niedziela, 8 lutego 2015

6. Wspomnienia nadchodzących czasów

Niebo nad horyzontem miało kolor krwi, który sprawiał, że jasny piasek pustyni wydawał się pomarańczową skórą jadowitego gada. Na tym tle, namioty Ifrytów wyglądały jak iglice kostnych wyrostków nabiegłych wyżerającą ciało trucizną. Rozgrzane powietrze paliło w gardła i nozdrza tych, którzy do niego nie nawykli, a wieczorna pora nie stanowiła żadnego odpoczynku od wysokich temperatur. Jeśli to w ogóle możliwe, ogniska, przy których gotowano strawę sprawiały, że między namiotami można było się udusić, toteż nawet sami członkowie plemienia unikali poruszania się między nimi w tym czasie. Może należeli do Ognia, ale nadal byli tylko istotami połączonymi z Żywiołem, dalekimi od perfekcji.
Jeśli jednak w jakimś miejscu temperatura mogła być jeszcze wyższa to na pewno w namiocie wodza, który właśnie odbywał długie i wykańczające spotkanie z synem i jego „matką”.
- Rozumiem cię doskonale, ale to nie jest moja wina! - przywódca plemienia Ifrytów przesunął dłonią po swoich krwistych włosach i przymknął oczy biorąc głęboki oddech. Krążył po swoim namiocie już od dłuższego czasu i próbował zebrać myśli. - Nie ja go tak wychowałem. Nie patrz tak na mnie! - zmarszczył brwi z wyrzutem, co sprawiło, że jego przystojna twarz nagle wydawała się obliczem dziecka.
- Nie oskarżam cię o to! - na poduszkach po drugiej stronie namiotu siedział jasnowłosy, bladolicy mężczyzna, który mimo widocznego zdenerwowania był w stanie zapanować nad głosem. - Nawet mi do głowy nie przyszło, że mógłbyś uczyć naszego syna rozwiązłości. Tyle tylko, że jest już niemal mężczyzną...
- Ja już jestem mężczyzną, tato! - wtrącił się do rozmowy główny powód spotkania i nerwowości rodziców. Seet-Far nie wydawał się przejmować zaistniałą sytuacją. Ze znudzonym wyrazem twarzy zaplatał warkocze na swoich półdługich, dwukolorowych włosach. Spod płomiennej grzywki na rodziców spoglądały dwa węgielki oczu, o kilka tonów ciemniejsze niż spodnia część sięgających ramion, zaplecionych niedbale pasemek.
- Żeby być mężczyzną nie wystarczy urosnąć i robić z siebie seksualnej atrakcji wioski czy gniazda! - syknął na niego Niquis, który teraz już nie panował nad sobą i prychał wściekle na syna.
- Szukam sobie partnerki... lub partnera, nie ważne! Skąd mam wiedzieć, że to właściwa osoba, jeśli się z nią nie prześpię, co?! - podniósł głos poirytowany młodzian.
- Dajesz zły przykład siostrze! - zauważył Fer-keel-sar.
- Matka jej pilnuje, a ja i tak widuję ją raz na kilka dni! - prychnął chłopak i spojrzał wyzywająco na ojca. Żona przywódcy Ifrytów nie należała do osób, które tolerowałyby wybryki nieślubnego dziecka swojego małżonka. Tym bardziej, że Seet-Far był mieszańcem, jakiego świat dotąd nie widział. Jak to w ogóle możliwe, żeby z połączenia samca Ifryta i samca tiikeri, który sam nie jest ani królikiem, ani też drapieżnym kotem, swój początek wzięło jajo. W konsekwencji wykluł się z niego Seet-Far, z którym teraz rodzice mieli tak wiele kłopotów.
Początkowo chłopak wychowywał się ze swoim królewskim ojcem, który uczył go panować nad ogniem, co szło chłopakowi nie najgorzej, chociaż zdecydowanie większy talent przejawiał w dziedzinie języków. Z czasem dołączył do Niquisa, który żył wraz ze swoim partnerem i posłuszną mu zbieraniną przeróżnych wyrzutków Ras. I tutaj zaczynały się schody, ponieważ chłopak potrafił przemienić się w niegroźnego kociaka, ale nawet duchowa manifestacja jego pełnej formy była dla niego nieosiągalna. Niquis czasami nawet wątpił w to, że jego dziecko będzie w stanie przyjąć bojową formę swojego zwierzęcego oblicza. Sam przecież miał z tym problem i większość czasu spędzał w ciele przypominającym królika.
Na zewnątrz, poza namiotem, zapanowało wielkie poruszenie. Ifryci byli zaniepokojeni, co wskazywało na to, iż ktoś najwyraźniej wtargnął do osady. Wydawało się to niemożliwe, ale czy niemożliwe naprawdę istniało. Oznaczało to jednak koniec dyskusji o życiu seksualnym młodego mieszańca.
Fer-keel-sar wyjrzał z namiotu i zawołał jednego ze swoich ludzi pytając o dokładny powód zamieszania. Niestety, strażnik nie miał pojęcia, co dzieje się po drugiej stronie obozu, więc na rozkaz swojego wodza ruszył biegiem w stronę wyraźnie słyszalnego harmidru, którego powód wydawał się już oczywisty, chociaż zupełnie niemożliwy do pojęcia. Kto i po co miałby się zjawić w wiosce niezawadzających nikomu Ifrytów? Nawet dżiny nie pojawiały się częściej niż raz na kilka faz księżyca, a przecież po Wojnie Ras otworzyli się na kontakt ze światem zewnętrznym.
Cóż, wódz mógł czuć się zdezorientowany, ale Niquis miał niewyraźną świadomość, że cokolwiek się działo, miało związek z nimi, z osobami przebywającymi w królewskim namiocie. Nikt spośród plemienia nie był przecież na tyle ważny by wywołać jakiekolwiek zamieszanie, a fakt rozgrywania się tego wydarzenia akurat teraz, kiedy pośród Ifrytów byli oni, Niquis i Seet-Far, wydawał się wystarczająco wymowny.
- Mam co do tego bardzo złe przeczucia. - westchnął zmęczonym głosem tiikeri i spojrzał na syna. Młody mieszaniec wydawał się poruszony wydarzeniami, o których nie miał jak na razie żadnego pojęcia. Jego młodzieńcza potrzeba działania i chęć pakowania się w kłopoty były niestety silniejsze niż zdrowy rozsądek.
- Wyjdźmy z namiotu. - polecił Fer-keel-sar i mocno uderzył syna w głowę, gdy ten podniósł się ze swojego miejsca z ogromnym uśmiechem na twarzy i niecierpliwym drżeniem całego ciała. - Jeśli chcesz dożyć prawdziwej dorosłości, słuchaj swojego instynktu przetrwania, a nie chuci i głupoty. W przeciwnym razie kolejne nasze spotkanie w trójkę będzie dniem, w którym twoje ciało zostanie zwrócone Żywiołom.
- Ojcze...
- Nie przesadzam. - przerwał chłopcu Ifryt, a z całej jego postawy biła taka powaga, że Seet-Far wolał nie mówić już nic więcej.
Opuścili namiot w chwili, kiedy wysłany na szybki zwiad strażnik wrócił z wieścią, że w wiosce pojawił się dziwny mężczyzna przypominający zarośniętego mchem jelenia. To wyjaśnienie było równie mgliste, co sama niewiedza.
- Przywiodły go tutaj Żywioły, wodzu. - dodał pospiesznie strażnik. - Ogień nie pozwala nam reagować, chroni go.
Ta informacja strapiła Fer-keel-sara, jednakże dla Niquisa była bodźcem do działania. Tiikeri skupił się na swoim zmyśle węchu oddzielając obce zapachy plemienia oraz pustyni od tych, które znał. Nie było to łatwe, ale w końcu dotarł do woni, którą już kiedyś czuł, chociaż nie wiązała się ona z pozytywnymi wspomnieniami. Starał się ją skojarzyć z konkretnym wydarzeniem i wiedział, że musi cofnąć się w tył o kilkaset lat, do czasów na niedługo przed Wojną Ras, w której brał udział. Wilki, pamiętał te piekielne wilki, które zrobiły z niego durnia i zabrały mu sprzed nosa elfa, który wtedy był mu bardzo drogi. Tak, doskonale pamiętał tamte zapachy, a z nimi wiązał się ten, który czuł teraz. Tak charakterystyczny, intensywny.
- Pustelnik. - skojarzył w końcu.
- Co takiego? - władca plemienia wydawał się zbity z tropu.
- Kłopoty. - podsumował krótko Niquis i ruchem głowy wskazał stronę, z której nadchodził otoczony przestraszonymi Ifrytami Pustelnik z Puszczy Poległych. Wystarczyło, że jego widmowe oczy spojrzały na wyglądającego zza rodziców Seet-Fara, a ciało chłopaka zaczęło powoli rozgrzewać się od środka.
„Zupełnie jak przy orgazmie” pomyślał zanim spanikował, ponieważ nie mógł się ani ruszyć, ani też powiedzieć głośno nawet słowa. Z jego oczu wyzierała panika, a serce boleśnie zabiło w piersi. Całe ciało młodego mieszańca stanęło w ogniu, a jego ciepło sprawiło, że dotąd odwróceni do niego przodem rodzice spojrzeli szybko za siebie.
- Co do... - Ifryt nie dokończył, ale nie mógł też ruszyć swojej pociesze na pomoc, ponieważ płomienne dłonie przytwierdziły jego nogi do podłoża.
- Cemenva Úr ortane! - powiedział głośno Pustelnik, ale nikt go nie zrozumiał. Nikt poza chłopakiem, który jakimś sposobem wyłapał te słowa spośród furkotu płomieni.
- Czempion Ognia powstał. - przetłumaczył zdziwiony, że jego usta poruszają się same, a z gardła mimowolnie wydobywają się dźwięki. Był bliski omdlenia ze strachu, kiedy płomienie nagle zniknęły, a on stał nietknięty, jakby nic się nie stało. Nogi podmówiły mu jednak posłuszeństwa i upadł na kolana drżąc na całym ciele. Czuł się słaby jak dziecko, łzy napłynęły mu do oczu ze strachu, ale nie chciał ich nikomu pokazać, toteż spoglądał w piasek póki nie poczuł obejmujących go delikatnych ramion. Zaskoczony spojrzał w jasne, piękne oblicze młodszej siostry, która mając w nosie zakazy matki podbiegła do niego, gdy tylko była w stanie.
- Sejdii... - głos mieszańca zadrżał, więc nie odważył się mówić dalej by nie stracić całkiem kontroli i nie rozpłakać się.
- Wiesz, co to znaczy braciszku? - zapytała podnieconym głosem. W przeciwieństwie do niego wcale się nie bała. Ale przecież to nie ona przed chwilą straciła panowania nad ciałem! Jej jasne, odziedziczone po ojcu oczy o ciemnych obwódkach tęczówki, której kolor wydawał się wyblakły lśniły podnieceniem. - Zostałeś wybrany! - powiedziała mu piskliwie. - Zostałeś wybrany do wielkich rzeczy, braciszku! Tak bardzo ci zazdroszczę! - znowu objęła go, chociaż teraz jej ramiona drżały od odczuwanego podniecenia. Rude włosy pachniały kadzidłem i były niezwykle miękkie, kiedy natrętnie pchały się prosto w twarz chłopaka. - Czytałam o tym. - wyszeptała mu do ucha cichutko. - To tajemnica, matka by mnie ukarała, gdyby się dowiedziała, więc nie mów nikomu. - jej ciepły oddech muskał teraz jego policzek – Legendy z czasów sprzed ostatniej Wojny Ras mówią, że...
- Sejdii! - ostry, karcący głos władczyni był jak trzaśnięcie bicza. - Nie wypada żeby księżniczka obściskiwała się publicznie! Nawet z bratem! - podkreśliła ostatnie słowo z niechęcią.
Król, wódz, władca – dla Ifrytów wszystkie te słowa były tym samym, więc młodych potomków władców uznawano po prostu za książęta, chociaż od czasu zniszczenia ludzi coraz rzadziej nazywano wodza królem, ponieważ było to jednak określenie kojarzone z wybitymi przez Rasy ludźmi.
- Ten chłopak został wybrany przez Ogień by zostać jego czempionem w walce z Czempionem Pradawnego Mrocznego Żywiołu. By wypełnić swoje przeznaczenie, chłopak musi za miesiąc spotkać się w Wierzbowym Gaju na północy z innymi wybrańcami., zaś dwudziestego pierwszego dnia miesiąca Słońca wyruszą wspólnie w stronę morza. Musisz być na to przygotowany czempionie Ognia. - zwrócił się bezpośrednio do mieszańca, a następnie spojrzał na jego rodziców domyślając się, że będą chcieli protestować, a on nie miał zamiaru przerabiać tego kolejny raz. - Wybrańcem Ziemi jest ten, którego znacie i któremu zawdzięczacie sukces podczas Wojny Ras, Devi. Czempionem Wody jest latorośl, która wzięła swój początek z tego samego starcia, zaś ostatnim z nich mężczyzna, który wieki temu walczył w odleglejszej jeszcze wojnie. Wy doczekaliście się swojej chwały na polu walki, zniszczyliście zarazę, ale teraz należy wyplenić zarażone chwasty, jakie po sobie pozostawiła. W tym celu Żywioły potrzebują nowych i starych pokoleń. Chłopak może nie być gotowy, ale nie ma czasu czekać. - jego mgliste spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem Niquisa i dla tiikeri było już jasne, że Seet-Far nie ma żadnego wyboru. On swojego dokonał dawno temu, ponieważ nie został wybrany, a jedynie sam wybrał uczestnictwo w wyprawie prowadzącej do Wojny. Jego syn został postawiony przed faktem dokonanym.
- Seet-Far jest gotowy! - dziewczęcy głos dochodzący od strony głównego zainteresowanego był zaskoczeniem, gdyż nie tego się spodziewano. Piękna i drobna Sejdii stanęła jednak murem za bratem i była pewna, że sobie poradzi, nie przestraszy się wyzwania, chociaż on sam z powodzeniem mógłby wypełnić ze strachu spodnie. - Jest dzielny i silny, więc na pewno da sobie radę!
- Sejdii! - matka znowu skarciła dziewczynę i tym razem nawet ruszyła by siłą zaciągnąć ją do namiotu, ale księżniczka wymknęła się zwinnie przed wyciągniętą dłonią. Zatoczyła kółko wokół brata i wykorzystała okazję by szepnąć mu na ucho:
- Zakradnij się do mnie w nocy, dam ci książkę, z której dowiesz się tego, co wiem ja. - szybko pocałowała trochę szorstki policzek chłopaka i pomknęła szybko między namiotami w stronę swojego prywatnego więzienia, w którym trzymała jednak pochowane przedmioty związane z dawnym światem, światem sprzed wojny. Książka, którą chciała dać bratu była takim właśnie zakazanym skarbem, ale nie żałowała decyzji, jaką już podjęła. Była bowiem pewna, że właśnie dlatego w jej ręce wpadła ta, a nie inna księga. Seet-Far miał być jej właścicielem, to ona miała wskazać mu drogę jaką ma przebyć.
Pustelnik nie czekał na potwierdzenie, odpowiedź, na nic. Wykorzystał zamieszanie wywołane przez księżniczkę by wymknąć się w miarę niepostrzeżenie z wioski. Wiedział, że wszystko zostało już postanowione, zaś tiikeri dopilnuje wszystkiego. Przeznaczenia nie da się zmienić, nawet jeśli jest pisane na bieżąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz