niedziela, 18 października 2015

31. Wspomnienia nadchodzących czasów

Po ostatnich wydarzeniach, podczas których Eressëa ukazał mroczną stronę swojej duszy, między czwórką wybrańców nastały ciche dni. Z jakiegoś powodu unikali rozmów i chociaż nie padło ani jedno słowo krytyki, było oczywistym, że przyczyną nagłego zamknięcia się w sobie każdego z nich było pamiętne, chociaż niezwykle krótkie i jednostronne starcie z harpiami.
Im dłużej unikano rozmowy, tym większe było prawdopodobieństwo, że temat tamtych wydarzeń odejdzie w niepamięć, zostanie zepchnięty na samo dno pamięci, by tam czekał na całkowite zapomnienie. I pewnie naprawdę by do tego doszło, gdyby nie fakt, że Rambë okazała się dotknięta śmiercią dziecka bardziej niż powinna. To ona przerwała tę „zmowę milczenia”, to ona powróciła do tematu, którego nikt nie chciał poruszać.
- Dlaczego jesteś taki nieludzki?! - syknęła na smoka, który nie dał nic po sobie poznać, toteż ciężko było stwierdzić, czy zaskoczyła go takim pytaniem.
- Nieludzki? - Eressëa uniósł brew spoglądając na dziewczynę w ten dziwny wymuszenie kpiący sposób.
- Wiesz o co mi chodzi! - hybryda nie dała się speszyć. Zamiast oblać się purpurą, wlepiła w mężczyznę ostre, nienawistne niemal spojrzenie. - Chcę wiedzieć, co wydarzyło się w twoim życiu i uczyniło cię takim skończonym barbarzyńcą! Przecież to było tylko dziecko!
- Barbarzyńcą? - smok zaśmiał się krótko. - Tak się składa, że okazałem jej miłosierdzie. Chcesz wiedzieć dlaczego taki jestem? A może wolisz żebym opowiedział ci więcej o tym dziecku i jego rasie? Powiedz mi, ile wiesz o świecie? Spotkałaś się już w wilkami? Z wygłodniałą, szaloną watahą? Wiesz, co mogliby zrobić temu twojemu dziecku? Ja ukróciłem jej męki, sama nigdy by sobie nie poradziła, za to wilki miałyby używanie. I nie tylko one. - na twarzy smoka pojawił się uśmiech wyższości. A może zastanawiałaś się kiedyś, gdzie podziewają się samce harpii, za którymi tak się wstawiasz? Są hodowani! Hodowani na potrzeby przetrwania gatunku. Trzymają ich w klatkach, pilnują żeby byli zdatni do rozrodu, a kiedy są już w wieku rozpłodowym, są wykorzystywani do zapłodnienia samicy. Kiedy już się do niczego nie nadają i nie są w stanie płodzić potomstwa, zostają po prostu zjedzeni. Przynajmniej kilka razy do roku organizowane są wielkie uczty dla uczczenia narodzin nowych samic i wtedy właśnie daniem głównym są niepotrzebni już nikomu samce. Wiesz tak mało o tym świecie, tak bardzo go idealizujesz, że nie potrafisz zrozumieć, że morderstwo z zimną krwią może być miłosierdziem! To nie jest twój wesoły domek rodzinny, ale prawdziwy świat, który nie ma litości dla tych, którzy nie są w stanie przeżyć o własnych siłach. Jeśli się nie obronisz przed napastnikiem, zostaniesz zjedzona lub sponiewierana. Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Dziewczyna milczała, rzucała gromy w jego stronę, ale nie odezwała się ani słowem. Zadała pytanie, otrzymała część odpowiedzi, ale wciąż chciała wiedzieć, co sprawiło, że smok stał się tym, kim teraz był. Już otwierała usta, żeby znowu o to zapytać, kiedy Eressëa ponownie się odezwał.
- Jestem stary. Pamiętam poprzednie Wojny Ras, a nawet czasy przed ludźmi. Nie potrafisz wyobrazić sobie co widziałem i co przeżyłem. Jeśli będziesz miała szczęście i zdołasz przeżyć chociażby dwa tysiące lat, nauczysz się życia i zrozumiesz dlaczego jestem taki, a nie inny. Ale póki nie przeżyjesz dramatu, który stał się moim udziałem, nie będziesz mogła pojąć tego, co nadało mi ostateczną formę. Mogę opowiadać ci historię zdrady Żywiołów, śmierci i szaleństwa moich przyjaciół, tych, których miałem za rodzinę, ale to nic ci nie da. Ot, kolejna opowiastka, która niczego nie zmieni, niczego cię nie nauczy. Porzućmy więc temat tego, co i jak zrobiłem. Uratowałem ją przed gorszym losem, przed prawdziwą udręką. Nie chciałbym żebyś była kiedykolwiek świadkiem tego, co może stać się z bezbronnym dzieckiem w tym świecie. Zresztą, patrzę na ciebie i wiem, że jesteś niewinna, trzymana pod kloszem i wciąż dziewicza. Nie chcę ci tego odbierać. Jestem nieludzki i barbarzyński, ale jednocześnie miłosierny, więc doceń to.
Rambë prychnęła, ale jej wzrok stracił cały impet. Chociaż odrzucała całą sobą wyjaśnienia mężczyzny, mimowolnie zaczynała je rozumieć i dopuszczała do siebie sens słów smoka. Nie znała świata, nie natknęła się na wilki ani inne niebezpieczne rasy, więc jakże mogła wiedzieć, jakie niebezpieczeństwo kryje się za zakrętem.
- Słyszę szum rzeki! - Seet-Far przerwał chwilowe milczenie i mimowolnie narzucił zdecydowanie lżejszy temat. W końcu sam odczuł ciężar słów smoka i rozumiał doskonale ich znaczenie. Miał młodszą siostrę, dziewczynę przepiękną, pożądaną i niewinną. Niejednokrotnie martwił się o to, co z nią będzie i co postanowi z nią zrobić jej matka. Czy odda go byle wyższemu rangą generałowi za żonę? Nie chciał nawet o tym myśleć, więc z ulgą przyjął szum wody, który tak rozkosznie wypełnił jego uszy, przynosząc ukojenie.
- To nie rzeka. To wodospad. - poprawił mieszańca Devi, który z kolei chłonął wszystko jak gąbka, ale nie pozwalał by cokolwiek dotarło do jego serca. W przeciwieństwie do dwójki swoich młodych towarzyszy, trochę już przeżył, więc nie czuł się w obowiązku do przesadnego rozpamiętywania dramatów innych ras. Wystarczały mu jego własne, a był pewny, że tych nie zabraknie podczas tej karkołomnej misji. - Nie lubię wodospadów. Mam z nimi złe wspomnienia.
- Ciii! - uciszył rozmowę Eressëa i nastawił uszu wsłuchując się w szum, który nie miał prawa się pojawić. W tych rejonach nie było żadnej bieżącej wody, tego był pewny. Więc skąd wziął się ten jakże wymowny odgłos świadczący o tym, że niewątpliwie mają do czynienia z wodą? - To nie może być zwykły wodospad.
- A jeśli to...
- Nie, to niemożliwe. Wiem o co ci chodzi, ale ten dźwięk nie pochodzi od Góry Bogów. Tego jestem pewien. Ma w sobie zupełnie inną magię. Zbyt wyraźną i dosłowną, jakby ktoś chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę.
- Więc znowu pakujemy się w kłopoty, tak? - Seet-Far spoglądał na smoka z ufnością, w sposób świadczący o całkowitym poddaństwie jego woli. W końcu Eressëa może i potrafił być brutalny, ale przede wszystkim był doświadczony i niezwykle silny, co czyniło z jego towarzystwa idealną inwestycję w życie.
- Nie mam pojęcia.
- To śpiew. - Rambë weszła im w słowo, a ich pełnie niezrozumienia spojrzenia były aż nadto wymowne. - Wsłuchajcie się! - parsknęła speszona i poirytowana jednocześnie. - To nie jest przypadkowy szum! Ma wyjątkowy, zmienny, ale powtarzający się rytm, charakterystyczną melodię. To jest śpiew.
- Skoro tak mówisz... - mieszaniec nie wydawał się przekonany, ale Eressëa skinął głową z powagą i szacunkiem dla jej osądu.
- To możliwe. - wyjaśnił i spojrzał na Seet-Fara w niemal ciepły sposób. - Wychodzi na to, że jednak pakujemy się w kłopoty. Jeśli to nie przypadkowy szum, ale rzeczywiście czyjś śpiew to muszę wiedzieć czyj i jak powstaje.
Chociaż czwórka Czempionów najchętniej unikałaby problemów, w pewnym momencie po prostu zrozumieli, że ich misja nie jest tak klarowna jakby się mogło wydawać, zaś otrzymane na drogę wskazówki pozostawiały wiele do życzenia, toteż nie mogli zignorować tego dziwacznego, niepokojącego szumu. Musieli mieć pewność, że cokolwiek wydaje ten dźwięk, nie jest związane z ich misją, nie stanowi dodatkowego drogowskazu, w przeciwnym razie straciliby czas, a tego na pewno nie chcieli.
Chociaż odnalezienie właściwej drogi na podstawie dźwięku, który wydawał się bezustannie przemieszczać nie było łatwe, wytężyli słuch poprawiając siebie nawzajem. Istniało podejrzenie, że każde z nich słyszy to samo w inny sposób, jakby coś co ich od siebie różni miało w tym wypadku ogromne znaczenie, podobnie jak podobieństwa wynikające chociażby z płci. To irytowało smoka, który ewidentnie nienawidził się mylić, ale jednocześnie dowartościowywało Rambë, ponieważ ona wydawała się słyszeć tę „pieśń”, jak zaczęła nazywać te dźwięki, coraz wyraźniej. Szum wydawał się więc mamić mężczyzn, ale nie działał na kobiety w ten sam sposób, a przynajmniej w taki sposób tłumaczyła to towarzyszom hybryda. Musiała przyznać, że ten fakt wcale się jej nie podobał, ale doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich obowiązków Czempiona Wody, a one wymagały od niej sprawdzenia tego tropu. Wprawdzie przeszło jej przez głowę, że to właśnie jej Żywioł pozwala na usłyszenie śpiewu w szumie wodospadu, ale tę ewentualność wolała chwilowo wykluczyć. Nie chciała zaczynać tak wcześnie ani starcia ze swoim przeciwnikiem, ani poważnej przeprawy zmierzającej ku bardzo możliwemu zatraceniu. Nie była na to gotowa, chociaż musiała przyznać przed samą sobą, że dorastała z każdym dniem.
- Tam! - wskazała palcem miejsce, z którego jej zdaniem docierał niecodzienny śpiew i pozwoliła by to Eressëa prowadził, ponieważ w przeciwieństwie do niej, wydawał się zawsze przygotowany na każdą ewentualność. Najwyraźniej jednak nie był gotowy na to, co znalazł we wskazanym przez dziewczynę miejscu.
W wykopanym przez zwierzęta dole, leżała naprawdę piękna, naga kobieta. Jej jasna, aksamitna skóra była gdzieniegdzie poprzetykana złotymi plamkami, zaś idealnie perfekcyjne kształty przykuwały wzrok każdego, kto na nią spojrzał. Delikatna uroda, wątłe ciało, zapłakane wielkie, lazurowe oczy. To jej śpiew przypominający szum wodospadu słyszeli, teraz nie mieli co do tego wątpliwości, ponieważ kobieta dopiero spostrzegła stojących nad jej więzieniem i zamilkła w ogóle niezrażona tym niespodziewanym towarzystwem. Przekrzywiła głowę wpatrując się w nich z zaciekawieniem, a jej jasne, lazurowe, miejscami białe włosy zsunęły się na kształtne piersi zasłaniając je.
- A to mi dopiero niespodzianka. - mruknął Seet-Far, który nie potrafił oderwać oczu od dziewczyny. Powiedzieć, że była piękna to za mało by oddać jej prawdziwą urodę. Delikatny nosek, pełne, rumiane usta przypominające dwie złote rybki, długie, podkręcone kokieteryjnie rzęsy otulające te niesamowite oczy. Co taka dziewczyna robiła w dziurze na środku trawiastego pustkowia?!
- Czy coś ci dolega? - Rambë wcale nie ufała nieznajomej, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Ostatnio przejawiała brak zaufania względem tak wielu osób, że sama zaczynała się tego wstydzić.
W odpowiedzi nieznajoma kilka razy otworzyła i zamknęła usta, jakby próbowała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. W końcu pokręciła tylko przecząco głową.
Hybryda postanowiła zrzucić to na krab stresu. W końcu nigdy nie wiadomo, co spotkało dziewczynę, skoro teraz siedziała zupełnie naga w całkiem sporym dole w ziemi. Może przydarzyło się jej jakieś niewyobrażalne nieszczęście?
- Chodź, pomogę ci się stąd wydostać. - smok wyciągnął do nieznajomej pomocną dłoń, a ona wpatrywała się w nią przez chwilę, zanim ujęła ją w obie swoje. Eressëa bez najmniejszych problemów podciągnął ją do góry i postawił na nogi, ale te ugięły się pod nią. - Uważaj. - znowu jej pomagał, ale było wyraźnie widać, że nieznajoma miała problemy z utrzymaniem się prosto o własnych siłach. Smok przyglądał się przez chwilę jej niezgrabnym staraniom. W końcu wyjął swój płaszcz podróżny i zarzucił go na ramiona kobiety, po czym po prostu wziął ją na ręce. - Pomożemy ci oddalić się od tego miejsca, a kiedy będziesz gotowa, porozmawiamy. - kolejny raz potwierdzeniem było tylko skinienie głową.
Rambë i Seet-Far spoglądali podejrzliwie i z widocznym niezadowoleniem na tych dwoje, po czym jakby wyczuwając te jakże podobne reakcje, skrzyżowali spojrzenia. Oboje speszeni, ale pełni zrozumienia dla siebie nawzajem, choć nie dało się ukryć, że nie mieli pojęcia, co tak naprawdę myśli ta druga osoba. Przez chwilę zapewne nawet pomyśleli, że smok jest miły tylko po to by zdobyć zaufanie nieznajomej, a następnie zabić ją tak, jak zabił małą harpię, ale nic podobnego się nie wydarzyło. Eressëa po prostu trzymał nagą, otuloną płaszczem piękność w ramionach i najwyraźniej nie widział w tym niczego zdrożnego lub nadzwyczajnego.
- Co właściwie się stało? Jak trafiłaś do dołu? - hybryda przekalkulowała w myślach fakty, dochodząc do wniosku, że jej najgorsze obawy, co do sytuacji nieznajomej nie mogły mieć miejsca, skoro ta tak ufnie pozwalała sobie na kontakt z mężczyzną. Nie było więc sensu silić się na dyskrecję. Postanowiła nie czekać aż kobieta wymyśli sobie jakąś wiarygodną historię, w którą oni uwierzą. Musiała znać fakty, jeśli miała pozwolić aby do ich grupy przyłączył się ktoś jeszcze. Problem polegał tylko na tym, że piękna nieznajoma znowu tylko otwierała i zamykała usta, chociaż język miała na swoim miejscu, co Rambë stwierdziła z niejaką ulgą. Zresztą, przecież dziewczyna śpiewała, kiedy się na nią natknęli! Dziwacznie, ale jednak było to śpiew.
- Trafiłam... tu… z... deszczem... - w końcu padły jakieś konkretne, chociaż dukane powoli słowa. Głos dziewczyny był niezwykle cichy i przypominał szum wody, tak jak wcześniej jej śpiew wydawał się być odgłosem wodospadu. - Nie... Nie mogłam... wrócić. - mówienie szło jej z każdym słowem coraz sprawniej, jakby od dawna tego nie robiła i dopiero teraz przypominała sobie o tym, w jaki sposób należy to robić. - Z deszczem. - powtórzyła, a na jej twarzy pojawiła się trudna do opisania tęsknota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz