcze kiedyś odwiedzić.

- Ależ oczywiście. – zielonooki pokazał białe ząbki w uśmiechu i z pożądaniem spojrzał na ciasto, które trzymał w rękach. Sammy przewrócił tylko oczyma i żegnając wyjątkowo miłą babcię wyciągnął brata z jej domu.

- Chyba mamy mściwego ducha. – stwierdził cicho wychodząc na chodnik.

- I naprawdę pyszny placek. – Dean uśmiechał się głupio myśląc tylko o jedzeniu.

7 komentarzy:

  1. Takie babcie na początku nie wzbudzają podejrzeń, a potem wychodzi z nich diabełek xD Heh, też mam u siebie takiego szpiega xD Wszystkie newsy z okolicy mogłaby sprzedawać, a zarobiłaby fortunę xDDean to żarłok, ale mało mu do szczęścia potrzeba. Obniżył poprzeczkę i co, źle mu? Nie widzę oznak rozdrażnienia, bo zawsze szczerzy się radośnie xD"Nażarłeś się cebuli w cieście i tak waliło, że nie wytrzymałem dłużej." - cebula to zło xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Darcy d'Angouleme19 sierpnia 2011 20:27

    Okaże si, że babcia jest Satanistą albo coś i zawarła pakt z poltergeistem xD Czekam na kolejną!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak babcia, przy której detektywi to banda amatorów ;pByłoby to dziwne gdyby Dean nie rzuciły się na to ciasto*przypomina jej i sobie zdjęcie, porównujące Sama do szczeniaka i Deana do chomika*:DNo zaczyna się niezłe dochodzenie tworzyć ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Babunia i placek ? xD ok ok , rozdział był dosyć zabawny , pięknie opisujesz wszystkie szczegóły , zachowania braci są jak najbardziej zgodne z tymi jakie prezentują w serialu , miło i lekko się wszystko czyta , nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam , czekam niecierpliwie na ciąg dalszy , mam nadzieję że ukaże się jakaś erotyka ;P , chociaż im dłużej na coś czekamy tym lepiej to "smakuje" , tak czy siak wiem że następny rozdział będzie świetny , pozostaje tylko czekać ,Pozdrowienia ;*.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudnie, Dean tylko o jedzeniu myśli... ciekawe co to za demon działa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, o tak Dean to tylko o jedzeniu myśli ;) ale ciekawe co to za demon działa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniały rozdział, a Dean to tylko o jedzeniu myśli ;) ;) co to za demon jest... to mnie bardzo ciekawi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń