piątek, 12 sierpnia 2011

Lips of an Angel vol. 1

Fanfiction pisane z myślą o Jasperze, który zaraził mnie WINCESTEM. Dzięki, stary i mam nadzieję, że zdołam Ci się w ten sposób odwdzięczyć za to, że mnie wciągnąłeś w te "łowy"!

 

 

Panował nieznośny upał. Czarny Chavrolet przecinał gęste, ciężkie i niemożliwe gorące powietrze przesycone zapachem nagrzanej jezdni. Asfalt parował tworząc złudzenie ruchu, które odciągało uwagę kierowcy i sprawiało, iż jego myśli krążyły wokół mało istotnych spraw. Chociaż było jeszcze wcześnie słońce nie oszczędzało niczego, ani nikogo. W takich warunkach prowadzenie samochodu nie należało do przyjemności, a całonocna jazda dawała się we znaki zarówno pasażerowi, jak i przede wszystkim kierowcy Impala. Obaj musieli odpocząć, przespać się na wygodnym, miękkim łóżku i zjeść jakieś porządne, sycące śniadanie. Co najważniejsze takie, którego nikt nie podgrzewał w mikrofali, bo ileż można żywić się takim świństwem? McDonald’s, KFC, BurgerKing... Gdyby nie częste „zabawy” z łopatą na cmentarzach obaj mężczyźni wyglądaliby teraz, jak europejskie pączki. Największy plus „archeologii”, którą się zajmowali, a na którą tylko narzekali, to odpowiednia dawka ćwiczeń w terenie. Niestety zawód łowcy daleki był od wakacyjnych kolonii uczących dzieci samodzielności. Przemierzanie Stanów samochodem w poszukiwaniu odpowiedniej „zwierzyny” w pewnym momencie życia stawało się uciążliwe, jakkolwiek dawało pewną satysfakcję. W końcu to rodzinne dziedzictwo. Jedni otrzymują w spadku po rodzicach spory majątek, inni dom z niechcianym lokatorem, którego nie można się pozbyć, gdyż nie poradzi sobie sam w życiu, a jeszcze inni misję polegającą na zabijaniu wszystkiego, co zdaniem przeciętnego człowieka „nie istnieje”.

- Dean, znajdźmy jakiś zajazd. Umieram z głodu. – Sam wyjęczał prośbę swoim zwykłym tonem dziecka błagającego o cukierka. Zmarszczył ciemne brwi osadzone nad dużymi, zielono-niebieskimi oczyma, które czasami ciężko było dostrzec spod kasztanowych fal upodabniających młodszego Winchestera do pięcioletniego aniołka. Może i był wysokim, naprawdę dobrze zbudowanym młodym mężczyzną, jednak jego słodka buzia i widoczna na odległość niewinność potrafiły rozczulić nawet najbardziej zatwardziałe serce. To pomagało w pracy, za to przeszkadzało w życiu prywatnym.

- Wiem o tym, twój żołądek nie daje mi spokoju od dobrej godziny. Zagłuszasz moje ulubione kawałki. – siedzący za kierownicą samochodu mężczyzna zwrócił kpiące spojrzenie zielonych oczu na brata, zaś ładnie wykrojone usta wygięły się w ironicznym uśmiechu, który zadawał się nigdy z nich nie schodzić. Jakkolwiek wydawało się to dziwne, ten cwaniacki wyraz twarzy sprawiał, iż Dean uchodził za niebywale przystojnego, a wredny charakter nadrabiał braki drobnego, ale wyćwiczonego ciała. – Zatrzymamy się w najbliższej knajpie i tam sprawdzisz, co ciekawego dzieje się w okolicy. Może wpadnie nam w ręce jakaś ciekawa robota. – wyczuwalna nadzieja w jego głosie świadczyła o znudzeniu spowodowanym brakami w demonach, duchach i innym świństwie, z którym walczyli. – Ha, ha! Mamy szczęście, braciszku! Tylko popatrz! McDonald’s za niecałe dwie mile! – nie mogąc się powstrzymać spojrzał na brata, który właśnie mordował go wzrokiem. Usta Sama ułożyły się w nadąsany dzióbek. Nienawidził clownów, zaś Dean dobrze o tym wiedział i kochał wykorzystywać tę słabość brata.

- Zmieniłem zdanie. Dzień głodówki dobrze nam zrobi.

- Przesadzasz, Sammy. Obronię cię przed Ronaldem McDonaldem.

- Naprawdę nadal cię to bawi?

- Zawsze będzie. – z tym niesamowitym na wpół słodkim, na wpół wrednym uśmiechem Dean przyspieszył i nie ulegało wątpliwości, iż napalił się na wizytę w tym przeklętym miejscu. Tylko, dlaczego ze wszystkich barów szybkiej obsługi właśnie ten jeden znajdował się w okolicy?! Przecież oczywistym było, że starszy Winchester mógł ścierpieć nawet „odgrzewane żarcie” byleby wynagrodzić to sobie drobnym dręczeniem młodszego braciszka. Bo czy można wyobrazić sobie coś wspanialszego niż ta pełna niewinności bezsilność, gdy Sammy wpada z zastawioną na niego pułapkę?

Sam miał pecha, a może to po prostu klątwa? Jakby na to nie spojrzeć, brat nie był jego talizmanem na szczęście, ale chodzącym pasmem nieszczęść i kłopotów. Nic więc dziwnego, że McDonald’s był przepełniony, a jedyny wolny stolik znajdował się na zewnątrz restauracji – zaraz przy ławce, na której siedziała plastikowa figurka uśmiechniętego clowna.

- Zajmij nam miejsce, a ja coś zamówię. – nie bez satysfakcji Dean wepchnął się do kolejki nie pozostawiając bratu wyjścia. Sammy miał jednak na tyle zdrowego rozsądku by pokręcić się między stolikami, dzięki czemu już w przeciągu chwili, jakaś rodzina rozsiadła się przy stole, który do niedawna mieli zajmować bracia Winchester. Na nachmurzonej do tej pory twarzy chłopaka pojawił się wyraz ulgi. Mógł siedzieć wszędzie byleby z dala od tego uśmiechniętego potwora, który z pewnością poderżnąłby gardło każdemu w restauracji, gdyby tylko mógł się poruszyć.

- No i masz, będziemy jeść na stojąco. – Dean pojawił się przy bracie. Uśmiechnął się wręcz rozkosznie podając mu pudełeczko z zestawem Happy Meal. – Sam wybrałem zabawkę. – dodał zadowolony z siebie. – O, patrz! Zwolniły się dwa miejsca zaraz obok Rona. – nie zdołał jednak wykonać nawet jednego kroku w stronę przeklętego clowna. Samuel złapał go za ramię i siłą zaciągnął do stolika znacznie oddalonego od wcześniej upatrzonego miejsca. Młodszy Winchester niemal ścigał się z dziećmi nadchodzącymi z przeciwnej strony. O, nie. Niech one siedzą koło Ronalda McDonalda. On nie zamierzał!

Dopiero, kiedy jego tyłek pewnie zajął krzesełko chłopak pozwolił sobie na chwilę relaksu. Jego żołądek na nowo podjął zaciętą rozmowę ze swoim właścicielem, więc Sammy – ignorując fakt, iż kilka osób spogląda dziwnie w stronę jego Happy Meala – otworzył pudełeczko i wyjął z niego niemal całą zawartość. Nie było tego wiele, w szczególności, kiedy Dean usiadł naprzeciwko ze swoim cheeseburgerem, dwa razy większym niż maleństwo w rękach Sama.

- Frytki... – młodszy Winchester ponownie porównał swoje mizerne opakowanie z tym, które posiadał brat. – Przynajmniej mam jabłko i mleko ze smakową rurką.

- I zabawkę! Nie zapominaj, że wybrałem ją specjalnie dla ciebie. – i znowu ten zawadiacki uśmiech.

- Tak... Baletnica. – Samuel wyjął z pudełka laleczkę i położył z boku. Nie znosił, kiedy Dean urządzał sobie zabawy jego kosztem.

- Dbam o swojego małego braciszka. – starszy chłopak wykonał niezamierzony ruch, który wszedł mu już w nawyk przechylając głowę na bok i delikatnie wzruszając ramionami.

Sam nie raczył nawet prychnąć, a co dopiero mówić o odpowiedzi. Wgryzł się w swojego miniaturowego cheeseburgera ignorując ostentacyjne mlaskanie brata. Zdążył ponownie zgłodnieć zanim znalazł coś interesującego w internecie. Wtedy też przełamał lody i odezwał się w miarę naturalnym, chociaż przyciszonym głosem. Nie łatwo było mówić o pracy będąc otoczonym przez niewinne dzieciaczki.

- W Nowym Orleanie znaleziono dwa ciała należące do mężczyzn. – Sammy rozejrzał się dookoła by upewnić się, że nikt go nie słucha. – Pęknięte bębenki w uszach i... ykhm... wyrwane serce przybite szpilką do wezgłowia łóżka. – chłopak podniósł wzrok z monitora laptopa na Deana. – Wszyscy byli w domu, ale nikogo nie wiedzieli. Słyszeli tylko krzyki.

- Nowy Orlean? Mmm, miasto wampirów. Ciekawe, co tam jeszcze straszy poza naszymi zębatymi znajomymi. Ale wróćmy do tematu. Co na to policja?

- Utrzymują, że to robota seryjnego mordercy. Dean, kup coś jeszcze, umieram z głodu. Nie pojadłem tą dziecięcą porcją. – barwne oczy chłopaka nabrały niesamowicie błagalnego wyrazu, jakby Sam miał się zaraz rozpłakać. Wyglądał przy tym tak rozkosznie, że mimo wrodzonej bezczelności mężczyzna nie potrafił odmówić.

- Że ty potrafisz jeść nie bacząc na naszą następną robotę. – westchnął zrezygnowany, udając anielską niewinność, podczas gdy w rzeczywistości chciał obrzydzić bratu kolejny posiłek.

Niestety nie udało mu się. Sammy był tak głodny, że bez mrugnięcia okiem zjadł wszystko, co Dean raczył mu kupić. Teraz pozostawała tylko kwestia noclegu. Do najbliższego motelu został kawałek drogi, więc musieli się spieszyć, by zdążyć przed największymi upałami. Tam znajdą czas na mały wywiad środowiskowy i opracują plan działania.

Młodszy łowca wykorzystał okazję, gdy przeciskali się między stolikami do wyjścia i podrzucił swoją baletnicę jakiejś siedzącej najbliżej dziewczynce. Niemal w tej samej chwili napotkał spojrzenie brata, który całkiem sprawnie udawał minę skrzywdzonego ludzką bezdusznością.

- Jesteś bez serca, Sammy. – pociągnął nosem.

- Tym lepiej, z tej roboty wyjdę cało. – to zakończyło kolejną pełną przyjacielskich uszczypliwości wymianę zdań. Obaj marzyli wyłącznie o jednym. O śnie.

7 komentarzy:

  1. Już zaczynam kochać to opowiadanie <33"Młodszy Winchester niemal ścigał się z dziećmi nadchodzącymi z przeciwnej strony. O, nie. Niech one siedzą koło Ronalda McDonalda. On nie zamierzał!"Biedny Sammy, chociaż rozumiem go, bo sam mam fobię na punkcie Clownów... xdMógł rzucić Deanem, by dzieciaki uciekły :D.Tak, ja i moja chora wyobraźnia ^^"Interesująca bestia nam się tu tworzy i za pewne za parę rozdziałów pojawi się wincest <33

    OdpowiedzUsuń
  2. W momencie zrobiło mi się zimno... clown... Nienawidzę... Boję się panicznie - nawet w komediach. Byle dalej od tych... zabawek. "- Wiem o tym, twój żołądek nie daje mi spokoju od dobrej godziny" - Dean jest straszny xD Bratu chce się jeść, a ten najpierw się z niego nabija, później daje mini porcję, a na koniec chce obrzydzić jedzenie xD Gdyby ta druga opcja była wielkości "mini ratki", to Sam miałby powód do zadowolenia xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Specjalnie dla Ciebie oglądam Supernatural i boję się spać w nocy. Jestem tak okropnym tchórzem i cykorem, że niedługo będę zaznaczona na Google Maps. Opowiadania zapowiada się cudnie - jak każda Twoja twórczość. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.PS. Lubię jak oni się sprzeczają ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozpuszczam się z podziwu jak landrynka która właśnie kończy żywot w mojej buzi ;P , opowiadanie cudowne , jestem w niebo wzięta że twoje opowiadania są także przyzwoicie długie , lecę czytać 2 rozdział i mam nadzieję że ciąg dalszy ukaże się bardzo szybko , pozdrowienia ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniale, och biedny Sam, co za okrutny brat z Dannego, ciekawe kto zabija...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, co za brat z Dannego, taki okrutny... biedny Sam, ale ciekawe kto zabija...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, no naprawdę co za brat z Dannego, jesr taki okrutny... biedny Sam... ale zastanawiam się kto zabija...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń