niedziela, 19 czerwca 2016

40. Wspomnienia nadchodzących czasów

Chociaż pasja z jaką Eressëa podszedł do Strażnika wzbudzała niepokój, towarzysze zawsze byli gotowi podążać za smokiem bez słowa zwątpienia. Nawet w tej chwili patrzyli na niego z pełnym zaufaniem, czekając na jego decyzję, co do dalszego postępowania. Ten z kolei przyglądał im się zamyślony, jakby oceniał ich na podstawie wyglądu, jak zwykli to robić obcy.
- Musimy odpocząć i zjeść w końcu coś sensownego, pożywnego. Rambë, zostaniesz z Haydee...
- Zapomnij! - hybryda prychnęła buntowniczo opierając dłonie na biodrach. - Chcesz żebym stała z plastrem miodu pośrodku lasu pełnego niedźwiedzi? Wyglądam na samobójczynię? Nie? No właśnie!
- Dobrze, zrozumiałem aluzję! - prychnął smok i zdjął z siebie płaszcz zarzucając go na Haydee. Naciągnął kaptur na głowę dziewczyny i upewnił się, że nikt nie zwróci na nią większej uwagi, ani przypadkowo nie dostrzeże jej urody. Nie potrzebowali kłopotów w miejscu, do którego się wybierali. Wręcz przeciwnie, mieli pozostać w miarę możliwości niezauważeni.
Choć smok nie miał pojęcia, w którą stronę powinien się kierować, wybrał drogę na oślep i śledził wiszące nad drzwiami sklepów i gospód szyldy. Cieszył się, że podążający za nim przyjaciele nie zadawali żadnych pytań, ponieważ nawet nie udzieliłby im na nie odpowiedzi. Jego motywy nie były ich sprawą. Miał przeczucie i za nim podążał, ale to nie brzmiałoby zbyt dobrze, gdyby został zmuszony do powiedzenia tego głośno. Może nawet napotkałby na opór z ich strony, a tego nie potrzebował.
Długi czas krążyli głównymi ulicami oraz ich odgałęzieniami, zanim Eressëa w końcu trafił na miejsce, które uznał za właściwe. „Pod Niedźwiedzią Łapą” głosił powieszony nad drzwiami szyld. Smok nie czekał na komentarze towarzyszy, ale wszedł do środka obrzucając rozległe pomieszczenie szybkim spojrzeniem. Ocenił sytuację i wskazał towarzyszom miejsce pod jedną ze ścian – idealny punkt obserwacyjny. Syknął pod nosem widząc w przy jednym ze stolików mężczyznę, który wcześniej pomógł im uwolnić się od wilka i jego popapranych towarzyszy. Może i był go ciekaw, ale nie chciał się z nim spotkać. Nie od razu, nie tak wcześnie.
Ponaglającym gestem pospieszył grupę, aby usiadła w wyznaczonym dla nich, umiarkowanie zacienionym i nierzucającym się w oczy miejscu. Sam rozsiadł się na ławie zwrócony tyłem do drewnianej ściany budynku, a przodem do nie tak znowu tłocznego wnętrza gospody.
Nie minęło wiele czasu, zanim podeszła do nich tęższa kobieta w średnim wieku, będąca najwidoczniej właścicielką lokalu sądząc po swobodzie z jaką się poruszała i po pewności siebie, którą emanowała. To Devi był tym, który złożył zamówienie, jako osoba najczęściej obcująca z ludźmi i wychowana w mieście. Chłopak domyślił się, że im szybciej pozbędą się kobiety, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo przyciągnięcia czyjegokolwiek wzroku.
Nie rozmawiali ze sobą, a jedynie czekali na posiłek. Smok lustrował uważnie osoby siedzące przy poszczególnych stołach, starał się ocenić ich wiek i rasę. Jego spojrzenie pasło nagle na jedną ze służących dziewcząt. Niezbyt wysoką, piegowatą młodą kobietę z burzą kręconych, rudych włosów, które idealnie podkreślały jej zielone oczy. Patrzył na nią niczym zahipnotyzowany, jego oczy były wielkie, a usta uchylone. W pewnym momencie niemal zerwał się ze swojego miejsca.
Devi zareagował natychmiastowo, jakby był na to przygotowany. Łapiąc siedzącego obok mężczyznę za ręce, powstrzymał go przed podniesieniem się. Wszyscy spojrzeli pytająco na Eressëa, który potrząsnął głową, jakby ocknął się ze snu. Oparł czoło na dłoni opartej łokciem o stół ręki i zamknął oczy oddychając ciężko.
O co chodziło? Skąd ta reakcja? Tego był świadomy tylko on sam i najwyraźniej nie planował dzielić się myślami z nikim.
- Co się z tobą dzieje? - zapytał szeptem Devi. - Nie jesteś sobą i nie chodzi już o Haydee. Eressëa...
- Nic! - syknął w odpowiedzi mężczyzna. - Nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Zamyśliłem się, odpłynąłem i tyle.
- Skoro tak mówisz.
- Tylko skończ zachowywać się jak osioł. - Seet-Far wtrącił się do rozmowy. - Nie jesteś już sam. Masz nas czy tego chcesz, czy nie i musisz zaakceptować fakt, że nie czytamy w twoich popieprzonych myślach. Jeśli nie powiesz nam, co dzieje się w twojej głowie, nie odgadniemy tego nigdy.
Eressëa patrzył na mieszańca w milczeniu.
- Masz rację. - przyznał w końcu. - Ale nie chcę żebyś wiedział, co dzieje się w mojej głowie, więc nie widzę w czym tkwi problem.
- Jaki ty jesteś upierdliwy!
- Dziękuję, chociaż pozwolę sobie zauważyć, że obaj jesteśmy, mój drogi. - smok uśmiechnął się nieznacznie samym kącikiem ust.
Ich zamówienie wylądowało na stole, a karczmarka zatrzymała spojrzenie na wciąż zakapturzonej Haydee. Otrzymała jednak zapłatę, toteż nie powiedziała ani słowa i odeszła nie mieszając się w nieswoje sprawy.
- Czy teraz dowiem się dlaczego uganiamy się za Niedźwiedziem? - Rambë zadała pytanie, kiedy tylko zauważyła, że jej towarzysze zamierzają zabrać się za jedzenie w ciszy, jakby posiłek i odpoczynek rzeczywiście były jedynym powodem, dla którego znaleźli się w tej a nie innej karczmie. - Nie patrzcie tak na mnie. Jestem niedoświadczona, ale nie głupia. - prychnęła poirytowana. - Jesteśmy otoczeni przez Niedźwiedzie, przez bandę wielkich, masywnych i z pewnością bardzo silnych mężczyzn, którzy nie mają nic wspólnego z naszą misją. Grupa dzieci Ziemi, które jedzą ryby nie przybliży nas do żadnego z Czempionów Pradawnych Żywiołów. Nawet jeśli ten cały Licho oparł się jakoś czarom i urokom Haydee, nadal nie widzę sensu w tym, co robimy. Skąd ta obsesja, Eressëa?
- Zakochałeś się? - Seet-Far skorzystał z okazji aby wtrącić się do rozmowy dogryzając smokowi.
- Tak, w tobie.
- Uważaj bo jeszcze ci uwierzę. - prychnął mieszaniec.
- Jest w nim coś, co mnie intryguje. - smok powiedział to tak, jakby jeszcze przed chwilą nie bawił się w słowne przepychanki z chłopakiem. - Na początku nie byłem tego taki pewny, ale teraz wiem na pewno, że jest młody, ma ponad trzydzieści, może czterdzieści lat, ale niewątpliwie należy do bardzo silnych. Wprawdzie nie był obojętny na uroki Haydee, ale oparł się temu. Gdyby gustował w mężczyznach, nie dziwiłbym się temu, ale to nie ten typ. Mam wrażenie, że Licho może wiedzieć kim ona jest i dlatego był w stanie pokonać to przyciąganie. To możliwe? - spojrzał na zakapturzoną dziewczynę.
- Nie wiem. - przyznała i spojrzała na smoka tymi swoimi pięknymi, wielkimi oczyma. - Nigdy dotąd nie przebywałam pośród tylko osób, nie spotkałam takich, którzy byliby w stanie mi się oprzeć.
Rambë odwróciła wzrok od przyjaciół i przyglądała się klienteli karczmy. Gdyby tylko była w stanie, powiedziałaby swoim towarzyszom kim najprawdopodobniej jest ta piękna nieznajoma, która tak okręcała sobie wszystkich wokół palca, jednakże coś wciąż jej na to nie pozwalało.
- Jeżeli wie kim jest Haydee i potrafi się jej oprzeć, powinniśmy oddać ją w jego ręce. To znaczy pod jego opiekę! On się nią zajmie, a my wrócimy po nią, kiedy wypełnimy swoje zadanie. - zdołała powiedzieć bez trudu, chociaż kiedy starała się ubrać w słowa myśli dotyczące tej pięknej, niebezpiecznej dziewczyny, dotyczące jej pochodzenia, nie była w stanie nawet otworzyć ust. Czuła się przez to poirytowana i winna, zupełnie jakby oszukiwała przyjaciół, chociaż przecież nie mogła nic zrobić.
- Pomyślę o tym. - zapewnił. - Na razie potrzebujemy odpoczynku. Devi, zapytasz o dwie kwatery. Jedna na Haydee i Rambë... - widząc spojrzenie tej ostatniej zawahał się – I dla ciebie. - dodał. - Drugie dla mnie i Seet-Fara.
To zadowoliło hybrydę, która niemal się uśmiechnęła. Eressëa rozumiał, że nie chce spać sama w pokoju z kobietą, której nie ufała nawet w najmniejszym stopniu i którą uważała za niebezpieczną. Devi był kimś, do kogo nie tylko miała pełne zaufanie, ale i była w stanie powierzyć mu swoje życie. Na początku może nie zgadzali się do końca we wszystkim i toczyli swoje małe wojny, ale teraz byli sobie niewątpliwie bliscy. Zresztą, Devi był ostatnią osobą, która mogłaby jej w jakikolwiek sposób zagrażać. Nie interesował się kobietami, nie interesował się także mężczyznami. Jedyną osobą, do której wydawał się żywić jakieś prawdziwie intymne uczucia był jego opiekun. Tak przynajmniej wyglądały sprawy na chwilę obecną.
Devi skinął głową posłusznie i podniósł się momentalnie. Nie trzeba było mu niczego powtarzać. Po prostu oddalił się od zajmowanego przez nich stolika podchodząc do kontuaru, za którym stała teraz młoda dziewczyna, może nawet córka właścicielki, sądząc po tym, jak swobodnie się tam czuła.

Pokój był niewielki, stanowczo za mały dla trzech osób, ale tylko takie były wciąż dostępne Pod Niedźwiedzią Łapą. Rambë postanowiła oddać całe łóżko do dyspozycji Haydee, a sama spać razem z Devim na podłodze. Chłopak chciał ją odwieść od tego pomysłu, ale niewiele mógł zdziałać, nie mając żadnej sensownej alternatywy. Było ich w końcu troje, a mogli podzielić się jedynie jednym, dwuosobowym łóżkiem. Jasne, zawsze to Rambë i Devi mogli rozłożyć się na nim wygodnie, jednakże chłopak nie miał zamiaru kazać jakiejkolwiek kobiecie spać na ziemi, podczas kiedy on miałby zajmować łóżko. Był przecież mężczyzną, a to zobowiązywało, nawet jeśli zdaniem hybrydy było to głupie i nierozsądne.
Rozebrali się, czego nie mieli okazji robić od wielu dni, a przynajmniej nie do snu. Zostali w samej bieliźnie, z czego Devi czuł się bardzo nieswojo. Rambë rozumiała, co ma na myśli. W końcu jedynie dolne partie ich ciał były w jakiś sposób osłonięte i chociaż dziewczyna wzięła koc z łóżka okręcając się nim dokładnie, wiedziała, jak ciężko musi być chłopakowi oswoić się z faktem, że ma obok siebie dwie niemal nagie kobiety.
Nie myśląc za wiele, Devi wyszedł by wrócić po chwili z własnym kocem pożyczonym z pokoju smoka i mieszańca.
- Nie musiałeś. - zauważyła trochę zdziwiona hybryda. - Przecież bym się na ciebie nie rzuciła... Oh, no tak. - speszyła się. - Nie chodzi o mnie tylko o ciebie, ale przecież ty też mnie nie dotkniesz, więc...
- Rambë... - Devi westchnął cicho – Spałaś kiedyś z mężczyzną lub z kimkolwiek innym od kiedy dorosłaś i przestałaś wślizgiwać się nocami do łóżka rodziców?
- Skąd wiedziałeś, że....
- Większość dzieci chyba tak robi, kiedy jest blisko z rodzicami. Nie ważne. Podejrzewam jednak, że nie miałaś okazji i nie wiesz jak się wtedy zachowujesz. Nie żebym miał na to zareagować, ale wątpię żebym mógł się wyspać z twoimi piersiami rozlewającymi się po moich plecach, jeśli okaże się, że jesteś typem, który lubi się przytulać.
- Skąd wiesz, że ci się to nie spodoba, skoro nie chcesz nawet spróbować? - Haydee przyglądała im się swoimi wielkimi, lazurowymi oczyma.
Devi wyobraził sobie siebie otoczonego tymi dwiema, niewątpliwie pięknymi kobietami. Ich ciepłe, niemal gorące, gładkie ciała, pełne, jędrne piersi, miękkie, delikatne usta, drobne języczki i skrzywił się mimowolnie. O ile mógł znieść myśl o tym, jak przytulają się nagie do jego nagiej skóry, o tyle pocałunek... Nie, jednak nie. Myśl o seksualnej intymności sprawiał, że odczuwał coś na wzór obrzydzenia.
- Nie chcę próbować. - powiedział zdecydowanie.
- Gdyby jednak miał to być mężczyzna... - Haydee zwiesiła głos, świdrowała chłopaka spojrzeniem.
Devi spróbował odtworzyć w myślach poprzednią scenę, jednak tym razem posłużył się w tym celu Eressëa oraz Seet-Farem. Skinął głową wydymając odrobinę usta.
- Tak, tego mógłbym spróbować. - przyznał, co sprawiło, że dziewczyna prychnęła jakby rozeźlona.
„Czyżby w końcu zaczęła rozumieć, dlaczego nie ma władzy nad Devim?” pomyślała nie bez satysfakcji Rambë. Sama na początku była tym poirytowana, ale to miało miejsce jakiś czas temu. Całe wieki temu, przyszło jej do głowy. Wieki temu, kiedy podejrzewała, że zakochuje się w Devim. Prawda była jednak taka, że niedługo później uświadomiła sobie swoje prawdziwe uczucia. Devi był dla niej jak brat i właśnie tak go kochała. Kiedy to do niej dotarło, od razu przestała być zazdrosna o Jean-Michaela, bo tak chyba nazywał się ukochany opiekun Deviego.
- Powinniśmy w końcu się położyć. - przypomniał im w końcu chłopak, który najwyraźniej miał już dosyć poświęcanej mu uwagi. - To może być nasza ostatnia spokojna noc pod dachem.
Temu nie sposób było zaprzeczyć i ten argument w pełni wystarczył aby jego towarzyszki ułożyły się do snu.

1 komentarz:

  1. ~Safira Luna Blacke19 czerwca 2016 17:45

    Cudnie że jest nowy rozdział, dziękuje i proszę o jeszcze:-)

    OdpowiedzUsuń